[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Właśnie to robię - odparł. Wargi Saksa przesuwały się powoli
po twarzy Madeline. Kaptur poncza zsunął się jej z głowy i opadł na
plecy. Wargi Saksa drażniły czoło i policzki. Zęby delikatnie gryzły
ucho.
- Nie tak. - Madeline ujęła w dłonie twarz Saksa. - Pocałuj mnie
naprawdę.
Kiedy spełnił prośbę, znów mocno go objęła i rozchyliła usta.
Saks przeciągał palcami po mokrych kosmykach. Wargi Madeline,
zimne od deszczu, rozgrzały się szybko.
Od horyzontu było słychać grzmoty, wiatr wzmógł się jeszcze, a
deszcz nie przestawał padać. Madeline nie wiedziała, co się wokół
dzieje. Poddała się ogarniającej ją namiętności.
Czuła się tak, jakby tonęła. Tym razem jednak nie chciała być
uratowana. Byli tak blisko siebie, że nawet wiatr nie mógł ich
rozdzielić. Nie zważając na głos rozsądku i resztki samokontroli, Saks
namiętnie całował Madeline. Wiedział, że jeśli nie będzie się z nią
kochał, chyba straci zmysły.
Była niezadowolona z jego opanowania. Wykazywał zbyt wiele
cierpliwości. Nie miała pojęcia, jak dużo go to kosztuje. Liczył tylko
na zwykłą seksualną przyjemność, a miał przedsmak namiętnych
uniesień. Po raz pierwszy w życiu odczuwał ból niespełnienia. Wrzała
w nim krew. Uderzała do głowy i mąciła rozum. Udało mu się
70
Anula
ous
l
a
and
c
s
rozchylić ponczo. Wsunął ręce pod sweterek i ujął w dłonie piersi
Madeline.
Napięła całe ciało. Raz po raz, jak w transie szeptała jego imię.
Saksowi przeszkadzała długa koszulka, wetknięta w dżinsy Madeline.
Szarpnął za dekolt i jednym ruchem rozdarł bawełnianą tkaninę.
Przy potężnie zbudowanym Saksie wydawała się bardzo drobna
i wiotka. Pod palcami wyczuwał szybkie bicie jej serca. Pożądał jej
coraz bardziej. Przed oczyma miał już obrazy tak samo niebezpieczne
jak wzburzony ocean, z którego ją wyratował..
Saks uzmysłowił sobie, że może zaraz posiąść Madeline. Tutaj,
wśród skał, nie zważając na sztorm, rzuci ją na twardy, mokry piasek i
zanim zorientuje się, co się stało, będzie już głęboko w niej.
To było takie łatwe. I: piekielnie kuszące. W równym jednak
stopniu zupełnie niewłaściwe.
Saks był człowiekiem z zasadami. Uważał, że kochanie się
powinno być aktem absolutnie doskonałym i dobrowolnym. Czymś,
czego nie wolno ani wymuszać, ani przyspieszać.
Oderwał wargi od ust Madeline. Intensywność, z jaką pożądał tej
dziewczyny, wstrząsnęła nim do głębi.
- Saks? - Madeline powoli otworzyła oczy. Były nadal
półprzytomne i pełne namiętności. - Nie rozumiem dlaczego...
Odsunął ją od siebie.
- Do tego są potrzebne dwie osoby.
- Przecież..
71
Anula
ous
l
a
and
c
s
Dłonią zasłonił usta Madeline, powstrzymując ją od dalszych
pytań. Potem zebrał poły poncza. Przypomniawszy sobie o rozdartej
koszulce, z niezadowoleniem zmarszczył brwi. Jeszcze nigdy przy
kobiecie nie był tak brutalny.
- Przepraszam, że podarłem ci koszulkę - powiedział. Madeline
wzruszyła lekko ramionami.
- Nic się nie stało. Mogę kupić sobie nową.
Saks przeciągnął palcami po włosach, Był speszony.  Zwykle
tak się nie zachowuję. Nigdy jeszcze nie zdzierałem ubrania z kobiety.
Teraz go zaskoczyła.
- No to jesteśmy kwita. Boja zawsze marzyłam, aby jakiś
mężczyzna tak właśnie ze mną postąpił. - Położyła dłoń na ramieniu
Saksa. - Jeśli mnie teraz nie dotkniesz, to chyba zaraz zwariuję.
Ze wszystkich sił pragnął tej dziewczyny. Było to doznanie
zdumiewające, gdyż od dawna na nikim ani na niczym mu nie
zależało. To, że Madeline też go pożąda, okazało się zaskoczeniem.
Jeśli w najbliższym czasie sztorm nie ustąpi i odwiezienie jej na ląd
będzie niemożliwe, stanie się to, czego oboje tak bardzo pragną. I za
co oboje zapłacą.
Za wszystko płaci się bowiem jakąś cenę. I niczego nie
otrzymuje się za darmo. O tym wszystkim Saks zdążył się już
przekonać na własnej skórze.
- Zwariujesz nie tylko ty. - Naciągnął kaptur na mokre włosy
Madeline. Własnej głowy nie osłonił. Chciał, żeby chłodził ją zimny
deszcz. - Syreno, nie jestem facetem, którego stać na szlachetne gesty.
72
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Saks nie wytrzymał i dotknął lekko jej policzka. - O, takie na
przykład jak właśnie ten.
Madeline uznała, że lepiej milczeć. Szli obok siebie skalistym
brzegiem morza, po piasku pokrytym skorupkami muszli.
- Pójdę na górę i wywołam film, który wczoraj zrobiłem -
oznajmił Saks, gdy znalezli się w przytulnym i suchym wnętrzu
latarni. - Mam nadzieję, że coś niecoś nam wyjaśni. Rzuci jakieś
światło na całą sprawę.
- Mogę iść z tobą?
Spojrzał ze zdziwieniem i wzruszył ramionami.
- Jak chcesz.
Nie było to szczególnie miłe zaproszenie, ale także niebyła to
odmowa. Madeline postanowiła brać wszystko, co zechce jej dać ten
fascynujący mężczyzna. Powiesiła ponczo obok jego kurtki i poszła za
nim schodami.
Na podeście pierwszego piętra oznajmiła:
- Pójdę po ręcznik, żeby wytrzeć włosy.
- Rób co chcesz - mruknął.
Zła na siebie za to, że zainteresowała się tak gburowatym
indywiduum, Madeline weszła do łazienki. Wzięła brązowy ręczniki
zaczęła energicznie wycierać włosy, starając się nie pamiętać, co
sprawiło, że zmokły.
Zciągnęła sweterek przez głowę, zrzuciła podartą koszulkę a
właściwie stary podkoszulek Saksa, i ubrała się ponownie Po raz
73
Anula
ous
l
a
and
c
s
pierwszy w życiu była wdzięczna losowi za to, że obdarzył ją małym
biustem. Nie potrzebowała biustonosza
Trzymając w ręku strzępy koszulki, wracała pamięcią do sceny
znad brzegu morza. Poddała się namiętności tak silnej jak nigdy
przedtem. A teraz pozostały tylko skrupuły. Wstyd że tak się
roznamiętniła.
Powinnam oprzytomnieć, uznała Madeline. Ze względu na
okoliczności. Tkwiła na odludziu, niemal zamknięta w latarni
morskiej sam na sam z mężczyzną, który jej pragnął, a zarazem był za [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl