[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uniosła głowę i rozejrzała się, myśląc, że zapewne są na
Morzu Marmara.
- Dokąd zmierzamy? - zapytała szeptem.
- Do celu - odpowiedział Lyle Westley. - Najpierw jednak
musimy trochę popodróżować.
Mówił po angielsku. Nadina zorientowała się, że nie chce
wymieniać żadnych nazw przy wioślarzach, choć zostali oni
starannie dobrani i cieszyli się zaufaniem ambasadora.
Najwyrazniej życie nauczyło Lyle'a Westleya, że nie należy
nikomu ufać. Nie odezwał się już więcej.
Nadina chciała się wysunąć z jego objęć, ale zamiast tego
zajęła się obserwowaniem wschodu słońca. Było olśniewająco
złociste i natychmiast rozproszyło mrok. Miała wrażenie, że
cały świat nagle się rozpromienił.
Godzinę pózniej, kiedy słońce stało już znacznie wyżej na
niebie, łódka zbliżyła się do brzegu. Wpłynęli do niewielkiej
zatoki. W pobliżu nie było widać żadnych osad i Nadina
przestraszyła się, że znajdują się w odludnym miejscu.
Dwaj mężczyzni wskoczyli do wody, by wyciągnąć łódkę
na brzeg. Lyle Westley wziął w ramiona zaskoczoną Nadinę,
ostrożnie wyniósł z łódki, po czym delikatnie postawił ją na
piasku. Jeden z wioślarzy wyniósł na brzeg dwie walizki.
Westley podziękował przewoznikom, zwracając się do nich po
turecku; Nadina zauważyła też, że wręczył im dużą sumę
pieniędzy, co skwitowali uśmiechem i życzeniami szczęścia.
Teraz, w świetle dziennym, Nadina zobaczyła, że
wioślarze są wysocy, mocno zbudowani i mają doskonale
umięśnione ramiona. Czuła lekkie oszołomienie po drzemce, a
poza tym oślepiał ją blask słońca.
Spojrzała na Lyle'a Westleya, podnoszącego walizki, i
znieruchomiała zaskoczona. W ciemności nie była w stanie
zorientować się, jak jest ubrany. Kiedy niósł ją na brzeg,
patrzyła na łódkę i nie zauważyła, że Lyle ma na sobie
sutannę, zapinaną z przodu na wiele guzików. Przyjrzała się
jego twarzy i zdumiała się ponownie. Uczesany był z
przedziałkiem; włosy okalały mu teraz czoło. Dostrzegła także
na jego szyi biały krzyż.
Lyle szybkim krokiem zmierzał w stronę niskich skał,
otaczających zatokę. Doszedłszy do nich, odstawił walizki i
obejrzał się za siebie.
Nadina bezwiednie zrobiła to samo.
Wioślarze byli już z powrotem w łódce i wypływali na
morze.
- Teraz będą mogli odpocząć - powiedział Westley, jakby
w odpowiedzi na jej pytanie. - Spisali się doskonale, w takim
tempie przywożąc nas tutaj. Powinniśmy być im bardzo
wdzięczni.
- Jestem im wdzięczna... oczywiście, że jestem. Ale
dokąd udamy się teraz?
- Do Eceabat - poinformował Lyle, a widząc, że
dziewczynie nic to nie mówi, dodał: - Musimy przepłynąć
cieśninę Dardanele i dostać się na Morze Egejskie, gdzie
będzie na nas czekał okręt.
- Domyślałam się, że tak to będzie.
- Niech no ci się przyjrzę - rzekł. Uniosła podbródek.
- Cały kłopot polega na tym, że jesteś zbyt piękna jak na
siostrę misjonarza - stwierdził.
- Więc jestem siostrą misjonarza?
- Tak, i razem podróżujemy przez Turcję. Złożyliśmy w
Konstantynopolu sprawozdanie z tego, jakie poczyniliśmy
postępy i ruszamy do Canakkale. - Widząc skupioną twarz
Nadiny, dodał z uśmiechem: - Musimy też zrobić coś, żebyś
bardziej przypominała misjonarkę, która pomaga mi w pracy z
dziećmi.
Zdawszy sobie sprawę, że właśnie otrzymała instrukcje,
poczuła lekki niepokój. Spodziewała się ich. Nigdy nie
zawiodła ojca, kiedy musieli się ukrywać, jednak tym razem
sytuacja była zupełnie inna. Towarzyszył jej mężczyzna,
którego nie zdążyła dobrze poznać i dla którego, jak
przypuszczała, była jedynie ciężarem.
Lyle Westley otworzył walizkę. Kiedy uniósł wieko,
Nadina zorientowała się, że to jej bagaż. Zauważyła skromną
sukienkę i koszulę nocną. Lyle wyjął kapelusz. Był to zwykły,
tani kapelusz, jaki można było kupić niemal wszędzie.
Wypchnął denko, które spłaszczyło się w walizce, i podał
kapelusz Nadinie.
Starannie włożyła go na perukę i popatrzyła pytająco na
Lyle'a, ten skinął głową na znak aprobaty.
Nie powiedział jednak tego, co przyszło mu do głowy,
kiedy poprawiała kapelusz. Pomyślał, że otacza jej twarz jak
aureola i że czyni ją jeszcze piękniejszą. Zdjął z jej ramion
wełniany szal, którym otuliła się w nocy, włożył go do walizki
i zamknął wieko. Z drugiej walizki wyjął czarny kapelusz
misjonarza, a potem długo szukał czegoś między rzeczami;
wreszcie wyciągnął okulary.
- Włóż je - polecił. - Nie będą ci przeszkadzały, bo to
zwykłe szkła, a będziesz w nich wyglądać poważniej.
Nadina roześmiała się.
- Czy tak powinna wyglądać misjonarka? - zapytała.
- Tak wyglądały wszystkie misjonarki, jakie spotykałem
w czasie moich podróży - odparł Lyle Westley. - Są to
przeważnie nieciekawe stare panny w nieokreślonym wieku, o
nijakich twarzach.
Znów się roześmiała.
- Przykro mi, ale nie mam najmniejszego zamiaru tak
wyglądać! - zaprotestowała.
- To i tak byłoby niemożliwe, choćbyś nie wiem jak
bardzo się starała - odpowiedział Lyle. - Pozostaje nam więc
mieć słabą nadzieję, że nikt cię nie zauważy. - Podniósł
walizki i zapytał: - Masz wygodne buty?
- Zastanawiałam się, czy mam zabrać eleganckie buty,
czy te, które mam właśnie na nogach, na płaskim obcasie.
- Miałem nadzieję, że wybierzesz właśnie takie - rzekł
Lyle Westley. - A teraz ruszajmy, mamy przed sobą długą
drogę.
Poprowadził ją krętą ścieżką na szczyt skały. Dookoła nie
było żadnych domostw. Miała wrażenie, że znajdują się w
cichej, spokojnej części kraju, wszędzie bowiem, jak okiem
sięgnąć, rozciągały się kwitnące drzewa.
Lyle nie przerwał marszu nawet wtedy, gdy Nadina
zatrzymała się na chwilę, by zerwać parę polnych kwiatów.
Nie czekał na nią, szedł dalej równym krokiem, musiała więc
podbiec, by go dogonić.
- Proszę popatrzeć na te kwiaty! Są takie cudowne! I
cudowne jest to, że udało nam się stamtąd wyrwać!
- Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni - ostrzegł ją Lyle. -
Módlmy się, żeby dopisało nam szczęście.
- Jestem pewna, że nam się uda - powiedziała Nadina. -
Zeszłej nocy przed snem pomyślałam, że to chyba mój tata
przyprowadził pana... przyprowadził cię wtedy na taras,
żebym mogła cię uratować, i żebyś ty mógł uratować mnie.
- Odpukaj w nie malowane drewno! - zawołał Lyle. -
Myślę, że ojciec jest teraz z ciebie bardzo dumny.
Zachowujesz się dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem.
- A jak sobie to wyobrażałeś? - zapytała z
zaciekawieniem.
- Ze będziesz się stosować do moich poleceń -
odpowiedział. - I że będziesz również traktować to jak
przygodę.
Oczy Nadiny rozbłysły.
- Bałeś się, że mogę się zachowywać jak histeryczka albo
paplać coś całą drogę przez Bosfor?
- Jeśli dobrze pamiętam, nie mówiłem ci, że masz milczeć
- rzekł Lyle.
- Tata nauczył mnie tego, kiedy miałam dwa latka, a
mama i ja zawsze byłyśmy mu posłuszne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl