[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dni.
Thella wciąż odgrażała się, że odpłaci jeszcze temu młodemu, bezczelnemu handlarzowi za
jego zuchwałość. Była pewna, że wiedział, który z bocznych szlaków wybrali uciekinierzy.
Pierwszego wieczoru Giron nie mówił nic, pewnie wciąż wytrącony z równowagi widokiem
smoków. Kiedy ukazały się na niebie i skierowały wprost na nich, prawie go sparaliżowało.
Wierzchowiec Girona nie zabłąkał się tylko dlatego, że był przyzwyczajony iść za biegusem Thelli.
Kiedy zatrzymali się na pierwszą noc, musiała sama rozłożyć obóz, zmusić go, by zsiadł, i odgiąć
mu palce zaciśnięte kurczowo na linie luzaka.
Zastanawiała się, czyby go nie zostawić, ale możliwe, że będzie potrzebowała pomocy,
żeby oddzielić dziewczynę od reszty rodziny. W końcu Giron odżył na tyle, by widzieć i zobaczył
coś, co ona przeoczyła - ślad koła na miękkim błocie traktu.
- Jest sprytniejszy, niż przypuszczałam, bo musiał zacierać ślady - mruknęła podniecona
przebiegłością Dowella. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego wyjechał. Była pewna, że
zachowywała się taktownie i ostrożnie. Dowell zaczął pracę tak, jakby planował ją skończyć.
Dziesięć marek zaliczki było niezłą sumą dla kogoś planującego podróż.
Nagle przyszedł jej do głowy Brare. Czyżby ten kulawy głupiec ostrzegł Dowella? Nie,
mało prawdopodobne, jeśli dziewczyna była aż tak ważna dla myśliwych z jaskiń.
Oni nie zrobiliby nic, by ją wystraszyć. Czy mogła to być nieostrożność Girona? Może
wygadał się, kim ona jest, i Dowell wpadł w panikę. Cóż, następnym razem upewni się co do
lojalności Brare'a.
- Nici? - było to pierwsze słowo, jakie Giron wypowiedział od trzech dni. Patrzył poprzez
gałęzie zasłaniające niebo. Las był gęsty, choć większość stanowiły młodniaki. Zmusił swojego
biegusa, by wspiął się wyżej, a potem wdrapał się na dobrze rozgałęzione drzewo.
- Uważaj! - krzyknęła, kiedy pień ugiął się pod jego ciężarem. - No, i co widzisz?
Nie odpowiedział i już się zbierała, by wspiąć się za nim, kiedy zaczął schodzić. Twarz miał
znów bez wyrazu.
- Smoki? Nici?
Potrząsnął głową.
- Jeden, poluje. Ukryć się.
Przecinka nie była zakryta gałęziami, a większość drzew straciła już liście. Ona i Giron byli
widoczni z góry. Thella pchnęła wierzchowca na pobocze traktu i wślizgnęła się w kępę iglaków,
podczas gdy Giron rozpłaszczony na pniu wciąż patrzył w górę. Usta mu się otworzyły, prawie
jakby chciał krzyknąć do jezdzca. Thella wstrzymała oddech. Giron sprawiał wrażenie, jakby cała
jego istota z niego wyparowała.
Thella zaczęła obawiać się, czy znów go nie sparaliżowało.
- Giron! Co się dzieje?
- Dwa smoki więcej. Szukają!
- Nas? Czy Dowella?
- Nie mam pojęcia. Ale niosą worki z fosfiną.
- Chcesz powiedzieć, że Nici nadchodzą? - Thella szybko poszukała w pamięci drogi do
najbliższego schronienia. - Zejdz stamtąd. Musimy ruszać!
Giron rzucił jej gniewne spojrzenie.
- To są drogocenne lasy Lorda Asgenara - powiedział. - Będzie tu dość dużo smoczych
jezdzców, by mieć pewność, że Nici nie spadną.
- To wspaniale, ale i tak musimy ukryć gdzieś biegusy.
Schronienie, jakie znalezli, było nieodpowiednie, ale dali radę zmieścić trzy biegusy. Czego
głupie zwierzęta nie zobaczą, to ich nie zdenerwuje. Zanim Nici przeszły, Thella zdążyła zamartwić
się do szaleństwa. Kiedy tylko Giron był pewien, że tylny skraj Opadu przeszedł nad nimi, chciała
koniecznie wyruszyć.
- Jeżeli tej dziewczynie coś się stało...
Pozostawiła grozbę nie skończoną wsiadając na swego biegusa. Przed oczami miała wizję
ciała dziewczyny skręcającego się pod pasmem Nici. Widząc potępienie w oczach Girona,
spróbowała opanować niepokój, ale sama myśl, że mogłaby utracić przedmiot swych poszukiwań,
poganiała ją, by się dowiedzieć, co się stało.
- Thello - powiedział stanowczo Giron. - Patrz na niebo. Nad lasami będą specjalnie
dokładni.
Miał rację i dlatego pogoniła swoje zwierzę.
- Mamy przed sobą niewiele światła dziennego, a ja muszę wiedzieć.
Wreszcie ujrzała następny ślad. Ktoś zatarł ślady po kołach, które stały się jasne, dopiero
gdy zobaczyła kawał błota, który z pewnością odpadł od boku koła. Zsiedli i każde z osobna
przeszukało swoją stronę traktu. Giron odnalazł wóz, całkiem niezle schowany za zasłoną iglastego
młodniaka. Gdy zaglądał do środka, Thella dogoniła go i odepchnęła zniecierpliwiona.
- Szukali, co mają ze sobą zabrać - powiedział Giron.
- No to nie mogą być daleko!
- Zbyt ciemno, by teraz szukać - wzruszył ramionami Giron. Podniósł dłoń ostrzegawczo,
kiedy szarpnęła wodze biegusa usiłując nań wsiąść. - Słuchaj, jeśli nie żyją, to nie żyją i twoje
kręcenie się tu po ciemku ich nie ożywi. Jeżeli są bezpieczni, to i tak nam nie ujdą.
To, że miał rację, wcale nie uspokoiło Thelli.
- Ja będę spać w wozie dziś w nocy - rzekła wreszcie. - Ty wezmiesz biegusy do jaskini. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
dni.
Thella wciąż odgrażała się, że odpłaci jeszcze temu młodemu, bezczelnemu handlarzowi za
jego zuchwałość. Była pewna, że wiedział, który z bocznych szlaków wybrali uciekinierzy.
Pierwszego wieczoru Giron nie mówił nic, pewnie wciąż wytrącony z równowagi widokiem
smoków. Kiedy ukazały się na niebie i skierowały wprost na nich, prawie go sparaliżowało.
Wierzchowiec Girona nie zabłąkał się tylko dlatego, że był przyzwyczajony iść za biegusem Thelli.
Kiedy zatrzymali się na pierwszą noc, musiała sama rozłożyć obóz, zmusić go, by zsiadł, i odgiąć
mu palce zaciśnięte kurczowo na linie luzaka.
Zastanawiała się, czyby go nie zostawić, ale możliwe, że będzie potrzebowała pomocy,
żeby oddzielić dziewczynę od reszty rodziny. W końcu Giron odżył na tyle, by widzieć i zobaczył
coś, co ona przeoczyła - ślad koła na miękkim błocie traktu.
- Jest sprytniejszy, niż przypuszczałam, bo musiał zacierać ślady - mruknęła podniecona
przebiegłością Dowella. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego wyjechał. Była pewna, że
zachowywała się taktownie i ostrożnie. Dowell zaczął pracę tak, jakby planował ją skończyć.
Dziesięć marek zaliczki było niezłą sumą dla kogoś planującego podróż.
Nagle przyszedł jej do głowy Brare. Czyżby ten kulawy głupiec ostrzegł Dowella? Nie,
mało prawdopodobne, jeśli dziewczyna była aż tak ważna dla myśliwych z jaskiń.
Oni nie zrobiliby nic, by ją wystraszyć. Czy mogła to być nieostrożność Girona? Może
wygadał się, kim ona jest, i Dowell wpadł w panikę. Cóż, następnym razem upewni się co do
lojalności Brare'a.
- Nici? - było to pierwsze słowo, jakie Giron wypowiedział od trzech dni. Patrzył poprzez
gałęzie zasłaniające niebo. Las był gęsty, choć większość stanowiły młodniaki. Zmusił swojego
biegusa, by wspiął się wyżej, a potem wdrapał się na dobrze rozgałęzione drzewo.
- Uważaj! - krzyknęła, kiedy pień ugiął się pod jego ciężarem. - No, i co widzisz?
Nie odpowiedział i już się zbierała, by wspiąć się za nim, kiedy zaczął schodzić. Twarz miał
znów bez wyrazu.
- Smoki? Nici?
Potrząsnął głową.
- Jeden, poluje. Ukryć się.
Przecinka nie była zakryta gałęziami, a większość drzew straciła już liście. Ona i Giron byli
widoczni z góry. Thella pchnęła wierzchowca na pobocze traktu i wślizgnęła się w kępę iglaków,
podczas gdy Giron rozpłaszczony na pniu wciąż patrzył w górę. Usta mu się otworzyły, prawie
jakby chciał krzyknąć do jezdzca. Thella wstrzymała oddech. Giron sprawiał wrażenie, jakby cała
jego istota z niego wyparowała.
Thella zaczęła obawiać się, czy znów go nie sparaliżowało.
- Giron! Co się dzieje?
- Dwa smoki więcej. Szukają!
- Nas? Czy Dowella?
- Nie mam pojęcia. Ale niosą worki z fosfiną.
- Chcesz powiedzieć, że Nici nadchodzą? - Thella szybko poszukała w pamięci drogi do
najbliższego schronienia. - Zejdz stamtąd. Musimy ruszać!
Giron rzucił jej gniewne spojrzenie.
- To są drogocenne lasy Lorda Asgenara - powiedział. - Będzie tu dość dużo smoczych
jezdzców, by mieć pewność, że Nici nie spadną.
- To wspaniale, ale i tak musimy ukryć gdzieś biegusy.
Schronienie, jakie znalezli, było nieodpowiednie, ale dali radę zmieścić trzy biegusy. Czego
głupie zwierzęta nie zobaczą, to ich nie zdenerwuje. Zanim Nici przeszły, Thella zdążyła zamartwić
się do szaleństwa. Kiedy tylko Giron był pewien, że tylny skraj Opadu przeszedł nad nimi, chciała
koniecznie wyruszyć.
- Jeżeli tej dziewczynie coś się stało...
Pozostawiła grozbę nie skończoną wsiadając na swego biegusa. Przed oczami miała wizję
ciała dziewczyny skręcającego się pod pasmem Nici. Widząc potępienie w oczach Girona,
spróbowała opanować niepokój, ale sama myśl, że mogłaby utracić przedmiot swych poszukiwań,
poganiała ją, by się dowiedzieć, co się stało.
- Thello - powiedział stanowczo Giron. - Patrz na niebo. Nad lasami będą specjalnie
dokładni.
Miał rację i dlatego pogoniła swoje zwierzę.
- Mamy przed sobą niewiele światła dziennego, a ja muszę wiedzieć.
Wreszcie ujrzała następny ślad. Ktoś zatarł ślady po kołach, które stały się jasne, dopiero
gdy zobaczyła kawał błota, który z pewnością odpadł od boku koła. Zsiedli i każde z osobna
przeszukało swoją stronę traktu. Giron odnalazł wóz, całkiem niezle schowany za zasłoną iglastego
młodniaka. Gdy zaglądał do środka, Thella dogoniła go i odepchnęła zniecierpliwiona.
- Szukali, co mają ze sobą zabrać - powiedział Giron.
- No to nie mogą być daleko!
- Zbyt ciemno, by teraz szukać - wzruszył ramionami Giron. Podniósł dłoń ostrzegawczo,
kiedy szarpnęła wodze biegusa usiłując nań wsiąść. - Słuchaj, jeśli nie żyją, to nie żyją i twoje
kręcenie się tu po ciemku ich nie ożywi. Jeżeli są bezpieczni, to i tak nam nie ujdą.
To, że miał rację, wcale nie uspokoiło Thelli.
- Ja będę spać w wozie dziś w nocy - rzekła wreszcie. - Ty wezmiesz biegusy do jaskini. [ Pobierz całość w formacie PDF ]