[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więc jak?
- Stracił panowanie nad samochodem, zjechał z rampy i walnął w betonowy
mur. Zginął na miejscu.
Zamknęła oczy.
- Czego on ode mnie chciał?
- Tego jeszcze nie wiemy. - Całował jej palce. - Porozmawiamy o tym
pózniej, dobrze, dziecinko? - dodał, gdy dostrzegł, że słabnie. - Teraz musisz
odpoczywać. Straciłaś mnóstwo krwi.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się rozmarzona. Kochanie, skarbie, dziecinko.
To były słowa, których przedtem nigdy nie mówił, nawet w przypływie
namiętności. Jego głos też brzmiał inaczej. Była w nim nie znana jej dotąd
wrażliwość, nowa słodycz, która doprowadzała ją do łez.
Zwilżyła suche wargi końcem języka.
- Chcę do domu.
Roześmiał się. W jego niskim śmiechu słychać było ulgę.
- Wszystko w swoim czasie, Sherlocku. Teraz musisz odpoczywać. To
zalecenie lekarza.
Powieki znowu zaczęły jej ciążyć.
- A mama& Nie chciałabym, żeby dowiedziała się o tym od strażników&
- Amos sam poszedł jej to powiedzieć. Wszystko z nią w porządku. Jutro
będziesz mogła do niej zadzwonić, ale dopiero gdy wypoczniesz.
Mgła znowu zaczęła gęstnieć.
- Zostaniesz?
Pocałował ją w skroń.
- Tylko spróbuj mnie stąd wyrzucić.
27
Kiedy Ted przyjechał do szpitala następnego dnia wczesnym rankiem, Laura
siedziała na łóżku. Chciał czuwać w jej pokoju całą noc, ale pielęgniarka
przekonała go, żeby poszedł do domu i trochę odpoczął.
- Nie będzie miała z pana żadnego pożytku, jeśli rano będzie pan w kiepskim
stanie - odburknęła łagodnie. - Lepiej niech pan idzie do domu, panie Kandall.
Jeżeli jej stan się zmieni, choć nie sądzę, żeby tak się stało, zadzwonię do pana.
Teraz zdziwiona Laura patrzyła, jak idzie z ogromnym bukietem czerwonych
róż, kupionym na dole w kwiaciarni. To była kolejna rzecz, jaką robił po raz
pierwszy w życiu. Czuł się niezręcznie jak diabli, wyciągając przed siebie kwiaty.
- To dla ciebie.
- Och, Ted, jakie piękne!
- Nie tak piękne jak ty.
To była prawda. Chociaż wciąż była blada, jej oczy błyszczały bardziej niż
wczoraj, a zaczesane do tyłu przepiękne rude włosy świeciły własnym światłem.
Przysuwając krzesło, dostrzegł pęk różowych lilii stojący na stolik przy
łóżku Laury.
- Bardzo ładne. Powinienem się obawiać jakiegoś rywala?
Roześmiała się.
- Nie, chyba że czujesz się zagrożony przez starszych mężczyzn. - Jeszcze
raz powąchała róże i odłożyła na bok. - Betty i Jim Fowleyowie byli tu niedawno.
To ci starsi ludzie, którzy mnie uratowali.
Ted kiwnął głową.
- Wyjątkowi ludzie. Doktor jest prawie pewien, że gdyby nie ich szybka
interwencja, wykrwawiłabyś się na śmierć.
- Chciałabym coś dla nich zrobić, gdy będzie już po wszystkim. Na przykład
zaprosić na prawdziwe teksaskie barbecue na ich cześć. Moglibyśmy podtrzymać
tradycję J. B. - dobre jedzenie i zachodnia gościnność.
My, pomyślała czując, że się czerwieni. Powiedziała my , jakby zakładała,
że odtąd będą razem. Myśl ta, choć pociągająca, była nierealna.
I to nie dlatego, że ona ma coś przeciwko temu. Nie musiała zbyt głęboko
analizować swoich uczuć, żeby wiedzieć, że się w Tedzie zakochała -
bezgranicznie i bezwarunkowo. I nawet nie myśl o związku na odległość
wzbudzała jej wątpliwości. Była pewna, że jeśli chodzi o niego, jest zupełnie
inaczej. Wyraznie dał jej do zrozumienia, bez owijania w bawełnę, że kariera jest
dla niego najważniejsza. Od każdej kobiety.
Poruszyła się, żeby poszukać wygodniejszej pozycji, i natychmiast tego
pożałowała.
- Auuu.
- Co się stało? - Ted, aż podskoczył, przewracając krzesło. - Boli cię? Może
mógłbym coś zrobić? Wezwać pielęgniarkę? Może da ci jakiś środek
przeciwbólowy?
Mimo bólu Laura uśmiechnęła się.
- Wszystko w porządku. Za szybko się poruszyłam, to wszystko.
- Kiedy ostatni raz brałaś tabletki przeciwbólowe?
- Nie biorę już tabletek. Otępiają.
- Kto rządzi w tym szpitalu? Ty czy lekarze?
Popatrzyła na niego przekornie.
- Nie próbuję rządzić. Po prostu tak się składa, że wiem, co jest dla mnie
dobre, i tyle. - Oparta o poduszki położyła ręce na wykrochmalonej białej pościeli.
- Teraz powiedz, czego się od wczoraj dowiedziałeś.
Podniósł krzesło, które przewrócił, i usiadł.
- Niewiele. Prawdopodobnie policjanci z Austin niedługo złożą ci wizytę.
Sierżant Sutherland prowadzi dochodzenie w tej sprawie i chce cię przesłuchać.
- Czego się dowiedziałeś o Tonym Corderze?
- Niczego, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej. Chociaż to się pewnie
zmieni.
- Co masz na myśli?
- Sutherland poprosił Enzia Scarpatiego, żeby przyjechał do Austin
zidentyfikować ciało Cordera.
- Nie powinna tego zrobić najbliższa rodzina?
- Jedyną krewną Cordera jest jego siostra. Miesiąc temu opuściła dom na
Florydzie i wróciła do Puerto Rico. Policja próbowała się z nią skontaktować, ale
nie zostawiła adresu.
- I Scarpati zgodził się przyjechać?
- Zgodził się nie tylko przyjechać, ale też odpowiedzieć na kilka rutynowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
- Więc jak?
- Stracił panowanie nad samochodem, zjechał z rampy i walnął w betonowy
mur. Zginął na miejscu.
Zamknęła oczy.
- Czego on ode mnie chciał?
- Tego jeszcze nie wiemy. - Całował jej palce. - Porozmawiamy o tym
pózniej, dobrze, dziecinko? - dodał, gdy dostrzegł, że słabnie. - Teraz musisz
odpoczywać. Straciłaś mnóstwo krwi.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się rozmarzona. Kochanie, skarbie, dziecinko.
To były słowa, których przedtem nigdy nie mówił, nawet w przypływie
namiętności. Jego głos też brzmiał inaczej. Była w nim nie znana jej dotąd
wrażliwość, nowa słodycz, która doprowadzała ją do łez.
Zwilżyła suche wargi końcem języka.
- Chcę do domu.
Roześmiał się. W jego niskim śmiechu słychać było ulgę.
- Wszystko w swoim czasie, Sherlocku. Teraz musisz odpoczywać. To
zalecenie lekarza.
Powieki znowu zaczęły jej ciążyć.
- A mama& Nie chciałabym, żeby dowiedziała się o tym od strażników&
- Amos sam poszedł jej to powiedzieć. Wszystko z nią w porządku. Jutro
będziesz mogła do niej zadzwonić, ale dopiero gdy wypoczniesz.
Mgła znowu zaczęła gęstnieć.
- Zostaniesz?
Pocałował ją w skroń.
- Tylko spróbuj mnie stąd wyrzucić.
27
Kiedy Ted przyjechał do szpitala następnego dnia wczesnym rankiem, Laura
siedziała na łóżku. Chciał czuwać w jej pokoju całą noc, ale pielęgniarka
przekonała go, żeby poszedł do domu i trochę odpoczął.
- Nie będzie miała z pana żadnego pożytku, jeśli rano będzie pan w kiepskim
stanie - odburknęła łagodnie. - Lepiej niech pan idzie do domu, panie Kandall.
Jeżeli jej stan się zmieni, choć nie sądzę, żeby tak się stało, zadzwonię do pana.
Teraz zdziwiona Laura patrzyła, jak idzie z ogromnym bukietem czerwonych
róż, kupionym na dole w kwiaciarni. To była kolejna rzecz, jaką robił po raz
pierwszy w życiu. Czuł się niezręcznie jak diabli, wyciągając przed siebie kwiaty.
- To dla ciebie.
- Och, Ted, jakie piękne!
- Nie tak piękne jak ty.
To była prawda. Chociaż wciąż była blada, jej oczy błyszczały bardziej niż
wczoraj, a zaczesane do tyłu przepiękne rude włosy świeciły własnym światłem.
Przysuwając krzesło, dostrzegł pęk różowych lilii stojący na stolik przy
łóżku Laury.
- Bardzo ładne. Powinienem się obawiać jakiegoś rywala?
Roześmiała się.
- Nie, chyba że czujesz się zagrożony przez starszych mężczyzn. - Jeszcze
raz powąchała róże i odłożyła na bok. - Betty i Jim Fowleyowie byli tu niedawno.
To ci starsi ludzie, którzy mnie uratowali.
Ted kiwnął głową.
- Wyjątkowi ludzie. Doktor jest prawie pewien, że gdyby nie ich szybka
interwencja, wykrwawiłabyś się na śmierć.
- Chciałabym coś dla nich zrobić, gdy będzie już po wszystkim. Na przykład
zaprosić na prawdziwe teksaskie barbecue na ich cześć. Moglibyśmy podtrzymać
tradycję J. B. - dobre jedzenie i zachodnia gościnność.
My, pomyślała czując, że się czerwieni. Powiedziała my , jakby zakładała,
że odtąd będą razem. Myśl ta, choć pociągająca, była nierealna.
I to nie dlatego, że ona ma coś przeciwko temu. Nie musiała zbyt głęboko
analizować swoich uczuć, żeby wiedzieć, że się w Tedzie zakochała -
bezgranicznie i bezwarunkowo. I nawet nie myśl o związku na odległość
wzbudzała jej wątpliwości. Była pewna, że jeśli chodzi o niego, jest zupełnie
inaczej. Wyraznie dał jej do zrozumienia, bez owijania w bawełnę, że kariera jest
dla niego najważniejsza. Od każdej kobiety.
Poruszyła się, żeby poszukać wygodniejszej pozycji, i natychmiast tego
pożałowała.
- Auuu.
- Co się stało? - Ted, aż podskoczył, przewracając krzesło. - Boli cię? Może
mógłbym coś zrobić? Wezwać pielęgniarkę? Może da ci jakiś środek
przeciwbólowy?
Mimo bólu Laura uśmiechnęła się.
- Wszystko w porządku. Za szybko się poruszyłam, to wszystko.
- Kiedy ostatni raz brałaś tabletki przeciwbólowe?
- Nie biorę już tabletek. Otępiają.
- Kto rządzi w tym szpitalu? Ty czy lekarze?
Popatrzyła na niego przekornie.
- Nie próbuję rządzić. Po prostu tak się składa, że wiem, co jest dla mnie
dobre, i tyle. - Oparta o poduszki położyła ręce na wykrochmalonej białej pościeli.
- Teraz powiedz, czego się od wczoraj dowiedziałeś.
Podniósł krzesło, które przewrócił, i usiadł.
- Niewiele. Prawdopodobnie policjanci z Austin niedługo złożą ci wizytę.
Sierżant Sutherland prowadzi dochodzenie w tej sprawie i chce cię przesłuchać.
- Czego się dowiedziałeś o Tonym Corderze?
- Niczego, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej. Chociaż to się pewnie
zmieni.
- Co masz na myśli?
- Sutherland poprosił Enzia Scarpatiego, żeby przyjechał do Austin
zidentyfikować ciało Cordera.
- Nie powinna tego zrobić najbliższa rodzina?
- Jedyną krewną Cordera jest jego siostra. Miesiąc temu opuściła dom na
Florydzie i wróciła do Puerto Rico. Policja próbowała się z nią skontaktować, ale
nie zostawiła adresu.
- I Scarpati zgodził się przyjechać?
- Zgodził się nie tylko przyjechać, ale też odpowiedzieć na kilka rutynowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]