[ Pobierz całość w formacie PDF ]

było, jednak pewien kelner z "Savoyu" ma wrażenie, że widział ich razem na
lunchu, mniej więcej na tydzień przed jego śmiercią.
- A zatem mógł istnieć między nimi jakiś związek?
- Może... ale nie przypuszczam, żeby to było prawdopodobne. Nie mogę sobie
wyobrazić, aby taka misjonarka mogła być zamieszana w jakieś podejrzane sprawy.
- Czy Amberiotis był zamieszany w jakieś podejrzane sprawy, jak to określiłeś?
- Tak. Kręcił z naszymi przyjaciółmi z centralnej Europy. Takie szpiegowskie
awantury.
- Jesteś tego pewny?
- Tak. On sam nie wykonywał żadnej brudnej roboty i nie bylibyśmy w stanie go
ruszyć. Zajmował się organizacją i przekazywaniem raportów. - Japp przerwał i po
chwili ciągnął dalej: - To wszystko jednak nie pomaga nam w sprawie Sainsbury
Seale. Ona nie mogła być zamieszana w szpiegowskie awantury.
- O ile pamiętam, mieszkała w Indiach. W ostatnim roku panował tam niepokój.
- Amberiotis i wspaniała panna Sainsbury Seale - jakoś nie mogę skojarzyć ich w
jednym zespole.
- Czy wiesz, że nasza panna Sainsbury Seale była bliską przyjaciółką zmarłej
żony Alistaira Blunta?
- Kto to powiedział? Nie wierzę. To nie ta sama strefa.
- Ona tak mówiła.
- Komu?
- Panu Alistairowi Bluntowi.
- O, takie bzdury... On na pewno jest do tego przyzwyczajony. Sądzisz, że
Amberiotis chciał użyć jej w ten sposób? To by się nie udało. Blunt pozbyłby się
jej dając datek. Na pewno nie zaprosiłby jej na weekend czy coś w tym rodzaju.
Nie jest taki lekkomyślny.
Była to bezsporna prawda, z którą Poirot musiał się zgodzić.
Po chwili Japp podsumował sprawę Sainsbury Seale:
- Przypuśćmy, że jej ciało zostało wrzucone przez jakiegoś szalonego naukowca do
zbiornika napełnionego kwasem - jest to rozwiązanie często stosowane w
powieściach! Jednak daję słowo, że to zwykłe, babskie gadanie. Jeśli nie żyje,
została po cichu zakopana.
- Tak, ale gdzie?
- Właśnie. Zniknęła w Londynie. Nikt tu nie ma odpowiedniego ogrodu. Samotna,
kurza farma - oto miejsce, jakiego mi potrzeba!
"Ogród!" W umyśle Poirota błysnął nagle czysty, schludny ogródek w Ealing z jego
geometrycznymi klombami. Jak fantastyczna wydawała się myśl, że ciało tej
kobiety zostało tam pochowane! "Nie bądz niedorzeczny" - powiedział do siebie.
- A jeżeli ona żyje - kontynuował Japp - to gdzie się podziała? Minął już
miesiąc, jej opis zamieszczono w gazetach i rozesłano po całej Anglii...
- I nikt jej nie widział?
- Ależ oczywiście, praktycznie wszyscy ją widzieli! Nie masz pojęcia, ile
wyblakłych kobiet w średnim wieku nosi kostiumy z dzianiny koloru oliwkowego.
Widziano ją na wrzosowiskach Yorkshire, w hotelach Liverpoolu, w pensjonatach
Devon i na plaży w Ramsgate! Moi ludzie stracili dużo czasu, cierpliwie
sprawdzając te wszystkie doniesienia, jednak dotąd niczego nie zdziałali, oprócz
tego, że zdenerwowali mnóstwo godnych szacunku dam w średnim wieku.
Poirot cmoknął ze współczuciem.
- A jednak - mówił dalej Japp - ona jest osobą całkowicie realną. Czasem można
natknąć się na kogoś, kto udaje, że jest kimś innym, kogoś, kto przyjeżdża
gdzieś i udaje, na przykład pannę Spinks - podczas gdy żadna panna Spinks nie
istnieje. Ale ta kobieta jest autentyczna - ona miała przeszłość i pochodzenie!.
Wiemy o niej wszystko, począwszy od dzieciństwa! Prowadziła zupełnie normalny
tryb życia i... nagle znikła jak kamień w wodzie!
- Musi być jakiś powód tego zniknięcia - stwierdził Poirot.
- Ona nie zastrzeliła Morleya, jeśli o to ci chodzi. Amberiotis widział go
żywego, gdy ona już wyszła, a my sprawdziliśmy każdy jej ruch po wyjściu z domu
przy Queen Charlotte Street.
Poirot powiedział niecierpliwie:
- Nawet przez moment nie sugeruję, że zastrzeliła Morleya. Oczywiście, że nie!
Niemniej...
Japp przerwał:
- Jeżeli nie mylisz się w sprawie Morleya, wówczas jest prawdopodobne, że mógł
jej coś powiedzieć, coś, co nie podejrzewała, że ma jakieś znaczenie, ale co
było kluczem do wykrycia jego mordercy. W takim wypadku ona mogłaby zostać
usunięta z premedytacją.
- To wszystko wciąga do tej sprawy jakąś organizację, jakiś wielki koncern, co
nie pasuje do śmierci spokojnego dentysty z Queen Charlotte Street - stwierdził
Poirot.
- Więc nie wierz w to wszystko, o czym ci mówił Reginald Barnes! To śmieszny,
stary facet, w głowie mu tylko szpiedzy i komuniści.
Japp wstał.
- Dasz mi znać, kiedy będziesz miał coś nowego? - zapytał Poirot.
Kiedy Japp wyszedł, Poirot usiadł przy stole i zmarszczył brwi.
Miał nieodparte uczucie, że na coś czeka. Tylko na co?
Przypomniał sobie, że niedawno, też siedząc przy stole, skreślił na papierze
kilka na pozór nie związanych ze sobą faktów i kolekcję nazwisk. Za oknem latał
ptaszek z gałązką w dziobku.
I on także dobierał odpowiednie patyczki... "Piąte, szóste, dobierz patyczki
proste..."
Miał swoje patyczki - teraz było już ich sporo. Miał je w swoim logicznym umyśle
odpowiednio posegregowane, ale jak dotąd nie próbował ułożyć ich w odpowiednim
porządku. To będzie następny krok, teraz trzeba je równo i prosto ułożyć.
Co go powstrzymywało? Znał odpowiedz na to pytanie. Czekał na coś.
Coś nieuniknionego, coś, co się musi wydarzyć, następne ogniwo w łańcuchu. Kiedy
nadejdzie, wtedy... wtedy uczyni kolejny krok.
II
Tydzień potem, póznym wieczorem, nadeszło wezwanie.
W słuchawce telefonicznej usłyszał szorstki głos Jappa:
- Czy to ty, Poirot? Znalezliśmy ją! Lepiej zaraz tu przyjedz. King Leopold
Mansions, Battersea Park. Mieszkanie numer czterdzieści pięć.
W kwadrans pózniej Poirot wysiadł z taksówki przed King Leopold Mansions.
Był to duży budynek czynszowy z mieszkaniami wychodzącymi na Battersea Park.
Mieszkanie numer czterdzieści pięć znajdowało się na drugim piętrze. Drzwi
otworzył osobiście Japp.
Na jego twarzy malowało się ponure skupienie.
- Wejdz - rzekł. - Nie jest to szczególnie przyjemne, ale przypuszczałem, że
zechcesz zobaczyć.
Poirot spytał krótko:
- Nie żyje?
- Ty byś określił, że jest absolutnie martwa! Poirot podniósł głowę na znajomy
dzwięk dochodzący od drzwi umieszczonych po prawej stronie.
- Tam jest portier - wyjaśnił Japp. - Wymiotuje do zlewu. Musiałem .go tu
ściągnąć, aby przeprowadzić identyfikację zwłok.
Skierował się wzdłuż korytarza, a Poirot podążył za nim, krzywiąc nos.
- Niezbyt przyjemne - rzekł Japp. - Ale czego się spodziewałeś? Nie żyje już
ponad miesiąc.
Pokój, do którego weszli, był niewielką rupieciarnią i składzikiem bagaży. Na
środku stała wielka metalowa skrzynia, w jakiej przechowuje się futra. Wieko
było otwarte.
Pfcirot podszedł bliżej i zajrzał do środka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl