[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego.
Nagle uświadomiła sobie, że Ewa mówi coś do niej.
- Przepraszam, mamo, nie słuchałam cię przez chwilę.
- Nie, to ja przepraszam. Zagaduję cię o tym domku, a przecież ty jesteś pełna
wrażeń po wizycie w Hardath. Opowiedz mi, jak było. Na pewno bardzo to przeżyłaś.
- Nie, nie tak bardzo. To było zwykłe przygnębienie. Wiesz, niewiele się tam
zmieniło.
Ewa podeszła i objęła ją serdecznie ramieniem.
- Moja malutka, sama chodziłaś po domu?
- Nie, spotkałam nowego właściciela Hardath, oprowadził mnie po Hardath,
pozwolił nawet wejść do środka.
Ewa była zaskoczona.
- Naprawdę? - westchnęła. - Musiało ci być bardzo ciężko. - Zamilkła na chwilę. - A
ten właściciel, czy był miły? Och, kochanie, dobrze, że nie pojechałam tam z tobą. Nie
mogłabym znieść obecności obcego człowieka w Hardath, i to jeszcze w tej sytuacji.
Wydrapałabym mu oczy z zazdrości. Chociaż z drugiej strony, ten biedak nie jest niczemu
winien.
Gemma uśmiechnęła się gorzko, wcale nie była tego taka pewna.
28
S
R
- Nowym właścicielem jest James Drayton - powiedziała.
- James Drayton? - krzyknęła zdziwiona Ewa. - Chyba nie ten James, który wtedy...
- Ten sam - przerwała Gemma.
- To musiał być dla ciebie szok - zauważyła matka. - Ale kochanie, nie pozwól, aby
to spotkanie zaważyło na tobie w jakikolwiek sposób. Co było, minęło - musisz się z tym
pogodzić. Ty i on też. Chociaż... intryguje mnie jedna sprawa. Z tego, co mówiłaś o nim
kiedyś nie wynikało, aby mógł sobie pozwolić na kupno Hardath. - Jej stwierdzenie
zabrzmiało jak pytanie.
"Tak, masz rację, mamo" - pomyślała Gemma, ale nie powiedziała nic. Jednak ta
sytuacja utwierdziła ją w decyzji jutrzejszej wyprawy do sklepu Draytona.
- A przy okazji, zapomniałabym, James zaprosił nas na przyjęcie z okazji
przeprowadzki do Hardath.
Pogrzeb Duncana Rossa miał się rozpocząć o wpół do trzeciej tego popołudnia. Po
uroczystości Gemma postanowiła jechać z Ewą do Winster, przejrzeć rzeczy ojca. Nie
było nic szczególnego, co chciałyby zatrzymać, należało jednak to uporządkować.
Natomiast jeszcze przed pogrzebem zdecydowała się pójść do sklepu Draytona i wypytać
o Jamesa. Nie powiedziała o tym Ewie. Jej matka miała zresztą zaplanowane
przedpołudnie; najpierw musiała załatwić formalności związane z wynajęciem domku, a
potem chciała iść do fryzjera. Gemma pomyślała, że Ewa w bardzo dziwny sposób
przygotowuje się do tego pogrzebu. Traktuje go, jak jakąś okazję, święto niemal.
Wspominając zachowanie matki w kaplicy, pomyślała, że nie chciałaby, aby Ewa
załamała się w czasie pogrzebu. Nie uznała jednak za stosowne, aby z nią o tym
rozmawiać. Ponieważ matka wzięła samochód, Gemma zdecydowała się zrobić sobie miły
spacer, idąc do Bowness. Zastanawiała się, co powinna na siebie włożyć. Miała ochotę
ubrać dżinsy i jakąś koszulkę, bo było bardzo ciepło, ale pomyślała, że podczas wizyty u
pana Draytona powinna wyglądać trochę bardziej oficjalnie. Zdecydowała się więc na
kremową sukienkę z krótkimi rękawami i lekki żakiet. Ubierając się, gdzieś w głębi serca
miała nadzieję, że zdoła zrobić na nim wrażenie, że pokaże mu, jak wiele się zmieniło od
czasu, kiedy widzieli się ostatnio.
Główna ulica w Bowness była spokojna. Gemma wiedziała, że to się zmieni, kiedy
29
S
R
rozpocznie się sezon. Wtedy osada zmieni się w ruchliwe, hałaśliwe miejsce pełne
roześmianych, głośnych turystów. Na razie jednak było tu przyjemnie. Na przystani i
wzdłuż wybrzeża łódki kołysały się na wodzie, której powierzchnia połyskiwała
zachęcająco w blasku porannego słońca. Sklep pana Draytona był niedaleko - kilka minut
drogi od głównej ulicy.
 Zmieniło się tu trochę - pomyślała Gemma. - Przybyły nowe sklepy, nowe domki".
Zdumiało ją, jak szybko szczegóły dotyczące tego miejsca uleciały jej z pamięci. Nie
mogłaby z całą pewnością odtworzyć wyglądu tego miejsca sprzed sześciu lat. Z
zamyślenia wyrwał ją widok sklepu. Szyld z napisem:  Draytona" nadal wisiał nad
drzwiami: te same wielkie, czarne litery, ta sama wystawa, wypełniona gazetami i
magazynami, upominkami i pamiątkami. Przybyło może parę tytułów gazet i kilka
rodzajów zabawek, poza tym wszystko wyglądało, jak kiedyś. Gemma spojrzała na
witrynę sklepu i wydawało jej się, że nawet firanki i zasłony pozostały takie same. Poczuła
dziwną ulgę, znajdując to miejsce tak niezmienionym - uśmiech pojawił się na jej twarzy i
śmiało weszła do środka.
Nie było tu w tej chwili żadnych klientów, oprócz pulchnej kobiety, stojącej przy
kasie. Wystrój wnętrza został trochę unowocześniony; był to teraz sklep samoobsługowy z
dużym regałem na środku i koszykami przy wejściu.
Kobieta uśmiechnęła się zachęcająco, ale nie powiedziała nic. Gemma nie chciała
zaczynać od razu rozmowy, przeszła się więc między regałami, wybrała niewielki notes,
ołówek i lokalną gazetę. Wzięła to do kasy i podając kobiecie, zapytała:
- Czy mogłabym porozmawiać z panem Draytonem. Z panem Henrykiem
Draytonem - poprawiła się.
Kobieta uśmiechnęła się.
- To chyba niemożliwe, nie ma go - odrzekła.
- To znaczy, że się wyprowadził?
- Nie, to znaczy, że nie żyje - powiedziała, wystukując na klawiszach kasy
należność. Jej odpowiedz zbiła Gemmę z tropu. Nie spodziewała się tego. Jej zdumienie
musiało być widoczne, bo kobieta zagadnęła po chwili:
- Przepraszam bardzo, czy pan Drayton był pani przyjacielem? Nie wiedziałam...
30
S
R
Naprawdę nie chciałam...
- Nie szkodzi - przerwała jej Gemma. - Mieszkałam tu kiedyś i wyprowadziłam się
na jakiś czas. Zastanawiałam się po powrocie, czy Drayton nadal jest właścicielem tego
sklepu. Jego nazwisko ciągle widnieje na szyldzie.
- A tak, zdecydowaliśmy się zatrzymać nazwę, kiedy odkupiliśmy sklep. - Kobieta
nagle wydała się być bardzo chętną do pogawędki.
- Kiedy dokładnie zmarł pan Drayton? - zapytała Gemma, wykorzystując jej nastrój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl