[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pan, kim był on w rzeczywistości. Smutne, prawda?
Rozejrzałem się po okolicy, nagle uświadomiwszy sobie, \e przecie\ jest tak, jak mówi
Babie Lato. Oto niedługo ju\ odjadę stąd chyba na zawsze. Z daleka ode mnie
pozostanie ta malutka wysepka pośród bagien i co roku zakwitnie \ółto miodownikiem.
Wieczorami kotłować się tu będą roje komarów, łąki za\ółcą się  wolimi oczkami i
pokryją je płaty lilaró\owych kwiatków. Nocą, uroczyskową parną nocą, pluśnie coś w
głębi moczarów, westchnie, zaszeleści groznie trzcina i zakwaka dzika kaczka. A nad
tym wszystkim trwać będzie znowu szarobrunatny masyw kolegiaty, osiemsetletniej,
noszącej w swej historii opowieść o ambitnej księ\nej Salomei, o Władysławie II, pątniku
Bogusławie i tajemnicy krzy\ackiego napadu.
 Nie jest to Uroczysko ładne  szepnąłem.  Pustka moczarów, błoto, wilgoć, zgniłe
bagienne wyziewy i komary. A jednak ile w nim niekłamanego uroku dzięki
tajemniczości. Czy to mo\liwe, \e nie ma \adnej zagadki w skrzywionym uśmiechu
kanonika Leonarda, \e nie poznam nigdy diabła Kuwasy?
Zatrzymaliśmy się jakby powodowani jakimś wewnętrznym nakazem. Babie Lalo stanęła
naprzeciw mnie i nieoczekiwanym ruchem poło\yła mi dłonie na ramionach.
 Jak\e byłam dla pana niesprawiedliwa. Czy\ mogłam przypuszczać, \e a\ tak bardzo
kocha pan... Uroczysko? Jednak jest najpewniej tak, jak powiedziałam: nie tam, gdzie
trzeba, szukał pan szczęścia...
 I dlatego jest pani ciągle zła jak osa?
Zdjęła ręce z mych ramion. Odeszła na bok i rzekła nie patrząc w moją stronę:
 Po prostu jestem trochę... zazdrosna.
 O kogo? O co?
 Nie wiem. O Uroczysko, o Kuwasę, o tę... lekarkę.
Mo\e stałoby się to, co zwykło następować między dwojgiem młodych ludzi. Lecz tu
Kuwasowe panowały prawa. Ukryty w trzcinowych bagnach, niewidzialną dłonią
przygnał ku nam smagłolicą dziewczynę.
O, nie nale\ała do tych, których łatwo by się było pozbyć.
Obrzuciła nas uwa\nym, szybkim spojrzeniem. Potem stanowczym ruchem wsunęła mi
dłoń pod rękę.
 Obiecywał mi pan pokazać kolegiatę, grobowiec, opowiedzieć o diable Kuwasie? 
powiedziała.
 Niestety. Zaraz zaczniemy robotę na kurhanie. Redaktor będzie potrzebny 
odpowiedziała za mnie Babie Lato.
 Czy\by?  zadrwiła.  Bo profesor Nemsta mówił coś przeciwnego. Poniewa\ właśnie
zaczynacie robotę, zachęcił mnie, \ebym przyszła do pana upomnieć się o dotrzymanie
obietnicy...
Babie Lato wbiła we mnie uparte spojrzenie. Był w tym spojrzeniu wyrazny, stanowczy
zakaz. Ale pod ręką tkwiła mi dłoń innej dziewczyny i nie zamierzała ustąpić. Nie, nie
prze\ywałem problemu: iść z lekarką czy pozostać z Babim Latem. Buchnęła we mnie
radość. Zemsta! Jak na błyskawicznie rozwijającym się filmie ujrzałem w wyobrazni
wszystkie upokorzenia doznane od Babiego Lata...
Uprzejmie skinąwszy głową w jej stronę, poszedłem z lekarką w stronę kolegiaty. Babie
Lato a\ tupnęła nogą.
Nie obejrzałem się. Nie chciałem napotkać jej wściekłego spojrzenia.
Powiedziałem głośno, przypomniawszy sobie strofę z Norwida:
Nie bluzń, \em zranił Cię lub jeszcze ranię,
Bom Ci ustąpił na mil sześć tysięcy
I pochowałem łzy me w Oceanie
Na pereł więcej...
Potem pokazałem lekarce kolegiatę.
Nie znała się na architekturze i nie wykazywała dla niej zaciekawienia. Sądząc po
ró\nych uwagach, sądach i spostrze\eniach, które czyniła w trakcie wędrówki po
zakamarkach romańskiej budowli, nale\ała raczej do grupy kobiet hołdująch
wszystkiemu, co nowe i modne. A skoro moda na styl romański przebrzmiała dobre
kilkaset lat temu, czy warto okazywać jej większe zainteresowanie? Wąziutkie spodnie ze
sztruksu, jakie nosiła, czarny obcisły sweterek i bajecznie kolorowy szalik ostrzegły
mnie, abym nie zdradził przed nią swej skłonności do staroświecczyzny. Być mo\e
pojęcie staroświecczyzny kojarzyłoby się u niej z brzydotą starych sukienek jej ciotek.
O Kuwasie, wydało mi się, słuchała chętnie. Nie szczędziłem te\ informacji
dostarczonych mi przez Justa i zdobytych w naszych przygodach. Kłopoty z Kuwasą
miały dla niej posmak niesamowitości, grozy i tajemniczości.
 A grobowiec Regierungsratha? Gdzie\ on? To tam doktor Nietajenko zobaczył rękę
diabła Kuwasy?  zasypywała mnie pytaniami.
W miarę jak wypadło mi udzielać odpowiedzi, zacią\yła mi ta rola uroczyskowego
 cicerone .45
Poszliśmy droga na skraju bagien
 Moim zdaniem, droga pani, doktor Nietajenko nie ujrzał w grobowcu ręki diabła
Kuwasy  wyjaśniłem z powagą w trakcie wędrówki.  Kuwasa pozostawił ślad swej dłoni
na murze kolegiaty. Widziała go pani. On ma szpony zamiast palców. Tymczasem
Nietajenko zobaczył w grobowcu najzwyklejszą ludzką dłoń ze skórzanym paskiem na
przegubie. Zdaniem łaskawej pani, diabły noszą skórzane paski na rękach?
 Nie mam w tej kwestii ustalonego zdania  wpadła w oficjalny ton mych wyjaśnień.
Poczytałem to za ironię.
Po prawej ręce \ółciły się dojrzałe łany zbo\a, nad naszymi głowami wysoko jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl