[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więcej smakołyków, którymi go wcześniej karmiła.
Lina brzmiała na sfrustrowaną. Lacey nie mogła jej winić.
"Jakie kawałki?" Zapytała.
"Nie wiem." Odparła Lacey. "Ale proszę, zaufaj mi."
Lina westchnęła po drugiej stronie.
"W porządku."
"Muszę już iść. Dziękuję. Opiekuj się wszystkimi i pozdrów ich ode mnie." Rozłączyła się i
spojrzała na Babę Jagę. "Wystarczająco dobrze?"
Strażniczka kiwnęła głową.
"Tak."
"Dlaczego nie powiedziałaś tego Linie sama?"
"Bo wiem, że jest teraz na mnie trochę zdenerwowana. Unikałam jej, bo musiała stanąć na
własnych nogach i nauczyć się ufać własnym instynktom. Dość powiedzieć, że lepiej, że tych
informacji dowiedziała się od ciebie, niż ode mnie. Jeśli teraz by ze mną porozmawiała, to nie
skupiłaby się na tym, co ważne." Dokończyła swoją kawę i poklepała jeszcze Jaspera, nim wstała.
"Czuję się, jakbym ją okłamała." Powiedziała Lacey.
"Nie skłamałaś. Miałaś wizję i przekazałaś co mogłaś."
Lacey uniosła brew.
"Pokazałaś mi tę wizję tego co stanie się w przyszłości."
Baba Jaga wzruszyła ramionami.
"Nie ważne od kogo pochodzi wizja, prawda?"
"Nie, chyba nie."
"Niezależnie od wszystkiego nie mogą znieść ochrony. Rodolfo Abernathy w przyszłości
będzie gotowy zabijać, by położyć łapska na tej dziewczynce. Musi być chroniona, aż będzie mogła
wypełnić swoje przeznaczenie." Postawiła filiżankę na blacie.
Lacey położyła swoją dłoń na jej, by ją zatrzymać.
"Czy umrze?"
"Któregoś dnia. Masz na myśli teraz? Nie." Wskazała palcem na Lacey. "Mówię ci to, bo
jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Nie możesz nikomu tego powiedzieć. Ta mała dziewczynka
będzie miała długie i szczęśliwe życie tak długo, jak ci wokół niej będą zważać na moje
ostrzeżenie." Uśmiechnęła się. "Twoje ostrzeżenie, powinnam rzecz. Pamiętaj, Lina nie może
wiedzieć, że to ja jestem tego zródłem. Wiesz jakie czasem żywi do mnie uczucia. Nie muszę być u
niej teraz na czarnej liście. Będzie zajęta swoimi dziećmi. Ja byłabym tylko niechcianym
zakłóceniem spokoju."
"Daniel ze mną rozmawiał. Pytał mnie o koszmary, które ma Callie. Zapewne nie masz na
ten temat żadnych informacji, co?"
Baba Jaga zmarszczyła brwi.
"Rozmawiał ze mną o tym kilka miesięcy temu. Wciąż je ma?"
"Mówi, że nie pamięta o nich kiedy się budzi."
"Przysięgam, nie wiem dlaczego." Milczała przez chwilę. "Pójdę do Daniela i mojej siostry.
Zgoda?"
Lacey kiwnęła głową. Po czym Baba Jaga zniknęła.
Lacey opadła na sofę. Jasper położył głowę na jej kolanach. Z roztargnieniem pogładziła go
i rozważała ostrzeżenia nieśmiertelnej.
Rozdział 20
By odciągnąć Mai od tych wieści, Lina, Elain i Carla zdecydowały zorganizować jej
spóznione przyjęcie ślubne.32
No dobra, partnerskie przyjęcie.
%7ładna z kobiet nie miała serca by odmówić mężczyznom świętowania, więc włączyły ich do
zabawy. Spędziwszy całe popołudnie na zabawach i zajadaniu przekąsek i ciast, Elain wreszcie
udało się wymknąć na chwilę.
Usiadła na przewalonym pniu na skraju lasu i spojrzała na dom. Na tarasie słyszała radosne
dzwięki jej świętującej rodziny, zarówno tej prawdziwej, jak i adoptowanej. Nie podniosła wzroku
kiedy Ain oddzielił się od grupy i w ciszy przeszedł przez podwórze, by do niej dołączyć.
Wziął jej dłoń w swoją.
"Grosik za twoje myśli." Powiedział wreszcie.
Wzięła głęboki wdech i westchnęła głęboko.
"Nie wiem o czym mam teraz myśleć. Ostatnie kilka tygodni było zwariowane. Wciąż
próbuję to wszystko uporządkować." Spojrzała na niego. "I czuję się zle z powodu Mai i jej
chłopców."
"Dlaczego?"
Uniosła brew i prychnęła.
Wzruszył ramionami.
"Czy wyglądają jakby im było przykro?"
32 Ciekawe wyrażenie baby/bridal shower przez trzydzieści sekund zastanawiałam się co tu do cholery robi prysznic,
ale mój wspaniały słownik w mig wytłumaczył mi o co chodzi bridal/baby shower przyjęcie z okazji
ślubu/narodzin dziecka, na które każdy gość przynosi prezent
Patrzyła jak trzy papużki rozmawiały z Zackiem i Kaelem. Wszyscy uśmiechali się i zdawali
się być szczęśliwi."
Ain puścił jej dłoń i objął jej ramiona.
"Pozwól, że zdradzę ci mały sekret. Mimo, że mamy wiele wspólnego z dzikimi wilkami,
jest coś, czego nie dzielimy. Jeśli dziecko urodzi się z upośledzeniem, zbieramy się wokół jego
rodziny by kochać i chronić dziecko. Nie wyrzucamy go z legowiska, by umarło."
Prychnęła pod nosem.
"Założę się, że Abernathy tak robią."
"Po części się nie mylisz. Ale jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, to żadne inne Klany nie robią
takich rzeczy, jak Rodolfo Abernathy. I to z cholernie ważnego powodu."
Złożyła głowę na jego ramieniu i obserwowała świętowanie.
"Co jeszcze cię martwi?" Zapytał cicho.
Po co zaprzeczać?
"Chcę dziecka." Wyszeptała. "Nie myślałam, że będę chciała. A przynajmniej, że nie tak
szybko. Ale chcę. Naprawdę chcę."
Pocałował czubek jej głowy.
"Nie teraz."
Musiał wyczuć jak napina się, by go odepchnąć, bo przycisnął ją do siebie.
"Nie uważam tego za rozkaz. Złożyłem ci obietnicę, że będziesz przez pół roku robiła
wszystko po naszemu, a ja nie uczynię cię przez ten czas ciężarną. Pamiętasz?"
"Och. Tak." Obiecał jej to po tym, jak uwolniła go ze schroniska dla zwierząt w Virginii.
Westchnęła. "Czy mogę cię prosić, być cofnął tę obietnicę?"
Zachichotał i wciągnął ją na swoje kolana. Z dłonią na jej podbródku, delikatnie przechylił
jej głowę, by mogła spojrzeć mu w oczy.
"Ja dotrzymuję swoich obietnic, skarbie. Obiecałem, że będę milszym, łagodniejszym
Pierwszym Alfą. I tak, chcę dzieci. Mimo że część mnie z radością zabrałaby cię do lasu i wzięła tu
i teraz, to myślę, że musimy poczekać. Kilka miesięcy więcej to wcale nie tak długo. Będziesz
ciocią szczeniaczka Mai i Liny...jakkolwiek tam się nazywa dzieci smoków."
Roześmiała się.
"Moja dziewczynka." Powiedział i pocałował ją. Objęła go za szyję i wolno się tym
rozkoszowała. Kiedy odsunął usta od jej warg, powiedział, "Wierz mi, kiedy wszyscy usiądziemy i
porozmawiamy o tym i będziemy wiedzieli, że wszyscy czworo jesteśmy po tej samej stronie,
wtedy w porządku. Będę pieprzył cię, aż staniesz się ciężarna." Przesunął jedną dłoń wzdłuż jej
ciała i położył ją na jej brzuchu. "Każdego ranka będę całował twoje piękne ciało i dziękował ci, że
jesteś naszą partnerką."
Splotła ich palce razem.
"No nie wiem. Słyszałam, że kobiety podczas porodu przeklinają swoich mężczyzn.
Pamiętasz, co zrobiłam Paulowi Abernathy."
Trącił nosem jej szyję.
"Upewnię się, że będę miał gotowe trzy gotowe zestawy metalowych pasów cnoty, by nas
ochronić."
Roześmiała się na myśl o tym. Wtuliła się w jego ramiona i patrzyła jak Liam i jej mama
rozmawiają na odległym końcu tarasu. Nie umknęły jej częste uśmiechy jej mamy kiedy Liam coś
powiedział i jak patrzył na nią przez ostatnie parę dni. Pomimo tego co powiedziała Lina, nie
chciała robić sobie nadziei, ale jakaś wciąż tkwiąca w niej cząstka małej dziewczynki modliła się
desperacko.
Ain szepnął jej do ucha.
"Nadzieja to dobra rzecz, kochanie. Może znajdą razem szczęście. Proszę, nie bądz
rozczarowana, jeśli się tak nie stanie."
Westchnęła smutno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl