[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samotność.
- Ja też. - Zamilkła na chwilę. Wyczuł, że chce jeszcze coś
powiedzieć i dał jej czas.
- Oliverze - zaczęła niepewnie, - Kiedy cię zobaczę? Ukryte
napięcie w jej głosie poruszyło go do głębi.
Mógł sobie wyobrazić, ile kosztowało ją zadanie tego pytania.
Bezskutecznie usiłowała sprawiać wrażenie nieza-angażowanej,
opanowanej i chłodnej. Z odrazą pomyślał, że wymusił na niej to
155
Anula
ous
l
a
and
c
s
pytanie. Z drugiej zaś strony ten kolejny dowód uczucia przyniósł mu
pocieszenie.
- Właśnie w tej sprawie dzwonię, kochanie. Chciałbym, żebyśmy
razem spędzili następny weekend, sami w moim domku w Berkshires.
Podjadę po ciebie w piątek wieczorem i odwiozę w niedzielę. Co ty na
to?
- Tak się cieszę, Oliverze - usłyszał radosny głos i uśmiechnął
się w odpowiedzi.
- Nie mogę się doczekać, piątek wydaje mi się jeszcze taki
daleki. Ale mam tak nabity tydzień, zwłaszcza w porównaniu z
ostatnim, że szybko minie...
Jej leciutki śmieszek wprawił go niemal w błogostan.
- A co masz w tym tygodniu - to znaczy, co będziesz
reklamować oprócz wody kolońskiej?
Poczuł, że szczęście pryśnie za chwilę jak bańka mydlana.
- Och, nic ciekawego, jakieś ciuchy i sprzęty. Rozmawiałaś z
Tonym?
- Jeszcze nie, ale muszę zadzwonić, żeby podziękować mu za
mój.. .urodzinowy prezent. - Zniżyła głos. - Jeszcze raz ci dziękuję.
- Za co?
- Za...opiekę w chorobie, za cudowny tydzień, jaki dzięki tobie
spędziłam, za naszyjnik.
- Nosisz go teraz? Przymknął oczy i przywołał w myślach widok
z wczorajszej nocy, kiedy stała przed nim, spowita jedynie w
156
Anula
ous
l
a
and
c
s
księżycową poświatę, z błyszczącym okiem klejnotu na złotym
pasemku wokół szyi.
- Tak.
- Bardzo się cieszę - powiedział z uśmiechem. Uświadomił sobie
nagle, że mógłby tak godzinami mówić jej słodkie głupstwa. A
przecież chciał powiedzieć, że ją kocha - i bał się to zrobić.
- Słuchaj, Les, czy możemy umówić się w piątek o szóstej? Po
drodze zatrzymamy się na kolację.
- Znakomicie!
- I uważaj na siebie, Les! Do zobaczenia w piątek.
Po odłożeniu słuchawki jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu,
dopóki nie rozpłynął się ulotny czar tej rozmowy. Była taka słodka,
taka kochana. I miała więcej odwagi od mego. Niemal to powiedziała.
Kocham cię. Czemu nie był w stanie na głos wymówić tych słów,
choć tak często powtarzał je w duchu?
Czar ulotnił się, ustępując miejsca ponurej rzeczywistości.
Oliver wstał z postanowieniem, że powie wszystko Leslie po
przyjezdzie do Berkshires. Będzie miał całe dwa , dni na
udowodnienie swojej miłości i obojętnie, w jaki sposób tego dokona.
- Tony?
- Les! Jak się czujesz?
- Zwietnie. - Zamilkła. Była samym uśmiechem, jak kot z
Cheshire. - Dziękuję, Tony. To był wspaniały prezent urodzinowy,
- Podobał ci się?
- Aha.
157
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Słuchaj... - Przypominało to rwanie zęba, czego Tony
zdecydowanie nie cierpiał. - Umówiłaś się z nim jeszcze?
- Tak.-Serce zabiło jej mocniej na myśl o piątku.-Ma domek w
Berkshires. Jedziemy tam na weekend.
- Bosko! - wykrzyknął. A więc wtedy Oliver zamierza postawić
wszystko na jedną kartę. Na odludziu, w romantycznej atmosferze.
Stary, trzymam za ciebie...
- Co słychać w rodzinie, Tony?
W porządku. Mnóstwo roboty. Tata jest ciągle w Phoenix.
- A jak dzieciaki?
- Szaleją w drugim pokoju, nie słyszysz?
- Jeszcze nie są w łóżkach?
- Jutro zaczyna się szkoła, a prawa wieku mówią, że żaden
porządny nastolatek nie może być wyspany i przytomny pierwszego
dnia po feriach. Bóg jeden wie, jak przetrwają lekcje.
- Co za pokrętne stworzenia! A czy ich tatuś nie mógłby
ustanowić własnych praw?
- Nie, bo jest zajęty rozmową.
- Ach, świetna wymówka. Dobrze, w takim razie nie będę
zawracać ci głowy. Zadzwonię jeszcze do Bren i Diane. Mam
nadzieję, że u nich wszystko dobrze?
- U Brendy -, tak. Byli z dzieciakami na nartach. -Urwał, z
troską marszcząc brwi. - Natomiast martwię się o Diane.
- Co się stało?
158
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Właściwie nie wiem. Zachowywała się naprawdę dziwnie,
Zniknęła bez zapowiedzi na cały poniedziałek i wtorek. Brian
zamartwiał się na śmierć, aż znalazł kartkę zagrzebaną pod stosem
poczty.
Leslie również się zmartwiła. Diane zawsze była trochę
nieobliczalna, a ostatnio wyraznie nieszczęśliwa. Nigdy jednak nie
znikała w taki sposób.
- I gdzie była?
- W hotelu.
- W mieście?
- Tak. Nie ruszała się z pokoju i rozmyślała. Tak powiedziała.
Nic więcej nie zdołałem z niej wyciągnąć. Po powrocie do domu była
całkiem rozbita.
- A jak wyglądają sprawy w jej firmie?
- Gaffney mówił, że niezbyt dobrze, Ciężko z nią współżyć, i to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
samotność.
- Ja też. - Zamilkła na chwilę. Wyczuł, że chce jeszcze coś
powiedzieć i dał jej czas.
- Oliverze - zaczęła niepewnie, - Kiedy cię zobaczę? Ukryte
napięcie w jej głosie poruszyło go do głębi.
Mógł sobie wyobrazić, ile kosztowało ją zadanie tego pytania.
Bezskutecznie usiłowała sprawiać wrażenie nieza-angażowanej,
opanowanej i chłodnej. Z odrazą pomyślał, że wymusił na niej to
155
Anula
ous
l
a
and
c
s
pytanie. Z drugiej zaś strony ten kolejny dowód uczucia przyniósł mu
pocieszenie.
- Właśnie w tej sprawie dzwonię, kochanie. Chciałbym, żebyśmy
razem spędzili następny weekend, sami w moim domku w Berkshires.
Podjadę po ciebie w piątek wieczorem i odwiozę w niedzielę. Co ty na
to?
- Tak się cieszę, Oliverze - usłyszał radosny głos i uśmiechnął
się w odpowiedzi.
- Nie mogę się doczekać, piątek wydaje mi się jeszcze taki
daleki. Ale mam tak nabity tydzień, zwłaszcza w porównaniu z
ostatnim, że szybko minie...
Jej leciutki śmieszek wprawił go niemal w błogostan.
- A co masz w tym tygodniu - to znaczy, co będziesz
reklamować oprócz wody kolońskiej?
Poczuł, że szczęście pryśnie za chwilę jak bańka mydlana.
- Och, nic ciekawego, jakieś ciuchy i sprzęty. Rozmawiałaś z
Tonym?
- Jeszcze nie, ale muszę zadzwonić, żeby podziękować mu za
mój.. .urodzinowy prezent. - Zniżyła głos. - Jeszcze raz ci dziękuję.
- Za co?
- Za...opiekę w chorobie, za cudowny tydzień, jaki dzięki tobie
spędziłam, za naszyjnik.
- Nosisz go teraz? Przymknął oczy i przywołał w myślach widok
z wczorajszej nocy, kiedy stała przed nim, spowita jedynie w
156
Anula
ous
l
a
and
c
s
księżycową poświatę, z błyszczącym okiem klejnotu na złotym
pasemku wokół szyi.
- Tak.
- Bardzo się cieszę - powiedział z uśmiechem. Uświadomił sobie
nagle, że mógłby tak godzinami mówić jej słodkie głupstwa. A
przecież chciał powiedzieć, że ją kocha - i bał się to zrobić.
- Słuchaj, Les, czy możemy umówić się w piątek o szóstej? Po
drodze zatrzymamy się na kolację.
- Znakomicie!
- I uważaj na siebie, Les! Do zobaczenia w piątek.
Po odłożeniu słuchawki jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu,
dopóki nie rozpłynął się ulotny czar tej rozmowy. Była taka słodka,
taka kochana. I miała więcej odwagi od mego. Niemal to powiedziała.
Kocham cię. Czemu nie był w stanie na głos wymówić tych słów,
choć tak często powtarzał je w duchu?
Czar ulotnił się, ustępując miejsca ponurej rzeczywistości.
Oliver wstał z postanowieniem, że powie wszystko Leslie po
przyjezdzie do Berkshires. Będzie miał całe dwa , dni na
udowodnienie swojej miłości i obojętnie, w jaki sposób tego dokona.
- Tony?
- Les! Jak się czujesz?
- Zwietnie. - Zamilkła. Była samym uśmiechem, jak kot z
Cheshire. - Dziękuję, Tony. To był wspaniały prezent urodzinowy,
- Podobał ci się?
- Aha.
157
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Słuchaj... - Przypominało to rwanie zęba, czego Tony
zdecydowanie nie cierpiał. - Umówiłaś się z nim jeszcze?
- Tak.-Serce zabiło jej mocniej na myśl o piątku.-Ma domek w
Berkshires. Jedziemy tam na weekend.
- Bosko! - wykrzyknął. A więc wtedy Oliver zamierza postawić
wszystko na jedną kartę. Na odludziu, w romantycznej atmosferze.
Stary, trzymam za ciebie...
- Co słychać w rodzinie, Tony?
W porządku. Mnóstwo roboty. Tata jest ciągle w Phoenix.
- A jak dzieciaki?
- Szaleją w drugim pokoju, nie słyszysz?
- Jeszcze nie są w łóżkach?
- Jutro zaczyna się szkoła, a prawa wieku mówią, że żaden
porządny nastolatek nie może być wyspany i przytomny pierwszego
dnia po feriach. Bóg jeden wie, jak przetrwają lekcje.
- Co za pokrętne stworzenia! A czy ich tatuś nie mógłby
ustanowić własnych praw?
- Nie, bo jest zajęty rozmową.
- Ach, świetna wymówka. Dobrze, w takim razie nie będę
zawracać ci głowy. Zadzwonię jeszcze do Bren i Diane. Mam
nadzieję, że u nich wszystko dobrze?
- U Brendy -, tak. Byli z dzieciakami na nartach. -Urwał, z
troską marszcząc brwi. - Natomiast martwię się o Diane.
- Co się stało?
158
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Właściwie nie wiem. Zachowywała się naprawdę dziwnie,
Zniknęła bez zapowiedzi na cały poniedziałek i wtorek. Brian
zamartwiał się na śmierć, aż znalazł kartkę zagrzebaną pod stosem
poczty.
Leslie również się zmartwiła. Diane zawsze była trochę
nieobliczalna, a ostatnio wyraznie nieszczęśliwa. Nigdy jednak nie
znikała w taki sposób.
- I gdzie była?
- W hotelu.
- W mieście?
- Tak. Nie ruszała się z pokoju i rozmyślała. Tak powiedziała.
Nic więcej nie zdołałem z niej wyciągnąć. Po powrocie do domu była
całkiem rozbita.
- A jak wyglądają sprawy w jej firmie?
- Gaffney mówił, że niezbyt dobrze, Ciężko z nią współżyć, i to [ Pobierz całość w formacie PDF ]