[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przyjmie moje zlecenie.
- To wspaniałe. Będziesz zadowolony.
- Też tak myślę. Scott wie, czego chcę. Mam nadzieję, że
będzie stać mnie na jego usługi. Dzisiaj wszystko się wyjaśni.
Jeśli kosztorys okaże się do przyjęcia, od razu podpiszę
umowę.
- Więc jedna sprawa załatwiona.
- Tak, zostały dwie - futbol i ty.
- Nie wiedziałam, że jestem sprawą do załatwienia -
zażartowała.
- Nie będę spokojny, póki nie włożę ci obrączki na palec i
nie przeniosę przez próg mojego domu. Może będzie ci łatwiej
w otoczeniu przypominającym twój dom - dorzucił, znacząco
zerkając na kamerę.
Uśmiechnęła się.
- Nie musisz zmieniać wszystkiego specjalnie dla mnie.
- Dlaczego nie? Od ciebie dowiedziałem się, że kobiety
potrzebują do szczęścia wielkiej garderoby, przytulnej sypialni
i eleganckiej łazienki. Lubią wygodę i luksus.
- Przy tobie wszędzie będzie mi dobrze.
- Tak? Nawet w chałupie bez łazienki? - zażartował.
- To już byłaby przesada - odparła.
- Widzę, że po rozmowie z Evelyn jesteś w doskonałym
humorze. Cieszę się, że tak dobrze przyjęła wiadomość o nas.
Znów kamień spadł mi z serca. Zostaje tylko jeszcze jedna
córka do załatwienia.
- Karen zareaguje tak samo, nie musisz się obawiać.
Bardziej niepokoi mnie twoja rodzina.
- Niepotrzebnie - zapewnił. - Dzisiaj do nich dzwoniłem.
Nie mogą się ciebie doczekać. Moi przyjaciele także.
Zdziwiłbym się, gdybyś nie polubiła Peny'ego Vance'a i
Ryana, to świetni faceci. Zadzwoniłem też do Billa i
przekazałem mu wszystko, co ustaliliśmy. Przed przyjazdem
do ciebie wysłałem mu pocztą kurierską wszystkie mapy,
plany, broszury i całą resztę, żeby jak najszybciej mógł podjąć
decyzję. Gdyby potrzebował dodatkowych informacji,
zadzwoni w poniedziałek wieczorem, żebyśmy zdążyli je
zebrać we wtorek, przed moim wyjazdem. Kazał ci
podziękować z pomoc. - Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Odłożyła ręcznik, który trzymała w ręce, i odwzajemniła
jego pieszczoty.
- Podziękować? W ten sposób?
- Nie precyzował jak, więc zdałem się na własną
wyobraznię. - Pocałował ją głęboko i mruknął: - Szkoda, że
wyjeżdżam w środę.
- To prawda, więc wykorzystajmy czas jak najlepiej.
- Czyli jak? - zapytał ochryple.
- Na przykład tak - szepnęła, rozpinając guziki jego
koszuli. Rozpromienił się, gdy pieściła go ustami i dłońmi. Po
niecałych piętnastu minutach czuł, jakby ożywiła każdy
skrawek jego skóry.
- Kobieto, to było wspaniałe. Teraz twoja kolej.
Rozebrał ją, ułożył na stole i po chwili jego palce i język
doprowadziły ją do rozkoszy.
Wiła się i jęczała, gdy drażnił się z nią, prowadząc do
spełnienia. Nie przestał jej pieścić, póki nie ustały dreszcze i
spazmy. Cudownie znużona i słaba, usiadła tuląc się do niego.
- Jesteś spełnieniem moich marzeń, Quentinie Rawlsie.
- Ty także, Rachel Gaines. Kocham cię. Nigdy nie byłem
równie spokojny i szczęśliwy. Dziękuję. Przy tobie nawet
życie bez futbolu wygląda kusząco. Nie będziesz chyba zła,
jeśli jeszcze kiedyś pomogę ci przy składaniu bielizny?
Przeczesała palcami jego ciemne włosy.
- Będę urażona, jeśli tego nie zrobisz.
Całował jej piersi i Rachel poczuła, że płomień rozpala się
w niej na nowo.
- Lepiej wezmy szybko zimny prysznic, bo Cooperowie i
Brimsfordowie będą się zastanawiali, co się z nami stało.
- Ach tak, kolacja w klubie i kino z przyjaciółmi.
- Lubisz ich?
- Tak, jednych i drugich. Masz miłych przyjaciół i
znakomity gust.
- To prawda. - Obrzuciła go łakomym spojrzeniem.
- Wstawaj, bo się spóznimy. W takiej pozycji jesteś zbyt
kusząca.
- Ty też. Trudno, chodzmy. Obowiązki wzywają.
Quentin odwiózł ją pod dom za kwadrans dwunasta.
- Rozumiem, czemu będziesz tęskniła za Becky i Jen i
czemu tak bardzo lubisz Cooperów i Brimsfordów. Są
przemili. Zwietnie się dziś bawiłem.
Zauważyła, że Quentin jest jakiś dziwny.
- Nie wejdziesz na chwilę?
- Już pózno, rano idziemy do kościoła. Musisz się
wyspać, nie dla urody, dla zdrowia. Skoro o urodzie mowa:
gdybyś była choć odrobinę ładniejsza, musiałbym odganiać
konkurentów kijem.
- Dziękuję za komplement, ale pragnę tylko jednego
mężczyzny. Nie masz ochoty na kieliszek wina i chwilę
rozmowy?
- Chcesz mnie zwabić w swoją sieć?
- Czemu nie, przecież wiem, jak się zachowasz.
- Jutro spędzimy razem cały dzień. Muszę iść. Dochodzi
północ.
- Obawiasz się, że zobaczą cię sąsiedzi?
- Musimy zachować ostrożność, Rachel. Zostaniesz tu
sama na kilka miesięcy.
- Masz rację, zachowuję się głupio i samolubnie.
- Nie zmieniaj się do jutra, dobrze?
- W porządku. Dobranoc, Quentin. Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Dobranoc. Przyjadę po ciebie
piętnaście po dziesiątej.
- Będę czekała. Jedz ostrożnie i zamknij drzwi.
- Dobrze. No, już, uciekaj do domu.
Rachel weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi.
Wyczuła, że coś go gryzie. Dlaczego nie powiedział, o co
chodzi? Wydawało się, że chce jak najszybciej odjechać,
nawet nie pocałował jej na dobranoc. Skarciła się natychmiast,
że sama wymyśla problemy. Wzruszyła ramionami, poszła do
sypialni i położyła się do łóżka, niezadowolona, że Quentina
nie ma u jej boku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl