[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Roddy uśmiechnął się do siebie w ciemnościach - rozciągając usta bez śladu
wesołości na twarzy.
Alain, pomyślał, z tobą jeszcze zobaczymy.
Geniusz ma cię\kie \ycie. Jeszcze cię\sze, gdy nikt w otoczeniu nie
rozpoznaje w nim geniusza. A najgorsze było to, kiedy ktoś zdawał sobie wreszcie
sprawę, \e nim jest... i dochodził do wniosku, \e przyda mu się oswojony geniusz.
Przydatny dla jego własnych celów.
Jakby Roddy nie miał co robić... zgodnie z własną definicją słowa
 przydatny .
Barbarzyńca, pomyślał Roddy, przyglądając się bli\ej DNA, \eby sprawdzić,
jak się na nowo splótł. Potem przesunął w rękach kilka metrów i znów natrafił na
miejsce, które nale\ało poprawić.
 Przyjemna rzecz powiedział Alain, kiedy ostatnio przyszedł tu, \eby się
rozejrzeć. Jak barbarzyńca wlepiający wzrok w sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej. Nie
miał pojęcia na co patrzy, pomyślał Roddy. Alain zawsze jest pewien, \e nad
wszystkim panuje. To się niebawem diametralnie zmieni.
I Alain w pełni sobie na to zasłu\ył. To jego wina, \e Siódemka tak się
zachowała w stosunku do Roddy'ego. To Alain wpadł na pomysł, \eby Roddy włamał
się do symulacji Mai i dokonał w niej drobnych zmian. No, mo\e nie takich drobnych.
Z jakichś powodów Alain niezbyt lubił Maję. Roddy nie znał tych powodów, i nie za
bardzo go obchodziły. Większość członków grupy działała mu na nerwy, chocia\ im
tego nie okazywał - to w końcu banda \ałosnych i mało twórczych dzieciaków, które
niczego nie potrafią zrobić jak nale\y.
Ale Maja dała się ponieść emocjom po otrzymaniu tej, w końcu eleganckiej i
logicznie skonstruowanej, lekcji poglądowej, po czym zwróciła grupę przeciwko
niemu. Wcią\ nie mógł uwierzyć, \e była na tyle bezczelna, \eby zrobić cokolwiek
innego ni\ mu podziękować. Jej ograniczony umysł zdumiał go i rozwścieczył
zarazem. Do tego Alain nie wytłumaczył grupie prawdziwych intencji Roddy'ego... a
to nale\ało do jego obowiązków. Przecie\ bez przerwy powtarzał, \e tylko on
rozumie Roddy'ego...
Có\, niedługo obydwoje się przekonają, \e nie grają w jego lidze.
Alain jako pierwszy. To jego wina i dlatego zapłaci w pierwszej kolejności. A
potem cała reszta, jeśli nie zrozumieją swoich błędów. Jeśli oka\ą się na tyle rozsądni,
\e zdobędą się na śmiech i uznają jego zdolności, wtedy im daruje.
W przeciwnym wypadku...
Wcią\ przesuwał jasne nitki przez palce, a\ znalazł fragment wymagający
modyfikacji. Rozerwał  drabinę DNA, wybrał kilka wiązań wodorowych i podniósł
z podłogi obok tronu kolejny kawałek kwasu rybonukleinowego, potrzebnego do
uzupełnienia tego fragmentu łańcucha. Molekuła przybrała na jego oczach nowy
kształt i oświetliła od spodu jego twarz, odbijając się w zrenicach i na rękach. Poza
zasięgiem światła wcią\ uwijały się stworzone przez niego potworki. Nie zwracał na
nie uwagi. Wirusy komputerowe były teraz zupełnie czymś innym ni\ w dawnych
czasach. Na początku powstawały dla \artu, czasem niewinnego, czasem złośliwego:
były to maleńkie, samoreplikujące się programy, czające się w pustych miejscach
twardego dysku, które po aktywacji odgrywały melodyjkę albo zapisywały cały ekran
nonsensami. Mogły te\ sformatować  ście\kę 0 w twardych dyskach starego typu i
na zawsze uniemo\liwić odczytanie lub odzyskanie wszystkich danych.
Z czasem, gdy komputery stały się bardziej zło\one i mniej zrozumiałe dla ich
regularnych u\ytkowników, wirusy równie\ się skomplikowały. Trudniej te\ było je
odnalezć nawet ludziom znającym charakterystykę języka maszynowego,
komputerowej wersji kodu genetycznego wirusa. Taki, fragmentaryczny nawet, wirus
komputerowy chował się gdzieś w pamięci, przenosił z miejsca na miejsce w pamięci
monolitycznej, tu niszcząc trochę danych, tam kilka bajtów, nie zostawiając za sobą
\adnych śladów takiej wędrówki, do czasu a\ system zaczynał zle funkcjonować.
Potem zło\oność wirusów komputerowych stała się rzeczą fantastyczną, a ich
twórcy niezmiennie wyprzedzali o krok tych, których zadaniem była walka z
wirusami. Było to interesujące odwzorowanie zachowań złośliwych organizmów w
prawdziwym świecie, gdy\ kolejno bakterie, wirusy oraz inne drobnoustroje, \erujące
na bardziej skomplikowanych organizmach, powoli coraz bardziej uodporniały się na
działanie lekarstw, tak długo i skutecznie wykorzystywanych w walce z nimi.
Roddy'emu przyszło do głowy - och, parę lat temu - kiedy po raz pierwszy
powa\nie zainteresował się symulowaniem - \e odwzorowywanie mo\na by
wykorzystać w du\o większym stopniu, skoro symetria sięgała korzeni zarówno
wirtualnego jak i materialnego świata. Jeśli wirus komputerowy zara\ał komputer - to
chyba, przy ostro\nym i uwa\nym działaniu, mo\na by znalezć te\ sposób zara\enia
u\ytkownika takiego komputera.
Wirtualność opiera się na podstawowej zasadzie interakcji ciała i umysłu lub
umysłu i substancji niematerialnych. Przy takim interfejsie, gdzie realne ciało stykało
się z wirtualnym, musi istnieć sposób, \eby wirtualność wpłynęła bezpośrednio na
ciało, kryjące w sobie umysł. To, \e teraz coś takiego nie istnieje, nie stanowiło dla
Roddy'ego problemu. Trzydzieści lat temu dzisiejsze skutki wirtualności oddziałującej
na ciało te\ były niemo\liwe. A teraz, gdy ścigałeś się wirtualnym samochodem w Le
Mans, podskakiwało ci ciśnienie, tak czy nie? Zachodziły zmiany w składzie
chemicznym ciała, następował wzrost produkcji danego hormonu, jak gdybyś
naprawdę pokonywał właśnie Grand Chicane. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl