[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczynił, to tylko dlatego, że ją kocha.
W niedzielę zarządca potrzebował dużo czasu na ubranie się. Rzadko
zdarzało się, żeby nosił inne ubranie niż strój do konnej jazdy czy ciemną
marynarkę, gdy siadał do obiadu. Dziś jednakże musiał wybrać stosowny
strój wizytowy. Trwało to długo. Wreszcie zbeształ samego siebie, kiedy
znowu odłożył krawat, który mu się nie podobał i wyszukiwał kolejny. Je-
go blond czupryna wymagała również nieco pielęgnacji.
Gdy w końcu był gotów, zawstydzony odwrócił się od lustra, które od-
bijało stateczną i oglądania godną postać.
Na dole w holu, czekał już na niego Rudolf. Kiedy stanęli naprzeciw
siebie, w tej swojej odświętnej elegancji, parknęli śmiechem, chociaż nic
śmiesznego na siebie nie włożyli. Ale obaj mieli tak komicznie niepewne
miny, że po prostu się roześmieli.
Ze śmiechem wzięli kapelusze i płaszcze, i wyszli do samochodu.
To straszne jęknął zarządca, kiedy już się usadowił co kobiety
z nas robią. Naprawdę stałem pół godziny przed lustrem, żeby wyglądać
najlepiej jak tylko można. Rudolf roześmiał się głośno.
A przy tym ma pan taką minę, jakby prowadzili pana na rzez. Czyż-
by nie cieszył się pan na spotkanie z uroczą panną Rasch?
R
L
T
Jasnowłosy dryblas mruknął coś niezrozumiałego.
Siedzieli w milczeniu obok siebie, dopóki na horyzoncie nie ukazała się
Dziewicza Twierdza". Gnter Harland spojrzał niepewnie na swojego pa-
na. Włożył palce za kołnierzyk koszuli, jakby nagle stał się on za ciasny.
W ten sposób może pan wyrwać dziurę albo zniszczyć guziczki przy
kołnierzyku; nie chciałbym wówczas być w pana skórze powiedział Ru-
dolf rozbawiony.
Mogę to sobie wyobrazić, panie doktorze. Ale czuję się bardzo nie-
swojo. Gdybym chociaż miał kieliszek koniaku, który przywróciłby mi
równowagę ducha!
Odwagi, młody człowieku! Przecież nie idzie pan jeszcze w konkury.
Były to zbawienne słowa. Gnter Harland roześmiał się i odetchnął z
ulgą.
Ma pan rację. Myślę jednak, że dzisiejszy dzień będzie niezłym do-
świadczeniem na przyszłość.
A czy jest pan przynajmniej pewien, że to właśnie pannę Rasch ze-
chce pan w przyszłości poprosić o rękę ?
Oczywiście, nikt inny nie jest brany pod uwagę.
Rudolf westchnął.
Pan przynajmniej ma pewność, że ona powie ,tak'
Sądzi pan?
Wielki Boże, jeśli pan jeszcze tego nie zauważył, to naprawdę ciężko
pan kojarzy.
No cóż, panie doktorze, ten, kto jest zainteresowany bezpośrednio,
dowiaduje się na ogół ostatni. Jeśli dotyczy to kogoś innego, to ja też potra-
fię dostrzec to wcześniej.
R
L
T
Słowa te bezpośrednio odnosiły się do młodego pana, lecz Rudolf nie
zauważył, że jego zarządca zrewanżował mu się.
Gdy zajechali przed dom Rudolf spostrzegł, że od czasu jego ostatniej
wizyty coś się tu zmieniło. Markizy pomalowane na żółto i czerwono, były
spuszczone i nadawały fasadzie żywszy wygląd.
Na podjezdzie pojawił się stary służący i otworzył drzwi samochodu.
Panowie wzięli dwa bukiety, które Rudolf zamówił w cieplarni, w Len-
gwitz, a które - zawinięte w jedwabny papier - leżały na przednim siedze-
niu.
Znowu spojrzeli na siebie z powstrzymywanym śmiechem.
No, jeśli w tej chwili nie wyglądamy obaj jak para zalotników, to ja
już nie wiem, kto może tak wyglądać powiedział Gnter cicho.
Spokój, mój drogi, bo inaczej nie zostanie pan wpuszczony do
Dziewiczej Twierdzy". Tutaj zalotnicy nie mają prawa wstępu szepnął
Rudolf.
Podążyli za służącym, który poprowadził ich do tego smego salonu, w
którym Rudolf był przyjmowany ostatnio Gnter Harland wytrzeszczył ze
zdumienia oczy: przy oknie stała szczupła postać Anna Rasch - w deli-
katnej, białej sukni, która powabnie spływała po jej pięknej sylwetce.
Gnter Harland widział ją dotychczas tylko w praktycznym, szarym
stroju do konnej jazdy, w którym podobna była raczej do chłopca niż do
kobiety. A teraz, kiedy zobaczył ją uroczo dziewczęcą w tej białej sukni,
patrzył na nią ze zdumieniem jak na jakiś cud. Jego skronie zaczerwieniły
się mocno, gdy podawał jej kwiaty, a oczy jego wyrażały taki zachwyt, że
Anna także zarumieniła się.
Również Rudolf odczuwał rozkosz, gdy Mona -ubrana w białą suknię,
odwróciła się do niego z czarującym uśmiechem i podała mu rękę. Wręczył
jej kwiaty. Mona przekazała je służącemu. Anna zrobiła to samo; przedtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
uczynił, to tylko dlatego, że ją kocha.
W niedzielę zarządca potrzebował dużo czasu na ubranie się. Rzadko
zdarzało się, żeby nosił inne ubranie niż strój do konnej jazdy czy ciemną
marynarkę, gdy siadał do obiadu. Dziś jednakże musiał wybrać stosowny
strój wizytowy. Trwało to długo. Wreszcie zbeształ samego siebie, kiedy
znowu odłożył krawat, który mu się nie podobał i wyszukiwał kolejny. Je-
go blond czupryna wymagała również nieco pielęgnacji.
Gdy w końcu był gotów, zawstydzony odwrócił się od lustra, które od-
bijało stateczną i oglądania godną postać.
Na dole w holu, czekał już na niego Rudolf. Kiedy stanęli naprzeciw
siebie, w tej swojej odświętnej elegancji, parknęli śmiechem, chociaż nic
śmiesznego na siebie nie włożyli. Ale obaj mieli tak komicznie niepewne
miny, że po prostu się roześmieli.
Ze śmiechem wzięli kapelusze i płaszcze, i wyszli do samochodu.
To straszne jęknął zarządca, kiedy już się usadowił co kobiety
z nas robią. Naprawdę stałem pół godziny przed lustrem, żeby wyglądać
najlepiej jak tylko można. Rudolf roześmiał się głośno.
A przy tym ma pan taką minę, jakby prowadzili pana na rzez. Czyż-
by nie cieszył się pan na spotkanie z uroczą panną Rasch?
R
L
T
Jasnowłosy dryblas mruknął coś niezrozumiałego.
Siedzieli w milczeniu obok siebie, dopóki na horyzoncie nie ukazała się
Dziewicza Twierdza". Gnter Harland spojrzał niepewnie na swojego pa-
na. Włożył palce za kołnierzyk koszuli, jakby nagle stał się on za ciasny.
W ten sposób może pan wyrwać dziurę albo zniszczyć guziczki przy
kołnierzyku; nie chciałbym wówczas być w pana skórze powiedział Ru-
dolf rozbawiony.
Mogę to sobie wyobrazić, panie doktorze. Ale czuję się bardzo nie-
swojo. Gdybym chociaż miał kieliszek koniaku, który przywróciłby mi
równowagę ducha!
Odwagi, młody człowieku! Przecież nie idzie pan jeszcze w konkury.
Były to zbawienne słowa. Gnter Harland roześmiał się i odetchnął z
ulgą.
Ma pan rację. Myślę jednak, że dzisiejszy dzień będzie niezłym do-
świadczeniem na przyszłość.
A czy jest pan przynajmniej pewien, że to właśnie pannę Rasch ze-
chce pan w przyszłości poprosić o rękę ?
Oczywiście, nikt inny nie jest brany pod uwagę.
Rudolf westchnął.
Pan przynajmniej ma pewność, że ona powie ,tak'
Sądzi pan?
Wielki Boże, jeśli pan jeszcze tego nie zauważył, to naprawdę ciężko
pan kojarzy.
No cóż, panie doktorze, ten, kto jest zainteresowany bezpośrednio,
dowiaduje się na ogół ostatni. Jeśli dotyczy to kogoś innego, to ja też potra-
fię dostrzec to wcześniej.
R
L
T
Słowa te bezpośrednio odnosiły się do młodego pana, lecz Rudolf nie
zauważył, że jego zarządca zrewanżował mu się.
Gdy zajechali przed dom Rudolf spostrzegł, że od czasu jego ostatniej
wizyty coś się tu zmieniło. Markizy pomalowane na żółto i czerwono, były
spuszczone i nadawały fasadzie żywszy wygląd.
Na podjezdzie pojawił się stary służący i otworzył drzwi samochodu.
Panowie wzięli dwa bukiety, które Rudolf zamówił w cieplarni, w Len-
gwitz, a które - zawinięte w jedwabny papier - leżały na przednim siedze-
niu.
Znowu spojrzeli na siebie z powstrzymywanym śmiechem.
No, jeśli w tej chwili nie wyglądamy obaj jak para zalotników, to ja
już nie wiem, kto może tak wyglądać powiedział Gnter cicho.
Spokój, mój drogi, bo inaczej nie zostanie pan wpuszczony do
Dziewiczej Twierdzy". Tutaj zalotnicy nie mają prawa wstępu szepnął
Rudolf.
Podążyli za służącym, który poprowadził ich do tego smego salonu, w
którym Rudolf był przyjmowany ostatnio Gnter Harland wytrzeszczył ze
zdumienia oczy: przy oknie stała szczupła postać Anna Rasch - w deli-
katnej, białej sukni, która powabnie spływała po jej pięknej sylwetce.
Gnter Harland widział ją dotychczas tylko w praktycznym, szarym
stroju do konnej jazdy, w którym podobna była raczej do chłopca niż do
kobiety. A teraz, kiedy zobaczył ją uroczo dziewczęcą w tej białej sukni,
patrzył na nią ze zdumieniem jak na jakiś cud. Jego skronie zaczerwieniły
się mocno, gdy podawał jej kwiaty, a oczy jego wyrażały taki zachwyt, że
Anna także zarumieniła się.
Również Rudolf odczuwał rozkosz, gdy Mona -ubrana w białą suknię,
odwróciła się do niego z czarującym uśmiechem i podała mu rękę. Wręczył
jej kwiaty. Mona przekazała je służącemu. Anna zrobiła to samo; przedtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]