[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wprost i uśmiechnęła się szelmowsko.
- Laurence? - spytał, spoglądając na nią w bardzo szczególny
sposób.
- Dlaczego nie? - spytała, unosząc brwi.
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął i sięgnął po kapelusz i
rękawiczki.
- Więc? - nalegała Tiffany. - Czy ma pan coś przeciwko temu?
- Nie, zupełnie - pospieszył z odpowiedzią. -Czemu miałbym?
Tylko... Zresztą, nieważne.
To wystarczyło, by utwierdzić Tiffany w przekonaniu, że
obudziła w nim demona zazdrości. Nie przypuszczała nawet, że lord
Lindeth, którego Laurence nazwał nudziarzem, skorzystał z
pierwszej okazji, by podzielić się z sir Waldem tym dowcipem.
- Sam nie wiem, jak zdołałem zachować powagę. Laurie
nauczycielem powożenia. Chyba pęknę ze śmiechu.
Tiffany, która nic nie wiedziała o tym, jakie wywołała
rozbawienie, była z siebie bardzo zadowolona. Jej wcześniejsi
wielbiciele, którzy ponuro, acz bez niechęci, obserwowali zabiegi
183
Undetha, teraz szaleli z zazdrości i nie było powodów
przypuszczać, że Julian czuje coś innego. Przez kilka dni cieszyła
się sukcesem, wierząc, że nikt nie może się jej oprzeć, i zmuszając
swoją świtę do spełniania zachcianek. A ponieważ, podobnie jak
pani Mickleby, odrzuciła najbardziej oczywisty powód wizyt
Niezrównanego, a nie wierzyła także, by mógł zainteresować się jej
guwernantką, uznała, że on również nie może się jej oprzeć.
Wydawało się to tak niewątpliwe, że nie zauważyła nawet, iż w
czasie wizyt w Staples nie zachowuje się jak ktoś, kto zachwyca się
jej wdziękami. Zawsze uważała go za nieobliczalnego i gdyby
poświęciła temu choć odrobinę uwagi, uznałaby zapewne, że
wystarcza mu samo przebywanie w jej towarzystwie.
Courtenay, który miał dość samozadowolenia Tiffany i
buntował się przeciwko temu, że jego przyjaciele robią z siebie
błaznów, powiedział jej, że zachowuje się nieprzystojnie, i
przepowiadał jej rychły upadek, a kiedy się śmiała, stwierdził, że
lord Lindeth nie będzie pierwszym, który się nią rozczaruje; za nim
pójdą inni.
- Brednie!
- Jesteś bardzo pewna siebie, co? Wydaje mi się, że Lindeth
ostatnio rzadko nas odwiedza...
- Jak będę chciała, by przyszedł, wystarczy, że kiwnę palcem -
przechwalała się z takim uśmiechem, że chętnie dałby jej klapsa. -
Sam zobaczysz! Był tak wzburzony, że powiedział matce, iż
najwyższy czas ukrócić flirty Tiffany.
- Jest nieznośna, mamo - zakończył.
- Tylko, na miłość boską, nie spieraj się z nią, Courtenay -
prosiła przerażona. - Nie chciałabym, żeby Charlotte ją
przypominała, ale Tiffany zawsze była kapryśna, acz nie sądzę, by
zachowywała się nieroztropnie, gdy chodzi o obcych
dżentelmenów. Jeśli się wtrącę, wtedy dopiero mi pokaże. Wiesz,
co może zrobić, kiedy się rozzłości. Mamy już dosyć kłopotów z
Charlotte, żeby jeszcze znosić ataki Tiffany.
Zwrócił się więc do panny Trent, ale ona tylko potrząsnęła
głową.
184
- Obawiam się, że pomogłoby tylko, gdyby jej admiratorzy
byli nieco bardziej powściągliwi - zauważyła. - Jest zbyt uparta i za
długo robiła, co chciała. Co mam z nią począć? Zamknąć ją w
pokoju? Pewnie wyskoczy przez okno i skręci sobie kark. Także
uważam, że zachowuje się nieodpowiednio, ale nie wywołała
jeszcze skandalu i wydaje mi się, że nie wywoła, chyba że się ją do
tego popchnie...
- Dlaczego Greg, Jack i Arthur robią z siebie idiotów?! Do
licha, trudno mi to znieść!
- Na twoim miejscu nie przejmowałabym się tym. To taka
moda wśród nich, wielbić Tiffany, a mody jak to mody, szybko
przemijają.
- Mam tylko nadzieję, że dostanie nauczkę -rzucił mściwie. -
A co pani sądzi o tym Calverze, panno Trent? Ma ją uczyć
powożenia! Skąd przypuszczenie, że to porządny człowiek?
- To jasne, że nie dowiemy się tego, a chociaż wolałabym,
żeby nie jezdziła z nim sama, jakoś nie boję się, że wykorzysta
okazję.
- Ja także - powiedziała pani Underhill. - Prosił i nnie przecież
o pozwolenie i obiecał, że będzie się nią opiekował. To bardzo
dobrze wychowany młodzieniec i nie wiem, czemu go nie lubisz.
- Dobrze wychowany młodzieniec! Ten łaluś? Moim zdaniem,
jest łowcą posagów.
- Bardzo możliwe - przyznała nieporuszona panna Trent - ale
ponieważ Tiffany nie jest pełnoletnia, nie musimy się tym
przejmować. Jeśli sądzisz, że zgodzi się wyjść za kogoś bez tytułu,
to się mylisz.
O dziwo, w tym samym momencie sir Waldo uniósł nieco brew
i spojrzał na kuzyna.
- Zaprzyjazniłeś się z dziedziczką, Laurie?
- Nie za bardzo, jeśli mówisz o tej Wield.
- Tak. Jest prawie na wydaniu.
- Spotykam się z nią czasami. Czy rzeczywiście jest
dziedziczką?
- Tak słyszałem. Zdaje się, że właśnie od niej.
185
- To do niej podobne - stwierdził Laurie. Zastanawiał się przez
chwilę, a potem dodał: - Nie chcę się żenić, zupełnie by mi to nie
odpowiadało. - Chyba że zostanę do tego zmuszony.
- Nie chciałbym rozwiewać twoich nadziei, Laurie, ale zdaje
się, że panna Wield postanowiła wyjść za mąż za kogoś z tytułem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl