[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Noluli i powiedzieć, żeby tu przyjechali.
- Ja do nich zatelefonuję - powiedział Bob.
Podczas gdy Bob łączył się z hotelem  Miramar , Ian rozglądał się po przyczepie.
Obejrzał biuro z biurkiem i szafką na akta, maleńkie laboratorium, służące także jako ciemnia
fotograficzna, a także interesujące wyposażenie detektywów.
- Bardzo tu przytulnie, koledzy. Dziwne, że nigdy nie zauważyłem z zewnątrz tej
przyczepy.
- To wcale nie jest dziwne - powiedział Pete. - Z zewnątrz zupełnie jej nie widać.
Okryliśmy ją kompletnie rupieciami. Nawet wujostwo Jupe'a zapomnieli, że tu stoi!
- Wspaniale!
Bob odłożył słuchawkę.
- Ich pokój nie odpowiada, Jupe. Recepcjonista nie wie, gdzie są, więc powiedziałem,
że zatelefonuję pózniej. Wolałem nie zostawiać wiadomości, ktoś mógłby ją przechwycić.
- Bardzo słusznie, Bob. Prawdopodobnie są  Pod Czerwonym Lwem , jak im
sugerowałem. Jeden z nich powinien niebawem wrócić do hotelu - Jupiter zwrócił się do Iana.
- No i właśnie sam, co zamierzałeś zrobić, gdybyśmy cię nie znalezli?
- Zamierzałem wrócić do  Czerwonego Lwa , kiedy już bym wyczuł, że to
bezpieczne, i dowiedzieć się, czy ktoś dotarł tam moim tropem.
- Tak też myślałem - powiedział Jupiter z zadowoleniem.
- Czy zamierzałeś się skontaktować z misją handlową? - zapytał Bob.
- Tylko w ostateczności. Kiedy ci porywacze zjawili się  Pod Czerwonym Lwem ,
zdałem sobie sprawę, że jakąś drogą przechwytują wiadomości wysyłane z misji i wiedzą o
mnie dostatecznie dużo, żeby je rozszyfrować.
Jupiter sięgnął do szuflady po maleńki kieł z kości słoniowej, który znalezli w
kanionie.
- Czy widziałeś to kiedyś, Ianie?
Ian obejrzał malutki kieł dokładnie.
- Jest z pewnością wykonany w Nandzie i wygląda mi znajomo. Myślę, że go już
widziałem, tylko nie pamiętam gdzie.
- Bob, spróbuj jeszcze raz zadzwonić - odezwał się Pete.
Ian tymczasem oglądał dokładnie wyposażenie detektywów. Zobaczył peryskop, który
wysuwał się nad dach przyczepy, dalej urządzenie nagłaśniające telefon, walkie-talkie,
mikroskop - była tu nawet kamera telewizji wewnętrznej.
- Skąd wzięliście to wszystko? - zapytał.
- Większość zmajstrowaliśmy sami - odpowiedział Pete. - A raczej zrobił to Jupe z
części, które trafiają do składu złomu.
- Na zewnątrz mamy pracownię - dodał Jupiter.
- Pracownię? Ależ ja również mam pracownię w domu!
- Byłeś już w naszej - powiedział Jupiter. - Przeszliśmy przez nią, żeby się tu dostać,
ale w ciemnościach niewiele mogłeś zobaczyć. Byłeś tam jednak już przedtem i ściągnąłeś
drugie śniadanie Pete'a!
- Niestety, nie zwróciłem wtedy na nią uwagi - odpowiedział Ian ze śmiechem. - Czy
mogę ją teraz obejrzeć?
- Nolula właśnie wrócił - zawołał Bob od telefonu. - Jest w drodze do swego pokoju.
Zaczekam tu na połączenie z nim.
- My będziemy w pracowni - powiedział Pete.
W trójkę opuścili się przez otwór w podłodze i przeczołgali się do osłoniętej
pracowni. Słońce już wzeszło i było jasno. Ian rozejrzał się nerwowo.
- Czy tu jest bezpiecznie?
- O, tak - zapewnił go Jupiter. - Przez płot nikt nie może nas zobaczyć, a od reszty
składu jesteśmy osłonięci stertami złomu. Zobaczymy każdego, kto by tu nadchodził.
Ian się rozpogodził i zaczął oglądać narzędzia w warsztacie i w całej pracowni. Jupiter
pokazał mu piłę tarczową, tokarkę i drukarkę, Ian przyglądał się wszystkiemu z przejęciem.
- Muszę powiedzieć, że jesteście doskonale wyekwipowani - powiedział.
Z Tunelu Drugiego wyszedł Bob.
- Rozmawiałem z Nolula! Pojedzie po MacKenziego i zaraz tu będą.
- W pewnym sensie wolałbym, żeby nie przyjeżdżali od razu - powiedział Ian. -
Chciałbym spędzić w waszej siedzibie cały dzień - pochylił się i wziął coś z półki pod
warsztatem. - A to do czego służy, koledzy?
- To? To jest... to jest... - zaczął Pete. - Jupe, co to jest?
Bob wziął do ręki małe pudełeczko, znalezione przez Iana.
- Przecież to... to...
Jupiter wytrzeszczył oczy.
- Chłopaki! To nie jest nasze! To pluskwa!
- Pluskwa? - powtórzył Ian. - Czy pluskwa nie jest insektem?
- Urządzenie podsłuchowe! - wyjaśnił Jupiter. - Maleńki mikrofon! Ktoś nas słucha!
Szybko, musimy...
- Bez pośpiechu, chłopcy. Nigdzie nie pójdziecie! Do pracowni wszedł gruby
porywacz o kręconych włosach. Za nim ukazał się ten drugi, wysoki, czarnowłosy. Obaj
mierzyli do chłopców z pistoletów!
Rozdział 15
Problem dla wroga!
- No to mamy tu wszystkich - uśmiechał się zjadliwie gruby.
- Zdaje się, że znalezliśmy naszego chłopaka, Walt - powiedział wysoki.
- Na to wygląda, Fred.
- Powinniśmy podziękować tym mądralom, co? - mówił Fred. - Tym razem oddali
nam przysługę! Załatwili nam sprawę łatwo i przyjemnie.
- Bardzo wam dziękujemy - roześmiał się Fred.
Dwaj porywacze zdawali się nie spieszyć, bawili się doskonale. Gdybyż wreszcie
nadjechali MacKenzie i Nolula!
- Nie ujdzie wam to płazem! - zawołał Bob zapalczywie.
- I tak niczego nie wskóracie u sir Rogera! - dodał Pete gromko.
- Ależ ujdzie, ujdzie, mój chłopcze, a co do sir Rogera, to się zobaczy - odparł Walt
szyderczo.
Patrzył z uśmiechem to na Iana, to na Jupitera. Drugi również przyglądał się obu
chłopcom. Bob i Pete zauważyli nagły błysk w oczach Jupe'a.
- To było całkiem rozsądne, Jones, nie mówić nam, że wzięliśmy niewłaściwego
chłopca - powiedział Walt. - Ale wrócić tu po pozbyciu się helikoptera było też niegłupie, hę?
Czytaliśmy gazetę i zrozumieliśmy nasz błąd. Domyśliliśmy się, że panicz Carew jest wciąż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl