[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sophie pomyślała, że to był wyjątkowo udany wieczór, choć Kit wydawał się coraz
bardziej zamknięty w sobie. Gdy wysiedli z auta i ruszyli do wejścia, przystanęła i popa-
trzyła na niego.
- Dziękuję za uroczy wieczór - powiedziała dziwnie zgaszonym głosem. - To
okropne, że tak się dobrze bawiliśmy, kiedy Jasper i Tatiana są w szpitalu. Mam na-
dzieję, że Ralphowi nic nie będzie.
- Ja również, bo jeśli umrze, finanse zamku kompletnie się zawalą - oświadczył
Kit, otworzywszy drzwi, po czym potarł czoło. - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak
zabrzmiało.
- Wiem. - Weszła przed nim i odruchowo uniosła rękę, żeby dotknąć jego policzka.
Zamarł, a Sophie nagle się przeraziła, że znowu wpakowała się w niezręczną sytu-
ację, ale on tylko opuścił rękę. Zanim ich usta się spotkały, zobaczyła w jego oczach po-
żądanie. Pocałowali się, z początku delikatnie, jednak już po kilku sekundach Sophie po-
łożyła dłoń na karku Kita i przywarła wargami do jego warg, zdecydowanie i stanowczo.
W tym samym momencie drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, który rozniósł się
echem po całym zamku. Sophie oparła się o nie plecami, głaszcząc Kita po muskular-
nych plecach, kiedy on całował ją w usta.
- Soph? Soph, aniołku, to ty?
- Jasper - jęknęła.
Kit błyskawicznie oderwał się od niej, a po chwili usłyszeli kroki na kamiennej po-
sadzce. W świetle ogromnego żyrandola twarz Kita wyglądała jak wyrzezbiona z kamie-
nia. Sophie westchnęła i ruszyła przed siebie.
- Tak, to ja. - Miała nadzieję, że głos jej nie zdradzi. - Nie oczekiwaliśmy cię tak...
Urwała na widok Jaspera. Miał twarz zapuchniętą od płaczu, łzy nadal spływały
mu po policzkach.
- Kochanie... - wyszeptała.
Jasper uniósł ręce w bezradnym geście.
- Umarł - powiedział.
R
L
T
Sophie natychmiast znalazła się przy nim i wzięła go w ramiona. Jasper przytulił
się do niej, nie przestając szlochać, a ona w milczeniu głaskała go po włosach.
Kit odwrócił się i odszedł. Próbowała zmusić go w myślach, by się odwrócił, popa-
trzył jej w oczy i zrozumiał.
Nie zrobił tego jednak.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
I tak oto niespełna tydzień po wystawnym przyjęciu urodzinowym Ralpha w Aln-
burgh rozpoczęły się przygotowania do jego pogrzebu.
Rankiem następnego dnia po śmierci ojca Kit powrócił do Londynu. Sophie nie
widziała go przed wyjazdem i choć Thomas wspominał coś o umówionych spotkaniach
w banku, przejęta ogromnym smutkiem zastanawiała się, czy Kit przypadkiem specjalnie
nie wyjechał wcześniej, żeby jej nie oglądać.
Przez cały czas była podminowana. Czuła się tak, jakby jej serce zastąpił budzik,
niczym u krokodyla w Piotrusiu Panie, przez co była świadoma każdej upływającej se-
kundy.
Jasper rozpadał się na oczach Sophie. Czuł potworny smutek, że nie zdążył powie-
dzieć ojcu o swojej seksualności, i rozpacz, że jest już za pózno. Sergio wydzwaniał do
niego o różnych dziwnych porach, i choć Sophie starała się przechwycić większość tych
rozmów, nie zawsze jej się to udawało. Kiedy Jasper odbierał telefony Sergia, po kilku
minutach odchodził od aparatu, zaciskając zęby i wpatrując się w przestrzeń pustym
wzrokiem. Potem sięgał po butelkę i upijał się do nieprzytomności. Tym też się przej-
mowała, bo trudno było ignorować fakt, że pił teraz coraz wcześniej i coraz więcej. Nie
miała jednak z kim o tym porozmawiać, bo Tatiana praktycznie nie wychodziła z pokoju,
a dyskusja z panią Daniels czy z Thomasem w ogóle nie wchodziła w grę. Tak naprawdę
chciała rozmawiać z Kitem, ale go nie było.
Tydzień wlókł się niemiłosiernie, a kiedy Sophie uświadomiła sobie, że nie może
się doczekać pogrzebu, uznała się za naprawdę złego człowieka.
Dzień przed pogrzebem Sophie tkwiła na samym czubku drabiny w zbrojowni i
zdejmowała stare pistolety, które zamokły podczas powodzi po pęknięciu rur piętro wy-
żej. Suszyła je starannie, jeden po drugim, gdyż Thomas denerwował się, że zardzewieją.
Cieszyło ją, że ma co robić, podczas gdy Jasper zalegał na sofie w salonie i bezmyślnie
gapił się na wyścigi konne.
Na jej włosach pojawiły się odrosty i tak naprawdę marzyła o tym, żeby zaszyć się
w łazience z pudełkiem farby. Doszła jednak do wniosku, że w takich okolicznościach
R
L
T
byłoby to wyjątkowo płytkie i zadowoliła się pucowaniem pistoletów. Zastanawiała się,
czy ktoś kiedyś strzelał z nich w obronie honoru jakiejś pięknej damy, a potem teatral-
nym gestem przycisnęła lufę do żebra, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że stoi przed
nią Kit w obcisłych bryczesach i błaga...
- Nie rób tego.
Raptownie otworzyła oczy. Naprawdę stał w progu i wydawał się bardzo wyczer-
pany.
- Powiedz mi, czy już wcześniej rozważałaś samobójstwo, czy to pobyt tutaj spra-
wia, że to już twoja druga próba na zamku? - spytał zgryzliwie.
Sophie usiłowała się zaśmiać, ale nie wyszło to zbyt przekonująco.
- Najwyrazniej mam takie skłonności i ujawniły się dopiero tutaj - odparła. - Wcze-
śniej byłam świetnie dostosowana. Jak tam podróż?
- Frustrująca. - Nie podniósł jednak wzroku znad kopert, które przeglądał. - Rozu-
miem, że po pogrzebie wrócisz do Londynu - dodał nieuważnie, jakby to nie miało dla
niego najmniejszego znaczenia.
- Och. - Nagle poczuła się zdezorientowana. - Tak, chyba tak. Właściwie o tym nie
myślałam. A ty tu jeszcze zostaniesz?
Wziął jeszcze jeden list ze stosu.
- Nie, wracam.
- Do Londynu?
Chciała zawiesić pistolet na ścianie, ale wypadł jej z drżących rąk. Krzyknęła z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Sophie pomyślała, że to był wyjątkowo udany wieczór, choć Kit wydawał się coraz
bardziej zamknięty w sobie. Gdy wysiedli z auta i ruszyli do wejścia, przystanęła i popa-
trzyła na niego.
- Dziękuję za uroczy wieczór - powiedziała dziwnie zgaszonym głosem. - To
okropne, że tak się dobrze bawiliśmy, kiedy Jasper i Tatiana są w szpitalu. Mam na-
dzieję, że Ralphowi nic nie będzie.
- Ja również, bo jeśli umrze, finanse zamku kompletnie się zawalą - oświadczył
Kit, otworzywszy drzwi, po czym potarł czoło. - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak
zabrzmiało.
- Wiem. - Weszła przed nim i odruchowo uniosła rękę, żeby dotknąć jego policzka.
Zamarł, a Sophie nagle się przeraziła, że znowu wpakowała się w niezręczną sytu-
ację, ale on tylko opuścił rękę. Zanim ich usta się spotkały, zobaczyła w jego oczach po-
żądanie. Pocałowali się, z początku delikatnie, jednak już po kilku sekundach Sophie po-
łożyła dłoń na karku Kita i przywarła wargami do jego warg, zdecydowanie i stanowczo.
W tym samym momencie drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, który rozniósł się
echem po całym zamku. Sophie oparła się o nie plecami, głaszcząc Kita po muskular-
nych plecach, kiedy on całował ją w usta.
- Soph? Soph, aniołku, to ty?
- Jasper - jęknęła.
Kit błyskawicznie oderwał się od niej, a po chwili usłyszeli kroki na kamiennej po-
sadzce. W świetle ogromnego żyrandola twarz Kita wyglądała jak wyrzezbiona z kamie-
nia. Sophie westchnęła i ruszyła przed siebie.
- Tak, to ja. - Miała nadzieję, że głos jej nie zdradzi. - Nie oczekiwaliśmy cię tak...
Urwała na widok Jaspera. Miał twarz zapuchniętą od płaczu, łzy nadal spływały
mu po policzkach.
- Kochanie... - wyszeptała.
Jasper uniósł ręce w bezradnym geście.
- Umarł - powiedział.
R
L
T
Sophie natychmiast znalazła się przy nim i wzięła go w ramiona. Jasper przytulił
się do niej, nie przestając szlochać, a ona w milczeniu głaskała go po włosach.
Kit odwrócił się i odszedł. Próbowała zmusić go w myślach, by się odwrócił, popa-
trzył jej w oczy i zrozumiał.
Nie zrobił tego jednak.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
I tak oto niespełna tydzień po wystawnym przyjęciu urodzinowym Ralpha w Aln-
burgh rozpoczęły się przygotowania do jego pogrzebu.
Rankiem następnego dnia po śmierci ojca Kit powrócił do Londynu. Sophie nie
widziała go przed wyjazdem i choć Thomas wspominał coś o umówionych spotkaniach
w banku, przejęta ogromnym smutkiem zastanawiała się, czy Kit przypadkiem specjalnie
nie wyjechał wcześniej, żeby jej nie oglądać.
Przez cały czas była podminowana. Czuła się tak, jakby jej serce zastąpił budzik,
niczym u krokodyla w Piotrusiu Panie, przez co była świadoma każdej upływającej se-
kundy.
Jasper rozpadał się na oczach Sophie. Czuł potworny smutek, że nie zdążył powie-
dzieć ojcu o swojej seksualności, i rozpacz, że jest już za pózno. Sergio wydzwaniał do
niego o różnych dziwnych porach, i choć Sophie starała się przechwycić większość tych
rozmów, nie zawsze jej się to udawało. Kiedy Jasper odbierał telefony Sergia, po kilku
minutach odchodził od aparatu, zaciskając zęby i wpatrując się w przestrzeń pustym
wzrokiem. Potem sięgał po butelkę i upijał się do nieprzytomności. Tym też się przej-
mowała, bo trudno było ignorować fakt, że pił teraz coraz wcześniej i coraz więcej. Nie
miała jednak z kim o tym porozmawiać, bo Tatiana praktycznie nie wychodziła z pokoju,
a dyskusja z panią Daniels czy z Thomasem w ogóle nie wchodziła w grę. Tak naprawdę
chciała rozmawiać z Kitem, ale go nie było.
Tydzień wlókł się niemiłosiernie, a kiedy Sophie uświadomiła sobie, że nie może
się doczekać pogrzebu, uznała się za naprawdę złego człowieka.
Dzień przed pogrzebem Sophie tkwiła na samym czubku drabiny w zbrojowni i
zdejmowała stare pistolety, które zamokły podczas powodzi po pęknięciu rur piętro wy-
żej. Suszyła je starannie, jeden po drugim, gdyż Thomas denerwował się, że zardzewieją.
Cieszyło ją, że ma co robić, podczas gdy Jasper zalegał na sofie w salonie i bezmyślnie
gapił się na wyścigi konne.
Na jej włosach pojawiły się odrosty i tak naprawdę marzyła o tym, żeby zaszyć się
w łazience z pudełkiem farby. Doszła jednak do wniosku, że w takich okolicznościach
R
L
T
byłoby to wyjątkowo płytkie i zadowoliła się pucowaniem pistoletów. Zastanawiała się,
czy ktoś kiedyś strzelał z nich w obronie honoru jakiejś pięknej damy, a potem teatral-
nym gestem przycisnęła lufę do żebra, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że stoi przed
nią Kit w obcisłych bryczesach i błaga...
- Nie rób tego.
Raptownie otworzyła oczy. Naprawdę stał w progu i wydawał się bardzo wyczer-
pany.
- Powiedz mi, czy już wcześniej rozważałaś samobójstwo, czy to pobyt tutaj spra-
wia, że to już twoja druga próba na zamku? - spytał zgryzliwie.
Sophie usiłowała się zaśmiać, ale nie wyszło to zbyt przekonująco.
- Najwyrazniej mam takie skłonności i ujawniły się dopiero tutaj - odparła. - Wcze-
śniej byłam świetnie dostosowana. Jak tam podróż?
- Frustrująca. - Nie podniósł jednak wzroku znad kopert, które przeglądał. - Rozu-
miem, że po pogrzebie wrócisz do Londynu - dodał nieuważnie, jakby to nie miało dla
niego najmniejszego znaczenia.
- Och. - Nagle poczuła się zdezorientowana. - Tak, chyba tak. Właściwie o tym nie
myślałam. A ty tu jeszcze zostaniesz?
Wziął jeszcze jeden list ze stosu.
- Nie, wracam.
- Do Londynu?
Chciała zawiesić pistolet na ścianie, ale wypadł jej z drżących rąk. Krzyknęła z [ Pobierz całość w formacie PDF ]