[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za dyliżansem do Gloucester, tak przynajmniej sądziła, z panem Herriotem.
- To właśnie zakładał lord Hereward. Odjechał jakieś dwadzieścia minut temu. Przyznaję,
że mnie dojście do tych samych wniosków zajęło trochę dłużej. - Uśmiechnęła się nieco smutno
do Filidy.  Chyba się starzeję.
- Zachodni Gościniec. Chciałbym, żeby pani pojechała ze mną, pani Gainford - rzekł
Thorold, odwracając się ku drzwiom.
- Oczywiście.
- Ty też jedziesz? - zdziwiła się starsza pani.
- A jaki z tego pożytek? I czemu to, jeśli wolno spytać, moja wnuczka popełnia tak gruby
nietakt jak pisanie do obcego mężczyzny?
- Pani Gainford jest mi potrzebna jako przyzwoitka dla Araminty - odparł Thorold
stanowczo. - Zakładam, że Hereward pojechał swoim faetonem. Zapewne nie chciałaby pani, by
pani wnuczka wracała otwartym powozem i wystawiała się na języki całego miasta? A co do
tego, że jestem obcy, to tak już nie jest. Moje serce należy do Araminty już od pewnego czasu. A
teraz, jeśli pani wybaczy, musimy ruszać.
- Do Araminty! - powtórzyła pani Osborne. Ale ich już nie było.
Araminta wyglądała przez brudne okno i próbowała nie myśleć o tym, czy jeszcze kiedyś
zobaczy dom i Thorolda. Antoni kilkakrotnie wystawił głowę przez okno. Powiedział, że po to,
by zobaczyć, czy nie widać dyliżansu, ale pełnej podejrzeń Aramincie wydało się, że patrzy za
siebie, nie przed siebie. Czy obawiał się pościgu? Zaczęło jej się poza tym robić mdło od
kołysania kół, a duszne i pełne kurzu powietrze w powozie przyprawiło ją o ból głowy. Kiedy
pojazd zakołysał się mocno, a następnie stanął, Araminta odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam, panie. - Twarz woznicy ukazała się w oknie. - Koń zgubił podkowę. 
Popatrzył chytrze na Aramintę, pokazując w uśmiechu szereg połamanych zębów. Czuć go było
w dodatku pomieszanym zapachem kurzu i alkoholu.
Dziewczyna cofnęła się w głąb powozu, otulając się szczelniej płaszczem, by uciec od
tego odoru. Antoni otworzył drzwi i wyskoczył. Araminta szybko dokonała przeglądu sytuacji.
Czemu nie posłuchała Filidy? Nie było już teraz żadnej wątpliwości, że Antoni ma złe
zamiary. Najął tego okropnego człowieka, uparł się, by nic nie mówiła babce, a odkąd weszła do
powozu, jego zachowanie zmieniło się zupełnie. Nie był już troskliwy i usłużny, stał się szorstki i
bezceremonialny.
O co mu chodziło? Czy, jak sugerowała Fil, o jej majątek? Czy tylko o to? Uczciwy
człowiek poprosiłby babcię o jej rękę, nawet jeśli pomysł wspólnej ucieczki wydawałby mu się
bardzo romantyczny. Co on knuje?
Araminta wątpiła teraz, czy kuzynka istotnie wsiadła do dyliżansu. Może Antoni
wyciągnął ją z domu pod tym pretekstem, by mieć pewność, że będzie sama.
W jej kapelusz wpięta była długa szpilka. Araminta wyjęła ją i ostrożnie przyczepiła do
szarfy u swojej sukni. O, tak! Już ona mu pokaże, gdyby czegoś spróbował!
Antoni otworzył drzwi.
- Musimy zjechać na boczną drogę do Denham - powiedział. - Minęliśmy ją jakiś czas
temu. Tam będzie kowal.
- Czy mogę wysiąść? - spytała Araminta żałosnym tonem. - Bardzo zle się czuję.
- Dobrze, ale tylko na ten czas, gdy Joe zawraca powóz.
Dziewczyna wyskoczyła i rozejrzała się. Gdyby zaczęła biec, Antoni na pewno by ją
złapał. Droga była pusta w obu kierunkach, nie było gdzie się schować. Tak czy inaczej, co by
zrobiła sama, bez grosza, dwadzieścia mil od Londynu?
Dobrze, że przynajmniej starczyło jej przytomności umysłu, by napisać do Thorolda. Na
pewno ruszy za nią, a może i Filida wróciła tymczasem do domu.
- Muszę odejść na chwilę, schować się za drzewo - powiedziała. - Wrócę za minutkę.
- Dobrze - rzekł szorstko Antoni. - Będę w powozie. - Dorożka skierowana była teraz w
stronę Denham.
Miała tylko parę minut. Myśl, Araminto, myśl! Nad nią rozpościerał się wielki dąb.
Szybko zdjęła kapelusz, po czym odczekała, aż Antoni odwróci się do niej plecami, i rzuciła
kapelusz w górę; zawisł na gałęzi jakieś dwanaście stóp nad ziemią, powiewając na wietrze
żółtymi wstążkami. Wtedy wróciła do oczekującego na nią powozu.
Kapelusz będzie oznaczał, że tu była. Jeśli będzie miała szczęście, nie zdejmie go żaden
wieśniak, a było mało prawdopodobne, by Antoni zauważył jego brak. Może i postąpiła
nadzwyczaj niemądrze, ale przynajmniej teraz zrobiła coś sensownego!
Denham okazało się małą wioską, gdzie była tylko jedna gospoda, Pod Skrzyżowanymi
Kluczami. Była to rudera w opłakanym stanie. Z boku stały jakieś budy, a na podwórzu grzebały
w błocie liczne kury i świnie.
Araminta popatrzyła na to przerażona.
- Ależ tu jest okropnie! - zawołała.
Antoni roześmiał się.
- Nie mogliśmy trafić lepiej - powiedział cicho do Joego. - Nikomu nie przyjdzie do
głowy szukać jej tutaj!
Filida opadła na siedzenie powozu Thorolda i zamknęła oczy. W jej uszach wciąż
dzwięczał jadowity głos Polly:  lord Hereward szaleje za moją panią . Może to prawda,
pomyślała ze zmęczeniem. Może był dla niej miły, bo było mu jej żal. Teraz, skoro poznał już
prawdę, wrócił zapewne do Emmy, zadowolony, że może się pozbyć tak niewygodnej
znajomości.
Gdy go dogoni wraz z Thoroldem, nie da mu poznać nawet drgnieniem powieki, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl