[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiem... chyba oczyszczające.
Deanna wiedziała, że nie były to tylko łzy Mickey.
 Cieszę się. To pomaga goić się ranom.
Spojrzał na nią spod nieco zapuchniętych powiek.
 Tobie też kiedyś pomogło?
 Dużo czasu minęło, zanim się do tego zabrałam  przyznała. 
Nie mogłam się nawet zdobyć, by posprzątać nasze mieszkanie.
Rodzina musiała się tym zająć. Ale kiedy już byłam w stanie przejrzeć
jego rzeczy i nawet część z nich rozdać, wiedziałam, że najgorsze jest
już za mną.
Nie o tym chciała z nim teraz rozmawiać. Stwierdziła jednak z
zadowoleniem, że może już o tym mówić bez bólu.
 I co? Przeszło ci wtedy?
 Ból i gorycz tak, ale tęsknota, pragnienie, to trwało dłużej. Dużo
dłużej. Najgłębsze rany pozostaną chyba na zawsze. Może nieco mniej
bolą, ale zawsze są.
Zapadła cisza. Przez długą chwilę przyglądał się jej uważnie.
Potem wstał i z rękami w kieszeniach zaczął niespokojnie przemierzać
taras. Nagle zatrzymał się i obrócił do niej.
 Czy myślałaś o tym, o czym rozmawialiśmy zeszłego wieczoru?
 Prawie bez przerwy  odrzekła.
Czuła się dziwnie nieswojo, a to, że stał nad nią, nie dodawało jej
odwagi.
 No i?
Słychać było, że jest spięty. Wzięła głęboki oddech i... słowa
popłynęły same.
 Nie mogę, Lee  zaczęła.  Tak bardzo mi przykro. Naprawdę
chciałabym, żeby to wyszło, ale... po prostu nie dam rady.  W jej
głosie słychać było błaganie o wyrozumiałość.
 Rozumiem  rzekł matowym głosem. Usiadł znowu w fotelu. 
Czy cokolwiek jest w stanie zmienić twoje zdanie?
Powiedz, że mnie kochasz, pomyślała.
 Nie  powiedziała.
 A więc to koniec.  Podniósł swoją szklankę do ust.
Deanna poczuła lekki skurcz serca. Te słowa zabrzmiały tak
definitywnie...
 Czy możemy być nadal przyjaciółmi?  zapytała.
Uśmiechnął się niespodziewanie. Wziął jej dłoń w swoje ręce.
 Oczywiście  powiedział delikatnie.  Nie przejmuj się tym.
Nie chciałem cię zdenerwować. Myślałem tylko, że warto spróbować.
 Bardzo mi przykro  powtórzyła. Czuła teraz tyle ciepła w
sobie! Dotyk jego rąk jeszcze bardziej ją roztkliwiał.  Chciałabym
móc to zrobić dla Mickey  dla ciebie, przebiegło jej przez myśl. 
Naprawdę.
 Rozumiem cię. Chciałbym, żebyś podjęła inną decyzję, ale cię
rozumiem. Postaram się poradzić sobie jakoś sam.  Puścił jej rękę i
oparł się wygodnie.
Deanna nerwowo sięgnęła po swoją szklankę. O ile łatwiej byłoby
jej znieść jego gniew, zamiast tego ciepłego, niemal czułego
zrozumienia i współczucia. Przez krótką chwilę miała ochotę
powiedzieć mu, że zmieniła zdanie i że się zgadza.
 Powinnam już iść  odezwała się i wstała. Trudno było jej
siedzieć koło niego ze świadomością, że przecież sprawiła mu zawód.
 Chciałam jeszcze trochę napisać tego wieczoru.
To była czysta wymówka. Wiedziała, że nie będzie dziś już w
stanie skreślić nawet marnego słowa.
Skinął głową i podniósł się także.
 Deanna...
Spojrzała na niego. Położył rękę na jej ramieniu i przyciągnął do
siebie. Trzymał ją teraz lekko w ramionach. Uśmiechnął się i musnął
jej usta pocałunkiem.
Krew uderzyła jej do głowy. Zupełnie podświadomie objęła go
rękami za szyję i przywarła do niego mocno. Trwali tak długo w
głębokim, upojnym pocałunku. Mocno obejmując się ramionami,
czuli każdy cal swoich ciał. Przez chwilę jedynym marzeniem Deanny
było spleść się z nim w miłosnym zapamiętaniu.
Nagle odsunął ją od siebie. Patrzyła na niego bez tchu. Jego oczy
błyszczały powstrzymywanym pożądaniem. Cofnął się o krok.
 Deanna  zaczął zachrypniętym głosem.  Pewna jesteś swojej
decyzji?
Zrobiła krok w jego kierunku. Przez ułamek sekundy wahała się,
po czym pochyliła głowę i potrząsnęła nią gwałtownie. Z pięścią
przywartą do ust odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę furtki.
ROZDZIAA DZIEWITY
Była to kolejna bezsenna noc Deanny w ostatnim czasie. Gdy
tylko zamykała oczy, natychmiast widziała przed sobą twarz Lee,
czuła obejmujące ją ramiona i ciepło jego ust. Pragnęła go teraz tak
bardzo!
Gdyby tylko był w stanie odpowiedzieć na jej miłość...
Wstała wcześnie i zaparzyła kawę. Z kubkiem w dłoni usiadła
przy stole i przyglądała się skrzeczącym papużkom. Westchnęła
ciężko i potarła dłonią czoło, jakby masując bolące miejsce.
Trudno było odmówić Lee. Nie mogła oprzeć się myśli o rodzinie,
jaką mogliby stworzyć we troje. Po jakimś czasie ta rodzina mogłaby
się przecież powiększyć. Dla Mickey miałoby to ogromne znaczenie.
No i ta myśl, że nie żyłaby już dłużej samotnie...
Ciszę poranka przerwał dzwięk dzwonka u drzwi. Papugi
skomentowały to głośniejszym skrzeczeniem i wesołymi podskokami
na poprzeczce. Deanna odstawiła kubek i poszła otworzyć. Za
drzwiami stała Mickey, cała spocona i czerwona z podniecenia.
 Deanna!  zawołała i przypadła do niej, obejmując ją mocno
rękami.  Tak się cieszę!
 Co się stało?  spytała Deanna zaskoczona.
 Ty i wujek Lee jednak się pobieracie! Tak jak chciałam,
będziesz moją ciocią!  Mickey odsunęła się od niej na odległość
ramienia.  Dzisiaj rano było mi tak zle. Tak tęskniłam za moją
mamą. I wtedy właśnie usłyszałam, jak wujek Lee mówi przez
telefon, że będzie się żenił!  Westchnęła.
Cała aż drżała z przejęcia. Znów przytuliła się do Deanny.
Deanna wyprostowała się. Była kompletnie zdezorientowana. Co,
u licha, Lee miał na myśli? Zobaczyła przez okno, jak biegiem
przemierzał dróżkę do jej domu. Czekała, nie mogąc wykonać
żadnego ruchu. A więc zrobił to, by ją zmusić?
Zdenerwowana, czekała aż nadejdzie. W chwili, gdy stanął przed
nią, zaczęła coś mówić, ale przestała. Nie mogła przy Mickey
powiedzieć mu, co o nim myśli. Biedny dzieciak. Jak Lee mógł tak
rozbudzić jej nadzieje? Spojrzała mu w oczy z wściekłością.
Milcząc stał przed nią, oparty plecami o poręcz schodów. Deanna
przytuliła Mickey do siebie jeszcze raz.
 Koty poszły do ogrodu, kochanie. Spróbuj je odnalezć, może
będą głodne? Nie jadły jeszcze dziś śniadania.
 Okay  uśmiechnęła się dziewczynka, odwróciła się i odeszła.
Deanna założyła ręce na piersi.
 Wytłumacz się  zażądała chłodnym głosem.
Wzruszył lekko ramionami. Wyglądał na zakłopotanego.
 Rozmawiałem z Wescottem  zaczął niepewnie.  Ten gość
działa mi na nerwy, jak nikt dotąd. Wymknęło mi się to w gniewie.
Myślałem, że odczepi się, gdy to powiem. Nie wiedziałem, że Mickey
to usłyszała, dopóki cała rozszczebiotana nie wystrzeliła z domu, jak z
procy.
Uśmiechnął się trochę krzywo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl