[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swojej śmierci sumę trzystu funtów rocznie. Stary sługa
oświadczył, że pozostanie przy Rosamundzie nawet wtedy,
gdyby nie mogła mu płacić - nie opuści jej nigdy.
121
HEDWIG COURTHS-MAHLER
W ten sposób Richard zbudował sobie rzetelny i prawie pełny
obraz sytuacji i choć jego bogactwo dotąd nie sprawiało mu
nigdy radości, stało się to teraz.
Lady Seattle rozsiadła się wygodnie w swoim leżaku. Richard
spacerował jeszcze z Rosamundą. Z tkliwością spoglądała
na tę młodą parę.
Richard Country zmęczył się chodzeniem i chciał usiąść na
swoim leżaku.
- Jakim słabym mężczyzną się stałem, panno Vane! Pospa­
cerowałem trochę wzdłuż tarasu i już mam ochotę na odpo­
czynek.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Wkrótce będzie mógł pan zdziałać o wiele więcej nie czując
zmęczenia. Jest pan jeszcze nie przyzwyczajony. Lekarz mó­
wi, ze krew musi zacząć dobrze krążyć.
-
No dobrze, chcę w to wierzyć.
Podeszli teraz do jego leżaka, a służący pomógł mu wygodnie
się usadowić. Rosamunda usiadła przy nim.
Chwilę milczeli. Potem Richard Country westchnął głęboko.
-
Czy wie pani, że muszę opuścić Seattle za kilka dni?
- Tak szybko już? - zapytała blednąc.
-
Czy nie będziecie zadowolone, że pozbędziecie się mnie,
niespokojnego ducha?
Twarz jej zadrgała.
-
Nie, taka niegościnna nie jestem.
- Jednak sprawiłem paniom tyle kłopotu.
Oddychała szybko i głęboko.
122
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
- Wyświadczył pan nam tyle dobrodziejstw. Nie wie pan jak
ubogie i puste jest nasze życie. Całymi tygodniami nie widu­
jemy żadnych ludzi oprócz służby, z wyjątkiem lorda Londry,
jego krewnego i panny Bruns.
- Tak samotnie żyjecie tutaj?
- Tak - powiedziała skromnie.
-
Słyszałem od waszego służącego, ze chętnie wydzier­
żawiłybyście zamek Seattle. Czy to prawda?
-
Jesteśmy skłonne tak postąpić, jednak prawdopodobnie
nie znajdziemy nikogo, zamek jest bowiem wyposażony tylko
w najniezbędniejszy sprzęt.
-
Jego położenie podoba mi się jednak tak bardzo, że
chciałbym go wynająć. Leży niezbyt daleko od Londynu, a
powietrze jest bardzo czyste.
Spojrzała na niego.
-
Czy mówi pan poważnie?
-
Najzupełniej. Jeśli panie pozwolą przyjrzę mu się jeszcze
raz dokładnie, zanim go odnajmę.
Mocno ścisnęła dłonie.
- Ach jest pan na pewno przyzwyczajony do innych wygód,
a jak powiedziałam nasz zamek jest wyposażony bardzo
skromnie.
- To nie szkodzi, można to bardzo szybko zmienić.
- Chcemy jednak postawić pewien warunek: potrzebne nam
pokoje powinny być wyłączone z dzierżawy.
- To rozumie się samo przez się, nie będę przecież wypędzał
pań z ich domu.
Powstała i przeciągnęła ręką po czole.
123
HEDWIG COURTHS-MAHLER
-
Sprawę najlepiej omówić z babcią. Widzę, że teraz
zdrzemnęła się trochę. Obudzę ją jednak, gdyż chciałabym
jeszcze udać się na małą przejażdżkę konną, a ktoś musi się
nią zaopiekować.
Mówiąc to podeszła do starej damy, a ta natychmiast się
ocknęła.
-
Babuniu, pan Country właśnie obwieścił mi swój zamiar
wydzierżawienia zamku Seattle - powiedziała Rosamunda z
zapałem.
Nie było to dla babci takim zaskoczeniem, jak przypuszczała,
bowiem starsza pani W rzeczywistości ani chwili nie spała,
wbrew temu co zakładali młodzi ludzie.
- O tym można by porozmawiać, panie Country.
Skłonił się. W tym czasie Rosamunda weszła z uśmiechem
do domu. Lady została z Ryszardem na tarasie.
-
Zanim wypowiem się bliżej na ten temat, chciałbym skie­
rować do pani inne pytanie - rozpoczął Richard po krótkiej
przerwie.
-
Proszę, panie Country.
Oddychał głęboko.
- Chciałbym zapytać, czy oddałaby pani rękę wnuczki prze­
mysłowcowi?
Lady Seattle wiedziała doskonale, że miał na myśli siebie.
Spojrzała na niego z nieco sztucznym zdziwieniem, powie­
działa jednak spokojnie:
-
Mój drogi pani Country moja wnuczka wywodzi się ze
starego arystokratycznego rodu, nie jestem jednak tak uparta
i dumna, ażeby odrzucić propozycję zacnego przemysłowca,
124
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
jeśli ona go kocha i oczywiście - jeśli jego stać na biedną
żonę.
Wyprostował się i spojrzał na nią prosząco.
- Niech pani sobie wyobrazi, że to ja jestem tym człowiekiem,
który chce poślubić pannę Vane. Mój status majątkowy jest
pani mniej więcej znany: jestem na tyle bogaty, by zapewnić
kobiecie najbardziej przyjemne i beztroskie życie. Nie chciał­
bym wydać się zarozumiałym, lecz wydaje mi się, że nie
jestem pannie Vane obojętny. A więc krótko lady Seattle, czy
pozwoli mi pani poślubić wnuczkę, jeśli ona się zgodzi?
Lady Seattle obdarzyła go swoim, niegdyś tak ujmującym,
uśmiechem, który ciągle jeszcze zachował resztki dawnego
czaru i skinęła przyzwalająco.
-
Naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu. Zresztą, jak
mogłabym. Jest pan zdrowym, przystojnym mężczyzną i
może zapewnić pan mojej wnuczce godną pozazdroszczenia
pozycję. Jest biedna, powodowało to mój niepokój, wywoły­
wało zgryzoty. Dziecko ma jednak romantyczne uspo­
sobienie, w żadnym razie nie poślubiłaby mężczyzny, którego
nie kocha, ale tego, którego by pokochała, poślubiłaby, nawet
gdyby był biedny jak mysz kościelna. Nie obchodzi ją, czy
ktoś jest szlacheckiego pochodzenia czy nie -
przede
wszystkim musi być to człowiek lojalny. Ona pierwsza wpadła
na pomysł wynajęcia zamku
- to pan chyba rozumie.
Chciałabym spędzić resztę mojego życia tu, gdzie minęły
najpiękniejsze, ale i pełne trosk jego lata.
-
Przyrzekam to pani, jeśli będę zarządzał zamkiem Seattle.
125
HEDWIG COURTHS-MAHLER
Myślałem sobie, że trzeba by odnowić zamek i urządzić go
od nowa. Oczywiście z zachowaniem wszystkiego, co naj­
piękniejsze. Gdybym poślubił pani wnuczkę, większość czasu
spędzalibyśmy w Londynie, muszę bowiem być blisko moich
zakładów. Latem przyjeżdżalibyśmy do zamku Seattle, gdzie
urządziłbym pokoje dla młodego małżeństwa, a potem i dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl