[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Aż podskoczyła, wyrwana z własnych rozmyślań.
- Halo, Margot?
To był Raud. Natychmiast zesztywniała. Tak bardzo chciała, żeby zadzwonił, lecz teraz miała
ochotę rzucić słuchawkę. Bała się tego, co miał jej do powiedzenia.
- Słucham?
- Chciałem sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku?
- Tak. Do widzenia.
- Poczekaj! Pomyślałem, że może chciałabyś wiedzieć, co się u mnie dzieje? Na
szczęście nie było wycieku ropy i teraz przepompowujemy ją do innego tankowca.
Następny przypływ uwolni statek i będzie można ocenić straty.
- Cieszę się, że nie było wycieku.
- Tak? Jest jeszcze jeden drobny problem - dodał już nieco odprężony. - Mam ważne
spotkanie w tym tygodniu i niestety nie mogę go odwołać.
- I co z tego? - Margot nawet nie próbowała silić się na uprzejmość.
- Tylko tyle, że jeszcze przez kilka dni nie będę mógł przyjechać.
- Wcale nie oczekuję, że tu się pojawisz. Twoje intencje są nader jasne - odparła
chłodno. Zranił ją boleśnie i była wściekła, że okazała się tak naiwna.
- Przyjadę, jak tylko będę mógł. Na pewno. Jego otwartość trochę ją rozbroiła.
- Nie masz już po co tu przyjeżdżać - powiedziała jednak. - Do widzenia.
Powoli odłożyła słuchawkę. Tak, jutro będzie zajęty pracą i zapomni o niej. Wyłączyła
telefon, bo nie chciała już z nikim dzisiaj rozmawiać. Weszła na piętro, ciekawość jednak
zwyciężyła. Zajrzała do pokoju, który ostatnio zajmował Raud. Drzwi były szeroko otwarte, a
po Raudzie nie pozostał choćby najmniejszy ślad. Caroline wszystko zdążyła posprzątać.
Znikły również dokumenty. No cóż, pewnie zabrał je ze sobą. Może i ona powinna podjąć w
tej sprawie jakieś kroki? Postanowiła, że porozmawia ze swoim adwokatem.
Mijały dni. Margot rzuciła się w wir pracy. W weekend przyjechała do niej Shelby, aby
pomóc w doprowadzeniu do końca spraw związanych z domem. Margot ucieszyła się. Aż
korciło ją, żeby podzielić się z siostrą dziwną historią, którą usłyszała od Harriet.
Powstrzymała się jednak, nie było bowiem sensu niepokoić jej jakimiś przypuszczeniami.
Spakowały wszystkie ubrania babci i przekazały organizacji charytatywnej. Spośród książek
wybrały wartościowsze pozycje i zostawiły je do sprzedaży, a resztę przekazały bibliotece
miejskiej. Przez cały czas, aż do niedzielnej kolacji, Shelby nie wspominała o Raudzie.
- Czy Raud się odzywał? - zapytała ni z tego, ni z owego. Margot zaprzeczyła ruchem
głowy.
- Georgia powiedziała mi, że musiał nagle wyjechać w związku z jakimiś problemami
- naciskała.
- Yhm... - potaknęła Margot. Wypiła łyk mrożonej herbaty, sięgnęła po bułkę i zaczęła
smarować ją masłem.
- Margot, o co chodzi? - Shelby była zupełnie zdezorientowana.
- O nic. Przyjechał i trochę mi pomógł, aż wreszcie upomniała się o niego firma i
przepadł. Koniec historii.
Shelby przypatrywała się bacznie siostrze.
- Co jest? Wyduś to z siebie.
Przez moment pomyślała, że mogłaby jej o wszystkim opowiedzieć, jak to przez kilka godzin
była szczęśliwa i na moment odzyskała nadzieję, że jej życie się odmieni. Nie chciała jednak
litości. Nie po raz drugi.
- To wszystko, siostro. A czy mówiłam ci, że zadzwonił do mnie w piątek adwokat?
Poprosiłam go, aby przygotował wszystkie dokumenty do podpisu. Wspominał, że pojawiło
się coś nowego. W środę mam się z nim spotkać.
- Mówiłaś już o tym wczoraj. No cóż, będzie tak, jak postanowisz. Jesteśmy ci z
Georgią bardzo wdzięczne, że zajęłaś się sprawami spadku.
- Ciekawe, czy uda nam się szybko sprzedać ten dom?
- Nie przypuszczam. - Shelby rozejrzała się znacząco dookoła i zmarszczyła nos. - I to
z wielu powodów. A z drugiej strony to dziwne, że żadna z nas nie czuje się związana z tym
miejscem.
- Zastanawiasz się czasami, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby ojciec nie odszedł? -
rzuciła niespodziewanie Margot.
- Gdyby nas nie zostawił? Kiedy byłam mała, marzyłam o tym, by wrócił, zabrał nas
od Harriet, i że będę mogła do pózna oglądać telewizję.
Margot uśmiechnęła się pod nosem. A więc nie była jedyną osobą, która mocno przeżyła
zniknięcie ojca.
- Zawszę się zadręczałam, że to moja wina - dodała po chwili.
Shelby roześmiała się.
- To nonsens, siostro! Miałaś wtedy zaledwie trzy lata, a ja leżałam jeszcze w beciku.
Nic złego nie mogłyśmy mu zrobić.
- Teraz i ja o tym wiem, ale będąc dzieckiem, tak właśnie myślałam.
Głośne pukanie do drzwi przerwało ich rozważania.
- Spodziewasz się kogoś? - spytała Shelby. Margot pokręciła przecząco głową.
Caroline poszła otworzyć. Obie siostry zamilkły i wytężyły słuch. W chwilę pózniej w jadalni
pojawił się Raud, a tuż za nim uśmiechnięta Caroline.
- Proszę, proszę, niech pan usiądzie! Zaraz przyniosę talerz. Musi pan być głodny po
tak długiej podróży. Mamy tu dziś dużo różnych smakołyków. Aha, z pewnością napije się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl