[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja miałem inny projekt bronił się Maciuś. Chciałem, żeby dorośli
wybrali sobie króla, a ja zostałbym Maciusiem, królem dzieci.
Koncepcja waszej królewskiej mości może być kodyfikowana w swej
prymitywnej formie powiedział Felek nie śmiem narzucać osobie
królewskiej mego moratorium; jednakże, co się tyczy mojej osoby
urzędowej, pragnę być baronem von Rauch, ministrem Pro-paru.
Maciuś się zgodził.
Dalej żądał Felek własnej kancelarii, dwóch samochodów i pensji dwa razy
wyższej, niż wynosi pensja prezesa ministrów.
Maciuś się zgodził.
Dalej żądał Felek tytułu hrabiego dla dziennikarza Progazu, to jest gazety
dzieci, która nazywać się ma Progres-gazeta, w skróceniu Progaz.
Maciuś się zgodził.
Felek miał już gotowe, w stolicy przygotowane do podpisu jiery. Maciuś
podpisał.
Strasznie przykra była dla Maciusia ta cała rozmowa i Maciuś Zgodziłby się
na wszystko, byle się jak najprędzej skończyła. Maciusiowi tak było teraz
dobrze, tak odzwyczaił się od narad i posiedzeń, i tak nie chciał pamiętać ani
o tym, co było, gdy tak ciężko pracował, ani O tym, co go czeka, gdy
wakacje się skończą że pragnął, aby Felek możliwie prędko sobie
wyjechał.
Pomógł mu w tym doktor, który dowiedziawszy się o przyjezdzie Felka
wpadł zły do pokoju Maciusia.
Mój Felku, prosiłem cię, żebyś królowi głowy nie zawracał.
Panie doktorze, proszÄ™ o ton spokojniejszy i o nazywanie mnie jak siÄ™
istotnie nazywam.
A jak siÄ™ istotnie nazywasz? pyta siÄ™ zdziwiony doktor.
Jestem baronem von Rauch.
Od kiedy?
Od chwili, kiedy jego królewska mość łaskawie udzielił mi tego tym oto
oficjalnym aktem.
I Felek wskazał na leżący na stoliku papier, na którym nie wysechł j-jeszcze
świeży podpis Maciusia.
Długa służba przy dworze nauczyła doktora karności. Zmienił natychmiast
ton i spokojnie, ale stanowczo powiedział:
Panie baronie von Rauch, jego królewska mość jest na urlopie owotnym,
a za przebieg kuracji ja jestem odpowiedzialny. I w imiÄ™ ' »tej
odpowiedzialności żądam, aby pan baron von Rauch natychmiast
jechał, gdzie pieprz rośnie.
Odpowiesz mi pan za to zagroził Felek, zabrał papiery do teki i jak
niepyszny się wyniósł.
Maciuś szczerze był wdzięczny doktorowi, tym bardziej że Klu-Klu wymyśliła
nowÄ… zabawÄ™: chwytanie koni na lasso.
Brało się sznurek długi i mocny, przywiązywało na końcu ołowianą gałkę.
Dzieci ustawiały się za drzewami, niby myśliwi. Stajenny wypuszczał
dziesięć kuców z królewskiej stajni. One chwytały te kuce lasso, a potem
dosiadały je na oklep i ujeżdżały.
Klu-Klu nie umiała jezdzić konno, bo w jej kraju jezdzi się na wielbłądach i
słoniach. Ale szybko się nauczyła. Tylko nie lubiła po damsku i nie znosiła
siodła.
Siodła dobre są dla staruszków, którzy lubią wygodę. A ja, jak jadę na
koniu, to chcę siedzieć na koniu, a nie na poduszce. Poduszka dobra jest w
nocy w łóżku, a nie przy zabawie.
Ależ uciechę miały dzieci wiejskie tego lata! Bo wszystkie prawie zabawy
były wspólne. Ale nie tylko nauczyły się od Klu-Klu nowych zabaw, nowych
bajek i piosenek, robienia łuków, szałasów, plecenia koszyków, kapeluszy,
nowego sposobu odszukiwania i suszenia grzybów. Klu-Klu, która przed
dwoma miesiącami mówić jeszcze nie umiała, została nauczycielką
pastuszków, których uczyła czytać.
O każdej nowej literze mówiła Klu-Klu, że jest podobna do jakiegoś
robaczka.
Jakże? Znacie różne muszki, robaki, owady, zioła, znacie ich setki, a
głupich trzydziestu literek nie możecie spamiętać. Możecie, tylko wam się
zdaje, że to coś bardzo trudnego. Tak samo, jak kiedy się pierwszy raz
pływa albo siądzie na konia, albo stanie na lodzie. Wystarczy sobie
powiedzieć: to łatwe, i będzie łatwe.
I mówiły pastuszki: czytać jest łatwo. I zaczynali czytać. A ich matki aż w
ręce klaskały ze zdziwienia.
Ależ ta czarna dziewucha jest zuch no! Nauczyciel gardło sobie cały rok
zrywał, bił linią, targał za uszy i za kudły, i nic, jak głąby, a ona powiedziała
tylko, że litery to muchy i nauczyła.
A jak ona krowę wydoiła, było na co patrzeć.
A u mnie cielę zachorowało. Takie dziecko, a tylko spojrzała i mówi: To
cielę zdechnie za trzy dni". I bez niej wiedziałam; boż to jedno cielę mi
zdechło? A ona: Jeżeli u was rośnie mówi takie zioło, to mogę cielę
uratować". Poszłam z nią, bo byłam ciekawa. Szuka, szuka, to powącha, to
pogryzie. Nie ma powiada trzeba będzie to spróbować, bo ma podobną
gorycz do tamtego". Nazbierała, dosypała trochę popiołu gorącego,
zmieszała wszystko tak zręcznie jak aptekarz, potem wsypała do mleka i
daje. A cielę, jakby rozumiało, pije, chociaż gorzkie, niesmaczne; beczy, a
pije i oblizuje siÄ™. I co powiecie? Zdrowe. No, czy nie dziw?
Kiedy skończyło się lato, i kobiety, i mężczyzni, i dzieci żałowali Maciusia
bo król, i kapitańską parkę bo grzeczna, i doktora bo leczył i
niejednemu pomógł; ale najwięcej żałowali Klu-Klu.
Mądre, wesołe i poczciwe dziecko, szkoda, że taka czarna.
Choć, jak się przyzwyczaić, niebrzydka dodawali.
Z ciężkim sercem wracał Maciuś do stolicy. A i powitanie nie było
przyjemne. Już na stacji zauważył Maciuś, że coś się święci. Dworzec
obstawiony był wojskiem. Mniej było flag i kwiatów. Prezes ministrów miał
minę trochę zakłopotaną. Był i prefekt policji, który dawniej nie przychodził
na powitanie Maciusia.
Siedli do samochodów i jadą, ale innymi ulicami.
Dlaczego nie jedziemy Å‚adnymi ulicami?
A bo tam są pochody robotników.
Robotników? zdziwił się Maciuś, który przypomniał sobie wesoły
pochód dzieci wyjeżdżających na lato do domów, które im w lasach
wybudował. A dokąd oni wyjeżdżają?
Oni nie wyjeżdżają, przeciwnie, dopiero niedawno wrócili. To są ci, którzy
budowali domy dla dzieci. Już zbudowali te domy i teraz nie mają roboty,
więc robią awantury.
I nagle zobaczył Maciuś ten pochód. Szli robotnicy z czerwonymi
sztandarami i śpiewali.
Dlaczego oni mają czerwone sztandary? Przecież narodowe sztandary nie
sÄ… czerwone.
Robotnicy mają we wszystkich państwach jednakowe sztandary: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Ja miałem inny projekt bronił się Maciuś. Chciałem, żeby dorośli
wybrali sobie króla, a ja zostałbym Maciusiem, królem dzieci.
Koncepcja waszej królewskiej mości może być kodyfikowana w swej
prymitywnej formie powiedział Felek nie śmiem narzucać osobie
królewskiej mego moratorium; jednakże, co się tyczy mojej osoby
urzędowej, pragnę być baronem von Rauch, ministrem Pro-paru.
Maciuś się zgodził.
Dalej żądał Felek własnej kancelarii, dwóch samochodów i pensji dwa razy
wyższej, niż wynosi pensja prezesa ministrów.
Maciuś się zgodził.
Dalej żądał Felek tytułu hrabiego dla dziennikarza Progazu, to jest gazety
dzieci, która nazywać się ma Progres-gazeta, w skróceniu Progaz.
Maciuś się zgodził.
Felek miał już gotowe, w stolicy przygotowane do podpisu jiery. Maciuś
podpisał.
Strasznie przykra była dla Maciusia ta cała rozmowa i Maciuś Zgodziłby się
na wszystko, byle się jak najprędzej skończyła. Maciusiowi tak było teraz
dobrze, tak odzwyczaił się od narad i posiedzeń, i tak nie chciał pamiętać ani
o tym, co było, gdy tak ciężko pracował, ani O tym, co go czeka, gdy
wakacje się skończą że pragnął, aby Felek możliwie prędko sobie
wyjechał.
Pomógł mu w tym doktor, który dowiedziawszy się o przyjezdzie Felka
wpadł zły do pokoju Maciusia.
Mój Felku, prosiłem cię, żebyś królowi głowy nie zawracał.
Panie doktorze, proszÄ™ o ton spokojniejszy i o nazywanie mnie jak siÄ™
istotnie nazywam.
A jak siÄ™ istotnie nazywasz? pyta siÄ™ zdziwiony doktor.
Jestem baronem von Rauch.
Od kiedy?
Od chwili, kiedy jego królewska mość łaskawie udzielił mi tego tym oto
oficjalnym aktem.
I Felek wskazał na leżący na stoliku papier, na którym nie wysechł j-jeszcze
świeży podpis Maciusia.
Długa służba przy dworze nauczyła doktora karności. Zmienił natychmiast
ton i spokojnie, ale stanowczo powiedział:
Panie baronie von Rauch, jego królewska mość jest na urlopie owotnym,
a za przebieg kuracji ja jestem odpowiedzialny. I w imiÄ™ ' »tej
odpowiedzialności żądam, aby pan baron von Rauch natychmiast
jechał, gdzie pieprz rośnie.
Odpowiesz mi pan za to zagroził Felek, zabrał papiery do teki i jak
niepyszny się wyniósł.
Maciuś szczerze był wdzięczny doktorowi, tym bardziej że Klu-Klu wymyśliła
nowÄ… zabawÄ™: chwytanie koni na lasso.
Brało się sznurek długi i mocny, przywiązywało na końcu ołowianą gałkę.
Dzieci ustawiały się za drzewami, niby myśliwi. Stajenny wypuszczał
dziesięć kuców z królewskiej stajni. One chwytały te kuce lasso, a potem
dosiadały je na oklep i ujeżdżały.
Klu-Klu nie umiała jezdzić konno, bo w jej kraju jezdzi się na wielbłądach i
słoniach. Ale szybko się nauczyła. Tylko nie lubiła po damsku i nie znosiła
siodła.
Siodła dobre są dla staruszków, którzy lubią wygodę. A ja, jak jadę na
koniu, to chcę siedzieć na koniu, a nie na poduszce. Poduszka dobra jest w
nocy w łóżku, a nie przy zabawie.
Ależ uciechę miały dzieci wiejskie tego lata! Bo wszystkie prawie zabawy
były wspólne. Ale nie tylko nauczyły się od Klu-Klu nowych zabaw, nowych
bajek i piosenek, robienia łuków, szałasów, plecenia koszyków, kapeluszy,
nowego sposobu odszukiwania i suszenia grzybów. Klu-Klu, która przed
dwoma miesiącami mówić jeszcze nie umiała, została nauczycielką
pastuszków, których uczyła czytać.
O każdej nowej literze mówiła Klu-Klu, że jest podobna do jakiegoś
robaczka.
Jakże? Znacie różne muszki, robaki, owady, zioła, znacie ich setki, a
głupich trzydziestu literek nie możecie spamiętać. Możecie, tylko wam się
zdaje, że to coś bardzo trudnego. Tak samo, jak kiedy się pierwszy raz
pływa albo siądzie na konia, albo stanie na lodzie. Wystarczy sobie
powiedzieć: to łatwe, i będzie łatwe.
I mówiły pastuszki: czytać jest łatwo. I zaczynali czytać. A ich matki aż w
ręce klaskały ze zdziwienia.
Ależ ta czarna dziewucha jest zuch no! Nauczyciel gardło sobie cały rok
zrywał, bił linią, targał za uszy i za kudły, i nic, jak głąby, a ona powiedziała
tylko, że litery to muchy i nauczyła.
A jak ona krowę wydoiła, było na co patrzeć.
A u mnie cielę zachorowało. Takie dziecko, a tylko spojrzała i mówi: To
cielę zdechnie za trzy dni". I bez niej wiedziałam; boż to jedno cielę mi
zdechło? A ona: Jeżeli u was rośnie mówi takie zioło, to mogę cielę
uratować". Poszłam z nią, bo byłam ciekawa. Szuka, szuka, to powącha, to
pogryzie. Nie ma powiada trzeba będzie to spróbować, bo ma podobną
gorycz do tamtego". Nazbierała, dosypała trochę popiołu gorącego,
zmieszała wszystko tak zręcznie jak aptekarz, potem wsypała do mleka i
daje. A cielę, jakby rozumiało, pije, chociaż gorzkie, niesmaczne; beczy, a
pije i oblizuje siÄ™. I co powiecie? Zdrowe. No, czy nie dziw?
Kiedy skończyło się lato, i kobiety, i mężczyzni, i dzieci żałowali Maciusia
bo król, i kapitańską parkę bo grzeczna, i doktora bo leczył i
niejednemu pomógł; ale najwięcej żałowali Klu-Klu.
Mądre, wesołe i poczciwe dziecko, szkoda, że taka czarna.
Choć, jak się przyzwyczaić, niebrzydka dodawali.
Z ciężkim sercem wracał Maciuś do stolicy. A i powitanie nie było
przyjemne. Już na stacji zauważył Maciuś, że coś się święci. Dworzec
obstawiony był wojskiem. Mniej było flag i kwiatów. Prezes ministrów miał
minę trochę zakłopotaną. Był i prefekt policji, który dawniej nie przychodził
na powitanie Maciusia.
Siedli do samochodów i jadą, ale innymi ulicami.
Dlaczego nie jedziemy Å‚adnymi ulicami?
A bo tam są pochody robotników.
Robotników? zdziwił się Maciuś, który przypomniał sobie wesoły
pochód dzieci wyjeżdżających na lato do domów, które im w lasach
wybudował. A dokąd oni wyjeżdżają?
Oni nie wyjeżdżają, przeciwnie, dopiero niedawno wrócili. To są ci, którzy
budowali domy dla dzieci. Już zbudowali te domy i teraz nie mają roboty,
więc robią awantury.
I nagle zobaczył Maciuś ten pochód. Szli robotnicy z czerwonymi
sztandarami i śpiewali.
Dlaczego oni mają czerwone sztandary? Przecież narodowe sztandary nie
sÄ… czerwone.
Robotnicy mają we wszystkich państwach jednakowe sztandary: [ Pobierz całość w formacie PDF ]