[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pytać? Niech pan pyta - rzekł wolno.
- Ten pan - Henryk wskazał Skarżyńskiego - powiada, że je tutejszy, z tych okolic. %7łe
mieszkał tu jeszcze przed wojną. A mnie nie chce się w to wierzyć, bo przecież nie wygląda
na człowieka wsi.
Chłop wzruszył ramionami.
- Miastowy on jest. Teraz jest miastowy. Bo dawniej to mieszkał na wsi. O tam,
gospodarkę miał - wskazał batem las, w tę stronę, gdzie znajdowały się ruiny. - Ale rodził się
na wsi w Szerokiej Drodze. Przecież do szkoły razem żeśmy chodzili Skarżyńszczakiem.
Tylko teraz miastowy się zrobił.
Skarżyński podniósł się z trawy i podszedł do wozu. Przywitał się z chłopem,
ironicznie zerkając ku Rosannie. Dziewczyna schowała pistolet do torebki i również zbliżyła
się do wozu.
- Samochód sobie kupiłeś - zauważył Feliksiak.
- Kupiłem. Ale mi wysiadł - roześmiał się Skarżyński. Był teraz w doskonałym
humorze. Przez chwilę przekomarzał się z chłopem na temat swego jaśniepaństwa", potem
podniósł maskę samochodu, jakoś uczepił odlutowany drucik,
Pożegnał chłopa i zaprosił Rosannę i Henryka do swego auta.
- Podwiozę was do Brzezin - zaofiarował się. - A w Brzezinach zapraszam was do
siebie na mocną herbatę. Moi kochani detektywi - parsknął śmiechem.
Henryk usadowił się obok Skarżyńskiego. Kolebiąc się po wądołach pojechali w głąb
lasu aż do niewielkiej polanki, gdzie można było zakręcić. W powrotnej drodze Skarżyński
ciągle dowcipkował. Raptem spoważniał i obrócił głowę do Rosanny.
- A swoją drogą na jakiej zasadzie pani nosi pistolet? Im pani jest, u licha?
- Ona pracuje w Domu Mody - powiedział Henryk.
- Taaak? - zdziwił się Skarżyński.
- A może jesteś studentką prawa? - ironicznie zapytał ją Henryk.
- Właśnie że studiuję prawo. Zaocznie studiuję - powiedziała Hosanna. - A co do mego
pistoletu, zapewniam was, że mam na niego pozwolenie.
Zajechali przed mieszkanie Skarżyńskiego. Przyjęli zaproszenie na herbatę. Wysiedli z
auta. Skarżyński otworzył drzwi mieszkania. Weszli do pokoju - najpierw Rosanna, za nią
Henryk i uprzejmy gospodarz. Ktoś obcy zamknął za nimi drzwi. W pokoju było dwóch
umundurowanych milicjantów.
- Jest pan aresztowany, obywatelu Skarżyński - powiedział Pakuła podnosząc się z
podniszczonego fotela.
Skarżyński chciał cofnąć się do tyłu, ale dwóch milicjantów chwyciło go pod ramiona.
- Panowie! O co znowu chodzi? - denerwował się aresztowany.
- On nie jest Schullerem! - krzyknął Henryk.
- Schullerem? - spytał Pakuła. - Nic nie wiem o żadnym Schullerze.
I kiwnął głową na milicjantów, aby wyprowadzili Skarżyńskiego.
- O co chodzi? O co jestem podejrzany? - wołał Skarżyński.
- Aresztujemy pana pod zarzutem dokonania trzech zabójstw. Zamordował pan
małżeństwo Butyłłów i reportera Kobylińskiego.
- Usiłował również dokonać zabójstwa redaktora Henryka - uzupełniła Rosanna.
A wówczas Pakuła zwrócił się do Henryka i począł na niego krzyczeć, wymachując
pięścią:
- A co ja mówiłem? Miał się pan nie ruszać z domu! Ale pan nas uważa za głupców.
Za głupców, prawda? A tymczasem to pan wyszedł na głupca.
- Na zupełnego durnia - dodała Rosanna.
I miała rację,
14 czerwca
- Rosanno - powiedział Henryk widząc, że dziewczyna zaczyna gospodarować w jego
kuchence i zamierza przygotować mu śniadanie. - Czy twoi przełożeni z MO nie za dużo od
ciebie wymagają? Rozumiem, że w tamtym okresie kazali ci do mnie przychodzić, śledzić
mnie. Ale teraz, gdy Skarżyński siedzi w areszcie, a ja jestem niewinny jak łza, czemu
zmuszasz się do przygotowywania mi jedzenia?
- Odczep się - rzekła.
- Oczywiście zdaję sobie sprawę, że gdyby nie ty, nie byłoby już dziś reportera
Henryka, podobnie jak nie stało reportera Kobylińskiego. To w pewnym sensie
usprawiedliwia obłudę, z jaką się zawsze do mnie odnosiłaś. Rozumiem, że zadanie, jakie ci
powierzono w związku z moją osobą, wymagało pewnego, że tak powiem... zbliżenia ze mną.
Dzięki temu łatwiej ci bowiem było wyciągnąć ode mnie wszelkie informacje. Teraz jednak
już cię nic do tego nie zmusza.
Odstawiła gwałtownie dzbanek z czarną kawą.
- Nie moja wina, że przez cały czas naszej znajomości miałeś w stosunku do mnie
jakby zaćmienie inteligencji. Julia mówiła prawdę. Nie znasz zupełnie młodych kobiet i
powinieneś być wobec nich bardziej przezorny. Pewnego wieczoru wracałeś ulicą koło
Starego Cmentarza i zobaczyłeś, że jakiś chłopak szarpie dziewczynę. Miałeś ze sobą
laseczkę i stanąłeś w obronie dziewczyny. Lecz czy naprawdę choć przez chwilę
przypuszczałeś, że mogłam cię wziąć za Mackie Majchra, który paraduje z ukrytym w lasce
bagnetem?
- Wydałaś mi się dość prymitywną osóbką...
- To ty byłeś prymitywny. Brałeś mnie za Czarną Mańkę, u tymczasem napotkałeś
funkcjonariuszkę Sekcji do Walki z Nierządem. Polecono mi zainteresowanie się grupami
młodzieży, które biwakowały na Starym Cmentarzu. Lolek chciał, żebym została jego
dziewczyną, właśnie wtedy natknąłeś się na nas na ulicy. Nie bój się, dałabym sobie radę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
- Pytać? Niech pan pyta - rzekł wolno.
- Ten pan - Henryk wskazał Skarżyńskiego - powiada, że je tutejszy, z tych okolic. %7łe
mieszkał tu jeszcze przed wojną. A mnie nie chce się w to wierzyć, bo przecież nie wygląda
na człowieka wsi.
Chłop wzruszył ramionami.
- Miastowy on jest. Teraz jest miastowy. Bo dawniej to mieszkał na wsi. O tam,
gospodarkę miał - wskazał batem las, w tę stronę, gdzie znajdowały się ruiny. - Ale rodził się
na wsi w Szerokiej Drodze. Przecież do szkoły razem żeśmy chodzili Skarżyńszczakiem.
Tylko teraz miastowy się zrobił.
Skarżyński podniósł się z trawy i podszedł do wozu. Przywitał się z chłopem,
ironicznie zerkając ku Rosannie. Dziewczyna schowała pistolet do torebki i również zbliżyła
się do wozu.
- Samochód sobie kupiłeś - zauważył Feliksiak.
- Kupiłem. Ale mi wysiadł - roześmiał się Skarżyński. Był teraz w doskonałym
humorze. Przez chwilę przekomarzał się z chłopem na temat swego jaśniepaństwa", potem
podniósł maskę samochodu, jakoś uczepił odlutowany drucik,
Pożegnał chłopa i zaprosił Rosannę i Henryka do swego auta.
- Podwiozę was do Brzezin - zaofiarował się. - A w Brzezinach zapraszam was do
siebie na mocną herbatę. Moi kochani detektywi - parsknął śmiechem.
Henryk usadowił się obok Skarżyńskiego. Kolebiąc się po wądołach pojechali w głąb
lasu aż do niewielkiej polanki, gdzie można było zakręcić. W powrotnej drodze Skarżyński
ciągle dowcipkował. Raptem spoważniał i obrócił głowę do Rosanny.
- A swoją drogą na jakiej zasadzie pani nosi pistolet? Im pani jest, u licha?
- Ona pracuje w Domu Mody - powiedział Henryk.
- Taaak? - zdziwił się Skarżyński.
- A może jesteś studentką prawa? - ironicznie zapytał ją Henryk.
- Właśnie że studiuję prawo. Zaocznie studiuję - powiedziała Hosanna. - A co do mego
pistoletu, zapewniam was, że mam na niego pozwolenie.
Zajechali przed mieszkanie Skarżyńskiego. Przyjęli zaproszenie na herbatę. Wysiedli z
auta. Skarżyński otworzył drzwi mieszkania. Weszli do pokoju - najpierw Rosanna, za nią
Henryk i uprzejmy gospodarz. Ktoś obcy zamknął za nimi drzwi. W pokoju było dwóch
umundurowanych milicjantów.
- Jest pan aresztowany, obywatelu Skarżyński - powiedział Pakuła podnosząc się z
podniszczonego fotela.
Skarżyński chciał cofnąć się do tyłu, ale dwóch milicjantów chwyciło go pod ramiona.
- Panowie! O co znowu chodzi? - denerwował się aresztowany.
- On nie jest Schullerem! - krzyknął Henryk.
- Schullerem? - spytał Pakuła. - Nic nie wiem o żadnym Schullerze.
I kiwnął głową na milicjantów, aby wyprowadzili Skarżyńskiego.
- O co chodzi? O co jestem podejrzany? - wołał Skarżyński.
- Aresztujemy pana pod zarzutem dokonania trzech zabójstw. Zamordował pan
małżeństwo Butyłłów i reportera Kobylińskiego.
- Usiłował również dokonać zabójstwa redaktora Henryka - uzupełniła Rosanna.
A wówczas Pakuła zwrócił się do Henryka i począł na niego krzyczeć, wymachując
pięścią:
- A co ja mówiłem? Miał się pan nie ruszać z domu! Ale pan nas uważa za głupców.
Za głupców, prawda? A tymczasem to pan wyszedł na głupca.
- Na zupełnego durnia - dodała Rosanna.
I miała rację,
14 czerwca
- Rosanno - powiedział Henryk widząc, że dziewczyna zaczyna gospodarować w jego
kuchence i zamierza przygotować mu śniadanie. - Czy twoi przełożeni z MO nie za dużo od
ciebie wymagają? Rozumiem, że w tamtym okresie kazali ci do mnie przychodzić, śledzić
mnie. Ale teraz, gdy Skarżyński siedzi w areszcie, a ja jestem niewinny jak łza, czemu
zmuszasz się do przygotowywania mi jedzenia?
- Odczep się - rzekła.
- Oczywiście zdaję sobie sprawę, że gdyby nie ty, nie byłoby już dziś reportera
Henryka, podobnie jak nie stało reportera Kobylińskiego. To w pewnym sensie
usprawiedliwia obłudę, z jaką się zawsze do mnie odnosiłaś. Rozumiem, że zadanie, jakie ci
powierzono w związku z moją osobą, wymagało pewnego, że tak powiem... zbliżenia ze mną.
Dzięki temu łatwiej ci bowiem było wyciągnąć ode mnie wszelkie informacje. Teraz jednak
już cię nic do tego nie zmusza.
Odstawiła gwałtownie dzbanek z czarną kawą.
- Nie moja wina, że przez cały czas naszej znajomości miałeś w stosunku do mnie
jakby zaćmienie inteligencji. Julia mówiła prawdę. Nie znasz zupełnie młodych kobiet i
powinieneś być wobec nich bardziej przezorny. Pewnego wieczoru wracałeś ulicą koło
Starego Cmentarza i zobaczyłeś, że jakiś chłopak szarpie dziewczynę. Miałeś ze sobą
laseczkę i stanąłeś w obronie dziewczyny. Lecz czy naprawdę choć przez chwilę
przypuszczałeś, że mogłam cię wziąć za Mackie Majchra, który paraduje z ukrytym w lasce
bagnetem?
- Wydałaś mi się dość prymitywną osóbką...
- To ty byłeś prymitywny. Brałeś mnie za Czarną Mańkę, u tymczasem napotkałeś
funkcjonariuszkę Sekcji do Walki z Nierządem. Polecono mi zainteresowanie się grupami
młodzieży, które biwakowały na Starym Cmentarzu. Lolek chciał, żebym została jego
dziewczyną, właśnie wtedy natknąłeś się na nas na ulicy. Nie bój się, dałabym sobie radę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]