[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na godną emeryturę.
 Nie wiedziałam, że pasjonujesz się wyścigami psów.
Ciemne oczy spojrzały na nią z uwagą.
 Bo się nie pasjonuję. Robi mi się niedobrze na myśl o tym, jak właściciele
obchodzą się ze swoimi zwierzętami. Zarabiają dla nich miliony, a są traktowane
gorzej niż zle. Dlatego, między innymi, zbudowałem to schronisko.
Zena jęknęła i uniosła łeb. Uwaga Marca natychmiast skupiła się na psie. Jego
szerokie ramiona rozluzniły się, a rysy złagodniały. Z trudem powstrzymała się
przed tym, żeby do niego nie podejść i nie pomasować napiętych mięśni.
 Pozwolisz, że się przyłączę?
 Zapraszam.
Delanie przykucnęła obok Zeny, której wielkie brązowe oczy spoczęły na niej.
Oczy, które widziały w życiu wiele zła.
 Nidy nie miałaś psa?
 Kiedyś dostałam od mamy szczeniaka. Wyglądał jak kulka zrobiona z futra i
był pełen życia. Jak się okazało, zbyt pełen. Ojciec powiedział, że ma alergię na
zwierzęta i będzie musiał znalezć mu nowy dom.
 Uwierzyłaś mu?
 Wtedy tak. Ale teraz myślę, że kłamał.
Spojrzała mu w oczy i zadrżała. Ostatnia rzecz, której teraz potrzebowała to jego
współczucie.
 A ty? Miałeś psa?
 Tak. Gdyby byłem chłopcem, mieliśmy kundla.
Uśmiechnął się i Delanie wyobraziła go sobie biegającego po ulicach Florencji z
psem. Zazdrościła mu tego wspomnienia.
 Opowiedz mi o nim. Jak się nazywał?
 Sebastian. Któregoś dnia po prostu przyszedł za mną, kiedy wracałem ze
szkoły. Był wychudzony i bardzo zaniedbany.
 I wziąłeś go do domu.
 Tak. Mama się nim zaopiekowała i został z nami.
Jego rysy złagodniały. Przez chwilę przypominał małego chłopca, który biega po
ulicach miasta ze swoim ulubieńcem. Obaj wolni, roześmiani, pełni radości życia.
Odczuła ukłucie zazdrości za tym, czego sama nigdy nie doświadczyła. Kiedyś
współczuła mu z powodu biedy, w jakiej dorastał. Prawda była jednak taka, że to
ona wymagała współczucia. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby jej rodzice
kiedykolwiek się z czegoś śmiali albo żeby robili coś dla czystej przyjemności
robienia tego.
Dopiero kiedy poznała Marca, zrozumiała, co to znaczy żyć. Pokazał jej, jak
piękny może być świat i jak to jest być przez kogoś kochaną. Kiedy odszedł, znów
zajęła się opieką nad matką. Nic innego jej wówczas nie pozostało.
Pogładziła łeb psa, którego sierść okazała się zadziwiająco miękka. Zena stała
się łącznikiem między nimi. Bezpieczniej było dotykać psa niż siebie nawzajem.
 Zazdroszczę ci tych wspomnień. Ja nie miałam radosnego dzieciństwa i
ciepłego domu.
 Tak było tylko do czasu. Potem wszystko się zmieniło i moje pózniejsze
wspomnienia są znacznie mniej przyjemne.
 Ja mam tylko złe. Moi dziadkowie ze strony mamy zmarli jeszcze przed moim
urodzeniem, a ojciec nie utrzymywał kontaktów z rodziną.
 Byłaś więc odcięta od krewnych.
Skinęła głową.
 Henry napisał po śmierci ojca do jego krewnych, ale nie odpowiedzieli.
 To niedobrze.
 Możliwe. Ale to dowodzi jedynie tego, że ojciec nie dbał o kontakty z nimi
przez całe lata.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tej chwili do pomieszczenia weszła
weterynarz. Miała na sobie chirurgiczne ubrania i czepek.
 Marco, jesteśmy gotowi.
Oboje wstali z podłogi.
 Mam ją zanieść?  spytał.
 Grazie.  Lekarka przytrzymała otwarte drzwi.  Tutaj, proszę.
Wziął zwierzę na ręce i zniknął za drzwiami, które zamknęły się za nim z
cichym kliknięciem.
Delanie zaczęła się zastanawiać, czy zostać, czy wracać do domu. Nie miała
zamiaru przyglądać się operacji, a sądziła, że Marco będzie chciał zostać do końca.
Wyszła na dwór i ruszyła ścieżką prowadzącą do domu. Kiedy Marco będzie miał
czas, odszuka ją. Nakarmi, napoi winem i będzie się z nią kochał do utraty tchu.
Kradzione dni, to wszystko, na co mogła liczyć.
Zatrzymała się w pół drogi, żeby popatrzeć na leżące u stóp wzgórza Montiforte.
Widok był piękny. Miała wrażenie, że nigdy nie znudziłoby jej się patrzenie na te
wzgórza i rozrzucone pomiędzy nimi wioski. Dość zaskakujące jak na dziewczynę
z miasta. Ani razu nie pomyślała o znajomych, których zostawiła w Londynie ani o
tamtejszym życiu. Była zajęta planowaniem ślubu Belli i poznawaniem ludzi,
którzy chętnie służyli jej pomocą. Przede wszystkim jednak pochłaniał ją Marco i
uczucia, jakie w niej wzbudzał. Wkrótce to' się skończy i będzie musiała wrócić do
starego życia, a Marco zostanie tutaj. Straci go po raz drugi.
Dlaczego nie cieszyła się tym, że wreszcie dostanie to, czego pragnęła?
Dlaczego życie w mieście wydało jej się nagle znacznie mniej atrakcyjne od tego,
które wiodła tutaj?
 Piękny widok, prawda?  usłyszała obok siebie jego głos.
Zaskoczona odwróciła się w jego stronę.
 Sądziłam, że zostaniesz z Zeną.
 Jest w dobrych rękach.  Popatrzył na nią ciepło.  Jakie masz plany na
dzisiaj?
 Szczerze mówiąc, żadnych.
Objął ją i przyciągnął do siebie. Z błogim westchnieniem poddała się jego
uściskowi.
 W takim razie chodzmy do domu i wykorzystajmy czas, jaki nam pozostał. Co
ty na to?
Czyżby pytał ją o zgodę? Uśmiechnęła się, mając nadzieję, że nie dostrzegł w jej
oczach bólu. Oferował jej to, co mógł jej dać bez ograniczeń: pasję. Odmówienie
mu nie sprawi, że rozstanie będzie łatwiejsze. Jej serce i tak już było pęknięte.
 Jak mogłabym powiedzieć  nie"?
Coś między nimi się zmieniło, choć zupełnie nie był w stanie powiedzieć co.
Jedno było pewne: zupełnie mu się to nie podobało. Jej uśmiech był jak słońce,
dłonie dotykały go z tą samą niecierpliwością, co na początku, a w oczach widział
namiętność. Mimo to odczuwał jakieś oddalenie, jakby opuszczała go już teraz, a
nie za kilka dni. Tym bardziej chciał jak najlepiej wykorzystać czas, jaki im
pozostał.
 Co tak słodko pachnie? Czy to ta roślina?  Wskazała na purpurowy kwiat,
który właśnie rozkwitał.
 Tak, to szafran. Rośnie dziko i od wieków był towarem eksportowym.
 Jest taki delikatny.
Zupełnie jak ty, pomyślał.
 Nie wiem, czy wiesz, ale szafran to jedno z najdroższych ziół na świecie.
 Nasz kucharz robił ryż z szafranem  przypomniała sobie.
 To bardzo popularne danie. Ale gdybyś spróbowała rizotta z szafranem,
cynamonem i wieprzowiną... Pycha.
Delanie uśmiechnęła się, a jej palce zacisnęły się na palcach Marca.
 Zwietnie. Gdzie spróbuję tego specjału?
Pocałował ją długo i namiętnie, jakby smakował właśnie wyśmienitej potrawy.
 U mnie w domu, oczywiście  odparł lekko schrypniętym głosem. 
Zatrzymamy się w wiosce, żeby zrobić zakupy.
 A kto to ugotuje?
 Ja.  Podszedł do kwitnących roślin i uszczknął trzy czerwone kwiatostany.
Miał w ręku skarb, ale kobieta, dla której był przeznaczony, była znacznie .
cenniejsza.  Może trudno ci w to uwierzyć, ale jestem całkiem niezłym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl