[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaraz po powrocie do stodoły zadzwonił do Polly, żeby
przekazać jej nowiny.
- Sarah Plensdorf! Cóż za niespodzianka! - wykrzyknęła. - No
cóż, Qwill, cieszę się, że cię wygrała. To bardzo słodka osóbka.
- Znam jÄ… tylko jako kierowniczkÄ™ biura w redakcji. Wydaje siÄ™,
że jest dość skuteczna i wykonuje pracę z przyjemnością.
Zastanawiam się nad jednym: czy stać ją na wydanie tysiąca pięciuset
dolarów?
- Na pewno ją stać. Od dawna dość hojnie wspiera bibliotekę. W
dawnych czasach Plensdorfowie zarobili fortunÄ™ na handlu tarcicÄ…;
przypuszczam, że Sarah odziedziczyła zgrabną sumkę.
- Rozumiem - odparł Qwilleran. - Wiesz coś o jej
zainteresowaniach?
- Tylko tyle, że zbiera guziki.
- Guziki! - powtórzył z niedowierzaniem. - Czy dobrze
usłyszałem?
- Tak, tak, guziki. Nie widziałeś w zeszłym roku jej kolekcji na
wystawie w bibliotece? Wasza gazeta nawet zamieściła recenzję.
- Nie widziałem wystawy ani nie czytałem recenzji - oświadczył
wyzywajÄ…co.
- A kiedy zabierasz jÄ… na kolacjÄ™?
- W poniedziałek wieczorem.
- Jeśli chciałbyś się przedtem podciągnąć z wiedzy o guzikach,
znajdziesz w bibliotece ze dwie książki na ten temat.
- Dziękuję za radę, ale... nie, nie skorzystam. Pójdę na żywioł.
Wczesne wstawanie nie leżało w jego naturze, ale w niedzielny
poranek Qwilleran opuścił dawny skład jabłek o wpół do ósmej rano i
ruszył w drogę do Kennebeck. Na obu zboczach zalesionego pagórka,
położonego na południe od miasta, pełno było samochodów,
furgonetek i półciężarówek. Ci, którzy przyjechali skoro świt, by zająć
lepsze miejsca, posilali się teraz kanapkami rozłożonymi na tylnych
klapach pojazdów. O ósmej trzydzieści wszystkie aparaty
fotograficzne były już gotowe do pstrykania.
Samochód szeryfa najpierw wspiął się powoli na wzgórze, po
czym zaczął zjeżdżać w dół po przeciwległym zboczu. Za nim
podążała ponad setka eleganckich i lekkich rowerów. Dosiadający ich
zawodnicy, ubrani w kaski, pochylali siÄ™ nad kierownicami. Qwilleran
miał nadzieję, że nie dostrzeże wśród nich zielonej koszulki
Lenny'ego z numerem 19 na plecach. Okrzyki aplauzu przywitały
zdobywców złotego i brązowego medalu, ale srebrnego medalisty nie
było nigdzie widać. Policja musiała go skutecznie uziemić: być może
był już nawet w drodze do Duluth.
Przyjemnie było patrzeć na grupę rowerzystów - do momentu, w
którym dał się słyszeć wystrzał z karabinu. Wtedy tłum nagle ucichł.
Po chwili wszyscy usłyszeli drugi strzał. Rodzice zaczęli wpychać
dzieci do samochodów.
KtoÅ› wrzasnÄ…Å‚:
- To tylko polowanie na króliki!
Mimo wszystko jadÄ…cy na czele kawalkady motocyklista
powiedział coś do telefonu komórkowego i samochód szeryfa
zawrócił.
Qwilleran pomyślał: Wszyscy są wyraznie poirytowani. Przecież
przez całe życie przyzwyczajali się do odgłosu strzelb myśliwskich. I
proszę - jakiego zamieszania może narobić morderstwo!
Wróciwszy do składu przed otwarciem tylnych drzwi zajrzał do
marynarskiego kuferka. Ku swemu zdumieniu znalazł tam karton z
napisem  Wyprodukowano na farmie «Gold Turkey». Waga 5 kg.
Przechowywać w zamrażarce, przed użyciem rozmrozić w lodówce .
Aapówa - pomyślał Qwilleran, ale w tym samym momencie
uświadomił sobie, że łapówa to złamanie zasad etyki
charakterystyczne dla wielkiego miasta. Natomiast w krainie leżącej
czterysta mil na północ od reszty świata sąsiedzi po prostu świadczą
sąsiadom pomoc i otrzymują za to sąsiedzkie wyrazy wdzięczności,
które przyjmują w dobrej wierze. Pytanie brzmiało: co z tym ptakiem
zrobić? Przypomniał sobie instrukcje Mildred, z których wynikało, że
wstępna obróbka indyka przed pieczeniem nie jest jakimś
oszałamiającym problemem, a piekarnik sam wykonuje resztę roboty.
Jeśli tylko postępować zgodnie z instrukcją, nie powinno to być
trudniejsze niż wymiana koła w samochodzie - a może nawet
łatwiejsze! Potrzebował dużego garnka z rusztem. W składzie na
jabłka były dwa takie garnki, ale miały tam inne zastosowanie.
Przez cały czas koty darły się wniebogłosy; Qwilleran zagonił je
do szafki na miotły, co pozwoliło mu na otwarcie kartonu, wyjęcie
zapakowanego w plastikowÄ… foliÄ™ indyka i wsadzenie go do
zamrażarki.
O pełnej godzinie włączył radio, spodziewając się, że PKX FM nada
sprawozdanie z wyścigu rowerowego: ilu zawodników zgłosiło się na
starcie, ilu się do tej pory wycofało i na której mili znajduje się
czołówka. Zamiast tego usłyszał zdumiewającą wiadomość:  Dziś
rano znaleziono zwłoki wędkarza śmiertelnie pogryzionego przez rój
pszczół. Według opinii lekarza, który badał zmarłego, owady
zaatakowały w takiej liczbie, że ofiara została praktycznie zaduszona.
CiaÅ‚o znaleziono w domku letniskowym należącym do «Osrodka
WÄ™dkarskiego Scottena», na brzegu Black Creek. Nie znamy na razie
innych okoliczności zdarzenia. Policja oświadczyła, że... zmarły... nie
był mieszkańcem Moose County .
W ostatnim zdaniu akcenty zostały rozłożone w sposób typowy
dla spikerów PKX FM. Chodziło o komunikat:  Spokojnie, to nikt
spośród nas .
Qwilleran poczuł nagłą potrzebę złożenia wizyty Aubreyowi
Scottenowi.
Jak zawsze, kiedy działo się coś niezwykłego, odruchowo
pragnął trzymać rękę na pulsie wydarzeń. Zatrzymał się przy
restauracji  Dimsdale Diner . Ponieważ był to niedzielny poranek,
zryty przez samochody plac parkingowy nie był wypełniony
półciężarówkami, a wokół wielkich stołów nie zasiadali jeszcze
farmerzy palący papierosy i zaśmiewający się z dowcipów. Usiadł w
kącie na jedynym stołku, który zachował nienaruszone siedzenie;
pozostałe ustawiono pod ścianą jak ponury rząd pali w rowie
przeciwczołgowym.
Qwilleran zwrócił się do półprzytomnego barmana: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl