[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spoczywała, nieruchomo niczym kamienna rzeźba, Konstancja
Lubowiecka, i ciągnął:
- Jeżeli przegram, spłacę pomnożone przez sto długi jej ojca, a pani
wyjdzie stąd bogata. Jeśli zaś wygram, pani bratanica będzie moja.
Ot tak. „Będzie moja".
Klara Gott siedziała ogłuszona tymi słowami. Jednocześnie chciała
tego i nie chciała! Konstancja była warta dużo więcej niż to, co winien
był Klarze Lubowiecki, ale z drugiej strony już dziś oddałaby dziewkę
w ręce tego, któremu ją przeznaczyła! Może jednak stawka pójdzie w
górę, jeśli Klara przystąpi do gry? A nuż uda się jej wygrać i nie dość,
że zatrzyma dziewczynę, to jeszcze książę obsypie ją złotem? I
oczywi-
ście przy następnej okazji znów spróbuje Konstancję zdobyć?
Tak! Ten zakład był wyśmienitym pomysłem! Trzeba sobie
przypomnieć tylko zasady gry i... liczyć na szczęście. Na dużo
szczęścia.
- Wchodzę do gry. - Usłyszała nagle i nie wierząc własnym uszom,
przeniosła osłupiałe spojrzenie z księcia na... inspektora policji, który
jak gdyby nigdy nic zajmował jedno z wolnych krzeseł.
Przy stoliku nagle zostało ich troje: Maksymilian Romanow, Klara
Gott i Paul de Bries. Nikt więcej nie śmiał przystąpić do pojedynku z
Czarnym Księciem. Każdy wiedział, że jego gniew w przypadku
przegranej będzie straszny. Tak jak straszne było spojrzenie, które w
tej chwili posłał inspektorowi.
- A stać cię na to? - wycedził.
- Przyjmiesz weksel - odparł spokojnie Paul. Nie zapytał, czy
Romanow zechce to uczynić, a właśnie stwierdził fakt.
Maks w jednej chwili opanował gniew, skupiając spojrzenie na
przyjacielu. Badał jego twarz i próbował wyczytać intencje, które nim
powodowały. Dopiero gdy na Paula spojrzała również Konstancja...
Maks miał jasność. Tych dwoje było w sobie zakochanych!
Dziewczyna, której pragnął on, Maksymilian Romanow, i która,
wydawało się do dziś, pragnęła jego, i mężczyzna, którego do
niedawna nazywał przyjacielem!
Ta rozgrywka może być całkiem ciekawa. Co jednak będzie, gdy
Konstancję wygra... de Bries?
Książę, który zazwyczaj nie uciekał się do żadnych sztuczek i grał
uczciwie, wierząc w swą szczęśliwą gwiazdę i mistrzowskie
umiejętności, tym razem postanowił odwiesić uczciwość na kołek.
Stawka była zbyt wysoka, by ryzykować przegraną. A że każda,
absolutnie każda talia kart w tej sali była znaczona...
-Ja... ja się nie zgadzam - odezwała się naraz Konstancja. Cicho, ale
stanowczo. - Nie jestem rzeczą, by można mnie było wygrać czy
przegrać.
- Zamknij się! - syknęła Klara. Tylko tego brakowało, by przez
„zgadzam się" czy „nie zgadzam" tej niewdzięcznej dziwki straciła
taką okazję. - Jeżeli się nie zamkniesz, jeszcze dziś sprzedam cię do
najpodlejsze-go burdelu i będziesz błagała księcia, by cię wykupił. Stój
więc i milcz!
Dziewczyna zacisnęła usta, pochyliła głowę i wbiła wzrok we własne
ręce, zaciśnięte kurczowo na oparciu krzesła. Żaden z mężczyzn nie
skomentował tego ani słowem.
- Żądam nowej talii, którą
ponownie.
sama wskażę - odezwała się Klara
Książę kiwnął przyzwalająco głową.
Podszedł krupier z tacą, na której leżał stos nowych, szczelnie
opakowanych kart. Klara wybrała jedną z talii, wyjęła plik kart i
obejrzała dokładnie kilka z nich. Romanow uśmiechnął się w duchu z
politowaniem. Jeżeli już on sam znaczył karty, czynił to tak, by nikt,
absolutnie nikt nie był w stanie wypatrzyć znaków. Delikatne nakłucia
cienką igłą były wyczuwalne tylko przez tego, kto je wykonał. Na
pewno nie przez
pazerną babę, której ręce trzęsły się z chciwości i podniecenia, a oczy
- jak oczy rekina, który poczuł krew - wypatrywały pełnej kiesy, a nie
ukrytych znaków.
Klara zadowolona skinęła głową i oddała talię krupierowi.
Gra się rozpoczęła.
Pierwsze rozdanie.
Klara z zadowoleniem przyjmuje dwie pary, asy na piątkach, Paul
krzywi się lekko na widok żałosnej pary dwójek, zaś Maks... jego twarz
jest doskonale nieruchoma. Nikt nie wie, jakie karty dostał. I jakie
dobiera, również nie.
Następuje rozdanie za rozdaniem. Emocje rosną. Klara, wiedząc, o
jaką stawkę gra się toczy, próbuje zdobyć trzeciego asa. Paul w pewnej
chwili wymienia cztery karty i... aż wstrzymuje oddech, widząc, co
dostał w zamian! Jedna jedyna dama kier i będzie miał królewskiego
pokera! Musi, musi wykazać się cierpliwością i czekać na upragnioną
damę! Musi również zachować pokerową twarz, bo jego rywal...
właśnie mówi słowo, za które Paul go przeklina:
- Sprawdzam.
Zegnaj, Konstancjo Lubowiecka.
Klara Gott wzdycha ciężko, jakby do tej pory przez całą grę
wstrzymywała powietrze, ale zaraz z zadowoloną miną wykłada trzy
piątki.
- Mało - mówi Romanow.
Kobieta dorzuca dwa asy i uśmiecha się zadowolona. Fuli. Całkiem
mocna karta.
- Inspektorze? - Książę zwraca się do Paula.
Ten kręci głową. Bez damy kier nie ma nic. Kompletnie nic.
Romanow rzuca na stół karetę króli i w następnej sekundzie patrzy
wprost na Konstancję. Jesteś moja.
ROZDZIAŁ VIII
Z tamtego wieczoru pamiętała poszczególne obrazy. Czas porwał się
na strzępy, tracąc ciągłość, a może to jej umysł funkcjonował z
przerwami?
Cisza, jaka zapanowała na sali po rzuceniu na stół czterech króli.
Nagły aplauz, wręcz wrzask radości i podniecenia, gdy do wszystkich
dotarło, że Czarny Książę wygrał tę partię. Uścisk jego dłoni na jej
nadgarstku, jakby bał się, że zdobycz umknie i... chęć wyrwania ręki,
odepchnięcia tej dłoni, uwolnienia się od niechcianego mężczyzny raz
na zawsze, która w następnej chwili ustąpiła miejsca innemu uczuciu -
gdy spojrzała na Paula de Briesa. Na zastygły w niewzruszoną maskę
wyraz jego twarzy, na jego oczy wpatrzone w nią, Konstancję, i rękę
wysuniętą w stronę kart, ale tak naprawdę w j e j stronę...
Konstancja odwróciła wzrok pierwsza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl