[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Umarł ponad cztery lata temu - westchnęła kobieta. - Z początku bałam
się mówić, a potem pomyślałam, że i tak nic to nie pomoże. Ale sumienie gryzie
mnie przez cały czas. - Zerknęła spod oka na Bernadette, a potem mówiła dalej:
- Nie był uczciwy, ale dla mnie dobry, z pewnością. Jego śmierć uznana została
za wypadek, ale jestem przekonana, że to było morderstwo. Może zasłużył sobie
na śmierć, nie wiem. Przypuszczam, że sam zabił kilku ludzi. Miał różne bardzo
drogie urządzenia do strzelania, nie wiem dokładnie jakie, bo nie znam się na
tym, a on zawsze je przede mną zamykał. Zdobył kilka nagród za strzelanie,
kiedy służył w piechocie morskiej, gdzie nauczył się także zakładać ładunki
wybuchowe.
- Chodzi pani o to, że był chory i potajemnie mordował? - ostrożnie
zapytała Bernadette.
- Nie. - Tym razem pani Jude spojrzała jej w oczy prosto i twardo. -
Chodzi mi o to, że zabijał na zlecenie.
Bernadette nie wierzyła własnym uszom.
- Mogłaby pani podać nazwisko jakiejś ofiary? -spytała podejrzewając, że
jej rozmówczyni w pierwszej kolejności wymieni Johna Fitzgerald
Kennedy'ego.
- Nie. Co najwyżej mogę się domyślać - odrzekła kobieta niecierpliwie,
już jakby znużona rozmową. -Ani nigdy nie widziałam go przy robocie, ani też
nigdy mi się nie zwierzał. - Na jej wargach zaigrał lekki uśmieszek. - Chyba
lubiłam nawet tę odrobinkę grozy, związaną z jego tajemnicą, a on pewnie
przypuszczał, że się domyślam, ale nigdy sam nic nie powiedział. Czasami
myślałam, że gdybym głośno wypowiedziała swoje myśli, musiałby mnie zabić.
Bernadette uznała, że jej rozmówczyni nie jest w pełni władz
umysłowych.
- Powiedziała pani, że umarł cztery lata temu. Dlaczego teraz chce pani o
tym mówić?
Kobieta zagryzła wargi.
- Podejrzewam, że człowiek, dla którego pracował Philip, kazał w końcu
zabić i jego. Nie mogę dłużej żyć z tą myślą.
Bernadette sądziła, że jej rozmówczyni wszystko sobie zmyśliła, uznała
jednak, że obowiązek zawodowy każe wysłuchać pani Jude do końca, a
wątpliwości zostawić dla siebie.
- Wie pani, kto dawał mu zlecenia?
- Pracował u Merriweathera Neily'ego. Oficjalnie był ogrodnikiem, bo
zresztą Philip naprawdę lubił rośliny. Ale żaden ogrodnik nie dostaje takich
pieniędzy, jakie zarabiał mój mąż, i nie znam ogrodnika, który mógłby sobie
pozwolić na ubezpieczenie w wysokości pół miliona dolarów.
Teraz Bernadette była już zupełnie pewna, że jej rozmówczyni żyje w
świecie fantazji.
- I podejrzewa pani, iż Merriweather Neily płacił mężowi za mordowanie
ludzi, aż w końcu kazał usunąć także swojego najemnego zabójcę - powtórzyła,
aby upewnić się, że wszystko dobrze zrozumiała.
Pani Jude spojrzała na nią ponuro.
- Wiem, że niełatwo w to uwierzyć.
- A jakie dowody ma pani na to, że pan Neily ma jakiś związek ze
śmiercią męża? - zapytała Bernadette, dbając już tylko o profesjonalną
skrupulatność.
Martha Jude spojrzała na nią jak na wariatkę.
- Gdybym miała jakiekolwiek dowody, oglądałabym kwiatki od spodu jak
Philip.
- Bez dowodów nic nie da się zdziałać - oznajmiła Bernadette, żywiąc
współczucie dla Merriweathera Neily'ego. Stara kobieta najwyrazniej chciała
wyrównać z nim jakieś stare porachunki.
Pani Jude skrzywiła się z niesmakiem.
- No cóż, przynajmniej spróbowałam ruszyć tę sprawę - mruknęła,
sypnęła do wody resztkę pokarmu dla ryb i zaczęła się oddalać.
Spoglądając za nią Bernadette rozmyślała, czy warto uprzedzić pana
Neily, że ktoś chce mu podłożyć świnię.
- Co takiego powiedziała ci Martha Jude? Bernadette odwróciła się
gwałtownie na dzwięk głosu Maxa.
- Znasz ją? - Była tyleż zakłopotana, co poirytowana. - Jest jednym z tych
natrętów, z którymi miałeś już na pewno do czynienia. Kiedy zaczyna się nudzić
albo mąci jej się w głowie, dzwoni do gazety, żeby złożyć jakieś fałszywe
oskarżenie.
- Ale co powiedziała? - dopytywał się Max, chcąc, by zabrzmiało to jak
najbardziej zdawkowo. Jeśli panna Dowd uznała Marthę Jude za fiksatkę, to
niech trwa w tym przekonaniu. Tak z pewnością będzie dla niej bezpieczniej.
- Twierdzi, że jej mąż był płatnym mordercą.
- Wspomniała, kto miałby mu płacić? - Max za wszelką cenę starał się
ukryć rosnące napięcie.
- Merriweather Neily. - Bernadette nie mogła powstrzymać się od
śmiechu. - Dlaczego niby miałby chcieć kogoś zabić? Bo co, ktoś nieładnie się
zachował? Może zapłacił na cele dobroczynne o połowę mniej niż zapowiadał?
Co za idiotyzm!
- Dobra, wracaj do domu i zapomnij o tym spotkaniu - powiedział
stanowczo Max.
- Nie można pozwolić, żeby na prawo i lewo rozpowiadała te swoje
bzdurne oskarżenia. Słuchaj -ożywiła się Bernadette pod wpływem nagłej myśli
-ona wie, że nie kupiłam jej historii. Teraz może próbować szczęścia z kimś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl