[ Pobierz całość w formacie PDF ]

od pół roku, mój syn w najlepszym razie traktował go chłodno, w najgorszym okazywał
otwartą wrogość; to było jak powtórka z relacji między George'em a Potworzycą Mog. Mimo
\e Anthony był uosobieniem dobroci i cierpliwości, Joshua odnosił się do niego niegrzecznie,
ignorując moje polecenie, \e wprawdzie nie musi go lubić, musi natomiast być wobec niego
uprzejmy. Mój nowo nabyty autorytet najwyrazniej nie był a\ tak wielki. Joshua wcią\
odmawiał przywitania się z Anthonym, przerywał mu, gdy ten się odzywał, i ucinał wszelkie
próby nawiązania rozmowy. W gruncie rzeczy jedyne słowa, jakie Joshua z niejakim
entuzjazmem wypowiedział do Anthony'ego, brzmiały:  Do widzenia".
11
N egatywna reakcja Joshui na mój nowy związek była rzeczą absolutnie naturalną.
Spodziewałam się, \e syn da mi się we znaki, i nie rozczarowałam się. Nie oczekiwałam
natomiast, \e dołączy do niego George.
Anthony'emu było przykro z powodu stosunku Joshui do niego, ale moje zwierzaki to była
zupełnie inna sprawa. Próbowałam przekonać Anthony'ego, \e cudownie mieć je przy sobie,
nie było to jednak łatwe, wziąwszy pod uwagę jego dawne doświadczenia z kotami.
Potworzyca Mog była jak zwykle potworna i złośliwa, niemal jak druga Norman, a latem
1999 roku George prze\ywał psie dojrzewanie. W maju spędził kilka dni u hodowcy, bo
wyjechaliśmy z Joshuą na ferie, i wrócił do domu kompletnie odmieniony. Testosteron zaczął
w nim szaleć i błyskwjego oczach oznaczał teraz coś innego ni\ przy-milność przytulanki.
Od tamtego czasu objawiał swoją męskość w domu, podnosząc nogę, zwłaszcza w pokoju
Joshui. Skakał po moim łó\ku, zostawiając ślady brudnych łap na pościeli, opró\niał ka\dy
kosz na śmieci i gryzł jego zawartość, strasznie przy tym bałaganiąc. Domagał się, \ebym
brała go na kolana, nawet gdy pracowałam, a chocia\ wyrzucałam go
102
z sypialni w te noce, gdy był u mnie Anthony, skrobał w drzwi o trzeciej albo czwartej nad
ranem, na pró\no usiłując dostać się do środka.
Latem wpadłam na pomysł, \e  rodzinne spacery" po Heath z George'em mogą złagodzić
rosnący konflikt międzyjoshuą a Antho-nym oraz Anthonym a George'em. Jak mogłam być
a\ tak głupia? Joshua z ponurą miną wlókł się za nami, George natomiast coraz bardziej
interesował się płcią odmienną. Gdy tylko zwęszył suczkę, napinał smycz, i natychmiast po
spuszczeniu ze smyczy znikał w zaroślach i nie reagował na wołania.
- Zwykle taki nie jest - zapewniałam Anthony'ego, ale to go nie przekonywało.
Minuty mijały, a po George'u wcią\ nie było śladu. Joshua zaczynał się martwić i złościć, we
mnie rosło napięcie, a Anthony'ego, co zrozumiałe, ogarniało zniecierpliwienie.  Czy tego
psa nie powinno się wytresować?" - zapytał zirytowany, gdy w szybko zapadającym zmroku
nieobecność George'a przedłu\yła się do pół godziny.
Roześmiałam się:  wytresować"? Czy tresura psu jest rzeczywiście potrzebna? Przecie\ w
mojej rodzinie nikt nigdy nie zadawał sobie trudu, \eby tresować psa! W latach
pięćdziesiątych moi dziadkowie ze strony mamy, Laura i Phil, mieli czarnego cocker spaniela
o niepo-zostawiającym pola wyobrazni imieniu Black, który swobodnie biegał po
Cricklewood, przedmieściu północnego Londynu, gdzie wówczas mieszkaliśmy. Chocia\
zamykano go w domu przy Dicey Ave-nue, kiedy babcia wychodziła do pracy, Blackie
nieodmiennie uciekał i podą\ał za nią na przystanek autobusowy przy Cricklewood
Broadway, oddalony prawie o półtora kilometra. Po drodze przyłączały się do niego inne psy
z sąsiedztwa, kiedy więc moja elegancko ubrana babcia z utlenionymi włosami docierała do
celu, zawsze prowadziła procesję kilkunastu szczekających psów, zupełnie jak psia wersja
Szczurołapa. Blackie wskakiwał za nią do autobusu, porzucając kumpli na rzecz
niebezpieczeństw czyhających w sklepach. Poniewa\ jednak salon babci na West Endzie, w
którym projektowała i szyła ślubne
103
suknie, nie był właściwym miejscem dla zabłoconego i śliniącego się psa, wysadzała
Blackiego na jednym z przystanków przed Kilburn i zostawiała go, by w tamtych relatywnie
beztroskich czasach sam odnajdywał drogę do domu, co zawsze mu się udawało.
Blackie często wpadał do nas, a mieszkaliśmy kilka przecznic od dziadków, by odwiedzić
pudlicę Gigi. W przeciwieństwie do rasowych okazów z wywoskowanymi nogami i
pomponami w nieoczekiwanych miejscach, które widuje się na wystawach, naszą Gigi sploty
sierści pokrywały od stóp do głów. Pomimo niechlujnego wyglądu była bez wątpienia
femmefatale naszej dzielnicy. Kiedy w czasie ciecz-ki zamykano ją w domu, banda jurnych
kundli gromadziła się pod oknami i urządzała godowy koncert. Jeśli Gigi udało się wymknąć,
a udawało się niemal zawsze (najwyrazniej Blackie nauczył ją paru sztuczek), bez chwili
wahania razem z wybrankiem zabierała się do rzeczy, często na podjezdzie naszego blizniaka,
gdzie widzieli ją wszyscy sąsiedzi.
- Znowu to robi! - krzyczała z gniewem moja mama, spoglądając przez okno. Uzbrojony w
wiadro zimnej wody ojciec wychodził, by poło\yć kres zabawie, zwykle jednak pojawiał się
za pózno. Kilka miesięcy pózniej wydawała na świat dziwnie wyglądające, ale słodkie
szczenięta. Rodzice tygodniami gorączkowo musieli szukać im domów.
Kiedy miałam osiem lat, przeprowadziliśmy się z Cricklewood do obszernego mieszkania
niedaleko Baker Street na West Endzie. Siostra i ja nie miałyśmy pojęcia, \e Gigi jest bardzo
chora. W tamtym czasie uwielbiany przez nas dziadek umarł na raka płuc w wieku
pięćdziesięciu ośmiu lat; rodzice nie chcieli przekazywać nam kolejnych złych wieści,
powiedzieli więc, \e trzymanie psa w mieszkaniu byłoby nie w porządku, dlatego Gigi dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl