[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kartki, na której miał zapisany jej numer.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Daniel rzucił się, żeby
odebrać.
- Międzynarodowe Projekty Wodne Stephensa, słucham?
W słuchawce usłyszał kobiecy głos mówiący z amerykańskim
akcentem.
- To ty, Danielu? Z tej strony Rebeka Valentine. To znaczy już
Rebeka Tucker. Twoja kuzynka.
Daniel musiał szybko poszperać w pamięci, by umiejscowić
kolejną kuzynkę na wirtualnym drzewie genealogicznym.
Przypomniał sobie, że Stephanie zawsze z czułością opowiadała o
swojej przyjaciółce.
- Cześć, Rebeko. Co słychać?
- Dziękuję, wszystko w porządku. Jest Stephanie?
- Przykro mi, ale nie. Kilka dni temu poleciała do Kolorado.
Po drugiej stronie słuchawki na dłuższą chwilę zapadła
niepokojąca cisza.
- Powiedz, że żartujesz! - Głos kuzynki wyraznie drżał.
Chciałbym, pomyślał Daniel.
111
RS
- Nie. Jej ojciec niedawno zmarł i musiała pojechać załatwić
formalności.
- Proszę, powiedz, że nie pojechała sama.
Poczucie winy ścisnęło go za gardło.
- Niestety, sama - odpowiedział cicho.
- To straszne, Danielu. Ktoś musi z nią teraz być. Ona nie może
sama tam wejść.
Daniel zacisnął palce na słuchawce.
- Gdzie wejść? Do rodzinnego domu? Dlaczego?
- W tym domu przydarzyło się jej coś strasznego. Nie wiem co,
bo nigdy o tym nie chciała opowiadać. Sam wiesz, jaka jest skryta.
Ale z tego, co powiedziała, zrozumiałam, że ojciec bardzo ją
skrzywdził. Nienawidziła Randolpha i jego domu.
- A ja myślałem... - wyszeptał Daniel i poczuł, jak robi się mu
słabo.
Cały czas obwiniał jej byłego chłopaka, a wyglądało na to, że
blizny, łzy i koszmary spowodowane były wydarzeniami, które
rozegrały się w rodzinnym domu Stephanie.
Dopiero teraz zrozumiał, że mała dziewczynka, o której mu
opowiadała, to ona sama. Tak, Stephanie nie prosiła, żeby pojechał z
nią do Ameryki, bo cierpiała z powodu śmierci ojca. Po prostu bała się
stanąć sama w miejscu, gdzie przeżyła coś okropnego.
- O Boże! - jęknął. - Jestem skończonym głupcem. Powinienem
z nią jechać.
- Więc jedz teraz, Danielu. Jeśli zależy ci na niej, leć jak
najszybciej do Ameryki. Ona cię potrzebuje.
112
RS
Daniel już to rozumiał. Wiedział, że mu zależy na Stephanie i że
ją kocha. Ta myśl była wstrząsająca, ale prawdziwa. Daniel Stephens,
nieczuły twardziel bez serca, kochał z całych sił najcudowniejszą
kobietę na ziemi.
Odłożył słuchawkę i odetchnął głęboko.
Musiał jak najszybciej dostać się na lotnisko.
113
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Nie dam rady, pomyślała Stephanie.
Leżała na łóżku w przydrożnym hotelu i beznamiętnym
wzrokiem wpatrywała się w padający za oknem śnieg, który miękką
warstwą pokrywał cały świat. Nie miała nawet siły ruszyć się i
włączyć ogrzewanie.
Obok niej leżała teczka pełna różnych dokumentów. Przeczytała
je wszystkie i była gotowa na załatwienie wszelkich formalności.
Skontaktowała się nawet z domem aukcyjnym, który przyjął zlecenie
na skatalogowanie kolekcji Randolpha. Wiedziała, że nie może
opuścić Kolorado, dopóki wszystko nie zostanie zamknięte.
Westchnęła ciężko. Drugi dzień przeskakiwała bezmyślnie po
kanałach telewizyjnych, ale nadal nie nabrała odwagi do odwiedzenia
domu w Littleton.
Ostatni obrzydliwy i podstępny atak Randolpha przyniósł
oczekiwany skutek. Wyczerpana emocjonalnie Stephanie nie była w
stanie odzyskać energii.
- Zabiłeś moją matkę - wyszeptała. - Ale ze mną ci się nie uda.
Przymierzyła się do wstania z łóżka, ale szybko zrezygnowała.
Pomyślała, że może następnego dnia będzie silniejsza. Odwróciła
głowę i dalej przyglądała się płatkom śniegu leniwie opadającym na
dachy samochodów zaparkowanych przed hotelem.
Kiedy zadzwonił telefon, podskoczyła. Przez ułamek sekundy
pomyślała, że to Daniel. Zaraz jednak skarciła się za głupie pomysły.
114
RS
Daniel zapewne wyprowadził się już z mieszkania w  Bella Lucii". I
tak będzie lepiej dla nich obojga.
To pewnie pan Whittier, pomyślała, ale nie miała ochoty z nim
teraz rozmawiać.
Kilka minut pózniej ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam? - rzuciła, nie ruszając się z łóżka.
- Otwórz i sama zobacz.
Serce podskoczyło jej do gardła. Był tylko jeden mężczyzna,
który miał tak nieprawdopodobny tembr głosu. Daniel? Tu, w
Kolorado? Myśli kłębiły się w jej głowie. Co on tu robi? Czy coś się
wydarzyło w Londynie?
Pomyślała, że bez względu na powód jego przyjazdu spotkanie z
nim będzie dla niej kolejnym ciosem. A wiele już nie wytrzyma.
Z niepokojem podeszła do drzwi i otworzyła je. Na widok
Daniela serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
- Co ty tu robisz?
Przeklęła się w myślach za drżący głos. Skrzyżowała ręce na
piersi i zablokowała wejście. Nie miała ochoty wpuszczać go do
środka.
Daniel łagodnie przesunął ją na bok i wszedł do pokoju.
- Popełniłem wielki błąd i chcę cię prosić o wybaczenie.
Podeszła do okna, a on stanął za nią. Modliła się w duchu, żeby jej nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl