[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wolna?
Romara przysunęła się i objęła siostrę.
- Chciałabym móc ci coś doradzić - rzekła, a w jej oczach
pojawiły się łzy.
Wyznanie Caryl nie było dla niej niespodzianką. Pan
Buxton, gdy przyjeżdżał na farmę, nie spuszczał oczu z Caryl.
Odwiedzał ją codziennie, zabierał na spacery, a także do
swego domu, pięknej siedziby znajdującej się w posiadaniu
rodziny Buxtonów od wielu pokoleń. Był to ten rodzaj
wiejskiego domu, o którym marzyła każda kobieta.
Nietrudno było wyobrazić sobie Caryl siedzącą w
pięknym saloniku umeblowanym w stylu królowej Anny czy
też w owalnej jadalni z kominkiem i rodzinnymi portretami na
ścianach.
W dodatku William Buxton byłby mężem, jakiego
potrzebowała Caryl.
Spokojny, zgodny, miły, a jednocześnie posiadający
niezaprzeczalny autorytet, był szanowany jako człowiek, a
służba wprost go uwielbiała.
Romara dowiedziała się wiele o panu Buxtonie od
Coswellów, którzy go bardzo lubili. %7łałowała, że Caryl nie
spotkała go wcześniej, zanim została uwiedziona i
unieszczęśliwiona przez Harveya Wychbolda.
Gdyby tak spełniały się wszystkie nasze życzenia -
pomyślała z goryczą - to ja sama znalazłabym szczęście!"
Od pięciu tygodni każdego dnia ich pobytu na farmie nie
tylko myślała o lordzie Ravenscarze, lecz tęskniła za nim tak
ogromnie, że często płakała wtulając twarz w poduszkę. Nie
pomagało, gdy sobie tłumaczyła, że jej miłość ku niemu jest
beznadziejna i bez szans. Musi dla jego własnego dobra ukryć
się przed nim, a on nie powinien jej nigdy odnalezć. Lecz
nawet gdyby ją w końcu odszukał, to i tak zakochałby się w
kim innym.
Wiele myślała o Atalie Bray i to ją doprowadziło do
takiego stanu, że gdy patrzyła w lustro nie widziała własnej
twarzy, lecz twarz tej kobiety. Jak mogła być tak dziecinna,
tak głupia, żeby zakochać się w mężczyznie, który nie czuł do
niej nic oprócz niechęci, że poślubił ją w tak dziwnych
okolicznościach?
- Ale to było nieuniknione, żebym się w nim zakochała -
mówiła do siebie.
Przymknęła oczy i ujrzała jego przystojną twarz, jego
oczy spoglądały na nią, a usta jak zwykle miały cyniczny
wyraz.
- Kocham go! Kocham! - płakała w ciemności.
W rozpaczy myślała, że jedynym dla niej wyjściem jest
śmierć. Wtedy on odzyskałby wolność, a ona nie musiałaby
stanąć przed sądem za popełnione morderstwo. Mimo
czarnych myśli nawiedzających ją nocą nie mogła nie docenić
za dnia cichej przystani, w której się znalazły. Gdyby dyliżans
nie miał wypadku, gdyby pan Buxton nie zaofiarował się, że
je podwiezie, gdzie byłyby teraz?
To jego dobry charakter sprawił, że zatrzymał się na
drodze, żeby poinformować czekających na dyliżans ludzi o
wypadku. Ponadto w całej Anglii trudno byłoby znalezć
miejsce piękniejsze i wygodniejsze niż farma pani Coswell.
Romara z zażenowaniem płaciła jej niewielką sumę na
pokrycie kosztów utrzymania. Była przekonana, że to dzięki
panu Buxtonowi płacą tak mało. Pani Coswell odnosiła się do
nich bardzo serdecznie i doglądała Aleksandra jak własne
dziecko. To ona, widząc wyczerpanie Caryl, znalazła dla niej
mamkę.
Była to jedna z jej synowych, która niedawno urodziła
dziewczynkę i miała dość pokarmu, by karmić jeszcze jedno
dziecko. Pozbywszy się obowiązków związanych z
karmieniem i dzięki admiracji pana Buxtona Caryl rozkwitła
niczym kwiat. Jedzenie na farmie było wyśmienite, a ponadto
z jej twarzy zniknął strach i napięcie. Wyglądała tak, jakby
znów miała osiemnaście lat, jakby nie było nigdy w jej życiu
Harveya Wychbolda, który lekkomyślną dziewczynę
przemienił w zastraszoną kobietę.
Pan Buxton powinien rzeczywiście znać status Caryl,
pomyślała Romara, kiedy siostra opuściła jej sypialnię. W
jego towarzystwie Caryl mogłaby zapomnieć o Harveyu
Wychboldzie i jego pogróżkach. Romara była przekonana, że
nie ustaje on w dążeniu do odzyskania syna i że nie podda się
tak łatwo.
Gdy tylko przybyły na farmę, za każdym razem, gdy ktoś
wjeżdżał na podwórze lub pukał do drzwi, wstrzymywała
oddech. Myślała, że to ludzie Harveya Wychbolda,
domagający się wydania im Aleksandra, lub policjanci
pragnący postawić ją w stan oskarżenia.
Stopniowo jednak dobre jedzenie, odpoczynek,
serdeczność pani Coswell uwolniły ją od obaw, choć serce
Romary wciąż łkało po utracie lorda Ravenscara. Rozmyślała,
że zapewne wrócił do Londynu i zapomniał już o niej, oddany
rozrywkom w Carlton House i zajęciom w Izbie Lordów.
Czemu miałby myśleć o kobiecie, która nosiła jego
nazwisko, lecz zniknęła z jego życia równie nagle, jak się w
nim pojawiła?
- Pomyśl czasem o mnie! - błagała Romara.
Posyłała ku niemu swoje myśli, w nadziei, że dotrą do
niego, gdziekolwiek by był. Lecz rozum podpowiadał jej, że
on o niej zapomniał, że wyrzucił ją z pamięci jak niepotrzebny
balast.
Kiedy Caryl i pan Buxton zniknęli jej z oczu, Romara
weszła do kuchni, gdzie pani Coswell przygotowywała tort na
dziewiętnaste urodziny Caryl. Właśnie go lukrowała używając
do tego gęsiego pióra, a rezultaty jej pracy były rewelacyjne.
- Siostra będzie oczarowana - powiedziała Romara
podchodząc do stołu. - Od dzieciństwa lubiła, gdy dla niej
robiono tort urodzinowy.
- Z tego nigdy się nie wyrasta - odpowiedziała pani
Coswell. - Choć pan Buxton śmiał się ze mnie, kiedy mu
upiekłam tort w zeszłym roku.
- Myślę, że zjadł go jednak z przyjemnością - powiedziała
Romara śmiejąc się.
- Oczywiście! - przytaknęła pani Coswell. - Może by pani
zjadła słodką babeczkę? Są jeszcze gorące w piecyku.
- Niech mnie pani nie kusi! - zawołała Romara. - Pani
kuchnia jest tak wyśmienita, że boję się utyć, gdyż wówczas
nie będą na mnie pasowały żadne suknie, ani moje, ani siostry.
- Co się tyczy pani siostry - zauważyła pani Coswell - to
jest chuda jak patyk! - Przez chwilę podziwiała dekorację
tortu, a potem dodała: - Ale gdyby była tak gruba jak ja, pan
Buxton by za nią nie chodził!
Romara nic nie powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że
pani Coswell jest bardzo ciekawa, czy Caryl jest wdową, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
wolna?
Romara przysunęła się i objęła siostrę.
- Chciałabym móc ci coś doradzić - rzekła, a w jej oczach
pojawiły się łzy.
Wyznanie Caryl nie było dla niej niespodzianką. Pan
Buxton, gdy przyjeżdżał na farmę, nie spuszczał oczu z Caryl.
Odwiedzał ją codziennie, zabierał na spacery, a także do
swego domu, pięknej siedziby znajdującej się w posiadaniu
rodziny Buxtonów od wielu pokoleń. Był to ten rodzaj
wiejskiego domu, o którym marzyła każda kobieta.
Nietrudno było wyobrazić sobie Caryl siedzącą w
pięknym saloniku umeblowanym w stylu królowej Anny czy
też w owalnej jadalni z kominkiem i rodzinnymi portretami na
ścianach.
W dodatku William Buxton byłby mężem, jakiego
potrzebowała Caryl.
Spokojny, zgodny, miły, a jednocześnie posiadający
niezaprzeczalny autorytet, był szanowany jako człowiek, a
służba wprost go uwielbiała.
Romara dowiedziała się wiele o panu Buxtonie od
Coswellów, którzy go bardzo lubili. %7łałowała, że Caryl nie
spotkała go wcześniej, zanim została uwiedziona i
unieszczęśliwiona przez Harveya Wychbolda.
Gdyby tak spełniały się wszystkie nasze życzenia -
pomyślała z goryczą - to ja sama znalazłabym szczęście!"
Od pięciu tygodni każdego dnia ich pobytu na farmie nie
tylko myślała o lordzie Ravenscarze, lecz tęskniła za nim tak
ogromnie, że często płakała wtulając twarz w poduszkę. Nie
pomagało, gdy sobie tłumaczyła, że jej miłość ku niemu jest
beznadziejna i bez szans. Musi dla jego własnego dobra ukryć
się przed nim, a on nie powinien jej nigdy odnalezć. Lecz
nawet gdyby ją w końcu odszukał, to i tak zakochałby się w
kim innym.
Wiele myślała o Atalie Bray i to ją doprowadziło do
takiego stanu, że gdy patrzyła w lustro nie widziała własnej
twarzy, lecz twarz tej kobiety. Jak mogła być tak dziecinna,
tak głupia, żeby zakochać się w mężczyznie, który nie czuł do
niej nic oprócz niechęci, że poślubił ją w tak dziwnych
okolicznościach?
- Ale to było nieuniknione, żebym się w nim zakochała -
mówiła do siebie.
Przymknęła oczy i ujrzała jego przystojną twarz, jego
oczy spoglądały na nią, a usta jak zwykle miały cyniczny
wyraz.
- Kocham go! Kocham! - płakała w ciemności.
W rozpaczy myślała, że jedynym dla niej wyjściem jest
śmierć. Wtedy on odzyskałby wolność, a ona nie musiałaby
stanąć przed sądem za popełnione morderstwo. Mimo
czarnych myśli nawiedzających ją nocą nie mogła nie docenić
za dnia cichej przystani, w której się znalazły. Gdyby dyliżans
nie miał wypadku, gdyby pan Buxton nie zaofiarował się, że
je podwiezie, gdzie byłyby teraz?
To jego dobry charakter sprawił, że zatrzymał się na
drodze, żeby poinformować czekających na dyliżans ludzi o
wypadku. Ponadto w całej Anglii trudno byłoby znalezć
miejsce piękniejsze i wygodniejsze niż farma pani Coswell.
Romara z zażenowaniem płaciła jej niewielką sumę na
pokrycie kosztów utrzymania. Była przekonana, że to dzięki
panu Buxtonowi płacą tak mało. Pani Coswell odnosiła się do
nich bardzo serdecznie i doglądała Aleksandra jak własne
dziecko. To ona, widząc wyczerpanie Caryl, znalazła dla niej
mamkę.
Była to jedna z jej synowych, która niedawno urodziła
dziewczynkę i miała dość pokarmu, by karmić jeszcze jedno
dziecko. Pozbywszy się obowiązków związanych z
karmieniem i dzięki admiracji pana Buxtona Caryl rozkwitła
niczym kwiat. Jedzenie na farmie było wyśmienite, a ponadto
z jej twarzy zniknął strach i napięcie. Wyglądała tak, jakby
znów miała osiemnaście lat, jakby nie było nigdy w jej życiu
Harveya Wychbolda, który lekkomyślną dziewczynę
przemienił w zastraszoną kobietę.
Pan Buxton powinien rzeczywiście znać status Caryl,
pomyślała Romara, kiedy siostra opuściła jej sypialnię. W
jego towarzystwie Caryl mogłaby zapomnieć o Harveyu
Wychboldzie i jego pogróżkach. Romara była przekonana, że
nie ustaje on w dążeniu do odzyskania syna i że nie podda się
tak łatwo.
Gdy tylko przybyły na farmę, za każdym razem, gdy ktoś
wjeżdżał na podwórze lub pukał do drzwi, wstrzymywała
oddech. Myślała, że to ludzie Harveya Wychbolda,
domagający się wydania im Aleksandra, lub policjanci
pragnący postawić ją w stan oskarżenia.
Stopniowo jednak dobre jedzenie, odpoczynek,
serdeczność pani Coswell uwolniły ją od obaw, choć serce
Romary wciąż łkało po utracie lorda Ravenscara. Rozmyślała,
że zapewne wrócił do Londynu i zapomniał już o niej, oddany
rozrywkom w Carlton House i zajęciom w Izbie Lordów.
Czemu miałby myśleć o kobiecie, która nosiła jego
nazwisko, lecz zniknęła z jego życia równie nagle, jak się w
nim pojawiła?
- Pomyśl czasem o mnie! - błagała Romara.
Posyłała ku niemu swoje myśli, w nadziei, że dotrą do
niego, gdziekolwiek by był. Lecz rozum podpowiadał jej, że
on o niej zapomniał, że wyrzucił ją z pamięci jak niepotrzebny
balast.
Kiedy Caryl i pan Buxton zniknęli jej z oczu, Romara
weszła do kuchni, gdzie pani Coswell przygotowywała tort na
dziewiętnaste urodziny Caryl. Właśnie go lukrowała używając
do tego gęsiego pióra, a rezultaty jej pracy były rewelacyjne.
- Siostra będzie oczarowana - powiedziała Romara
podchodząc do stołu. - Od dzieciństwa lubiła, gdy dla niej
robiono tort urodzinowy.
- Z tego nigdy się nie wyrasta - odpowiedziała pani
Coswell. - Choć pan Buxton śmiał się ze mnie, kiedy mu
upiekłam tort w zeszłym roku.
- Myślę, że zjadł go jednak z przyjemnością - powiedziała
Romara śmiejąc się.
- Oczywiście! - przytaknęła pani Coswell. - Może by pani
zjadła słodką babeczkę? Są jeszcze gorące w piecyku.
- Niech mnie pani nie kusi! - zawołała Romara. - Pani
kuchnia jest tak wyśmienita, że boję się utyć, gdyż wówczas
nie będą na mnie pasowały żadne suknie, ani moje, ani siostry.
- Co się tyczy pani siostry - zauważyła pani Coswell - to
jest chuda jak patyk! - Przez chwilę podziwiała dekorację
tortu, a potem dodała: - Ale gdyby była tak gruba jak ja, pan
Buxton by za nią nie chodził!
Romara nic nie powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że
pani Coswell jest bardzo ciekawa, czy Caryl jest wdową, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]