[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed uderzeniami Kristin, która tłukła go piąstkami w napadzie kobiecej furii.
- Ty palancie! - krzyczała. - Okłamałeś mnie! Okłamałeś! Powiedziałeś, że mnie kochasz! Po-
wiedziałeś, że jestem jedyna! Powiedziałeś, że zawsze będziesz się mną opiekował! Dokąd ja mam te-
raz pójść? Ha? Dokąd?
- Możesz wrócić do domu - podsunęłam cicho. To zwróciło jej uwagę. Przestała bić Randy'e-
go po to, żeby na mnie spojrzeć.
- Nie, nie mogę. - Pociągnęła nosem. - Tata mnie wyrzucił.
- Jest gotów przyjąć cię z powrotem - wyjaśniłam. - A przy najmniej był gotów, kiedy z nim
dziś rano rozmawiałam.
- Rozmawiałaś z moim tatą? - spytała Kristin, jakby nie śmiała w to uwierzyć.
- Jeśli jesteś tą Kristin Pine z Brazil w stanie Indiana - powiedziałam - to tak. Prawdę mówiąc,
tata odetchnął z ulgą, kiedy zadzwoniłam. Martwili się o ciebie z mamą. No cóż, kto by się nie mar-
twił - dodałam, zerkając na pana Whiteheada seniora - o swoją piętnastoletnią córkę, która uciekła z
domu?
- Chryste - jęknął Randy senior, jeszcze głębiej chowając twarz w dłoniach.
- Skąd... Skąd wiedziałaś? - szepnęła Kristin, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. - Jak
się nazywają moi rodzice? Jak ja się nazywam?
- To  dziewczyna od pioruna - wyjaśnił krótko Rob. Zerknęłam w jego stronę. Nie powie-
działabym, że mówił to z jakąś wyjątkową goryczą ani nic. Ale z zachwytem też nie. Sie dział na swo-
im krześle i sprawiał wrażenie, że tylko obserwuje rozgrywającą się wokół niego dramatyczną scenę.
Wydawał się niemal spokojny. No cóż, przynajmniej bardziej niż ktokolwiek z pozostałych osób w
gabinecie.
A przynajmniej dopóki Randy Whitehead senior nie odezwał się do mnie śmiertelnie spokoj-
nym tonem:
- Dziewuszko, pożałujesz tego. Wiem, że zrobiłaś to, żeby zemścić się na moim chłopaku za
to, co zrobił siostrze twoje go przyjaciela. Ale że wciągnęłaś w to te wszystkie dziewczyny i policję...
Tego pożałujesz.
Teraz Rob zupełnie przestał wyglądać spokojnie. Pochylił się na swoim krześle i powiedział:
- Przepraszam, czy pan jej grozi?
- O, możesz być pewien jak jasna cholera, że grożę - oświadczył Randy senior. - Jej. Tobie. Jej
rodzicom. To wojna, dziewuszko. Tym razem nadepnęłaś na odcisk niewłaściwej osobie.
- Nie sądzę - stwierdziłam. - Już wyjaśniam, dlaczego. Jedyna osoba, która dzisiaj pójdzie sie-
dzieć, to pana syn. Jeśli cokolwiek stanie się mnie albo mojej rodzinie, dołączy pan do syna w pudle.
%7łeby nie użyć brzydszego określenia.
Randy senior popatrzył na mnie.
- O czym ty mi tu, u diabła, opowiadasz?
- No cóż, jako właściciel i zarządca kompleksu apartamentów Fountain Bleu jest pan przecież
odpowiedzialny za nadzór nad tym osiedlem, włącznie z odpowiedzialnością za tych, którzy zarządza-
ją nim na bieżąco... Czyli, za pana syna, Randy'ego, który, jak wszyscy wiemy, wykorzystał swoją po-
zycję w firmie, żeby bezprawnie dawać tam schronienie dziewczynom, które uciekały z domu, a po-
tem filmował je w trakcie uprawiania seksu. - Siedzącej obok mnie Kristin wyrwał się szloch. - Przy
kro mi - powiedziałam w jej stronę przepraszającym tonem.
- Nie ma za co - odparła, pociągając nosem. Mówiłam dalej:
- To oczywiste, że można panu postawić zarzuty kryminalnej i cywilnej natury. Znalazł się
pan w bardzo delikatnej sytuacji.
Pan Whitehead senior wytrzeszczył na mnie oczy.
- Co ty mi, tak konkretnie, chcesz powiedzieć? Proponujesz mi jakiś układ?
Znów rozległ się brzęczyk.
- Panie Whitehead. - W głosie Thelmy słychać było napięcie. - Nie wiem, jak długo ci pano-
wie z policji zgodzą się jeszcze czekać...
Randy senior rzucił błagalne spojrzenie w stronę Just For Men i jego kolesia.
- Idzcie tam - powiedział. - I zróbcie co się da, żeby ich przetrzymać.
Just For Men pokiwał głową.
- Zrobi się - zameldował. I obaj wyszli. Randy senior spojrzał na mnie.
- No dobrze. To o jakiej konkretnie umowie tutaj rozmawia my?
- Och, umowa nie dotyczy pana syna - powiedziałam szybko. - Ale jeśli chodzi o pana... No
cóż, wiem, że jest pewna nieruchomość, którą pan się interesuje, szkoła podstawowa Pine Heights.
Pan Whitehead spojrzał na mnie przez zmrużone powieki.
- Zgadza się. Byłaś wczoraj wieczorem na posiedzeniu rady dzielnicy. Randy powiedział, że
to tam cię spotkał.
- Dokładnie tak. Planuje pan przerobić szkołę na mieszkania na wynajem. Jeśli zgodzi się pan
zarzucić ten plan i wesprzeć, sporą dotacją finansową, projekt utworzenia tam alternatywnej szkoły
średniej, to moim zdaniem uda nam się wypracować taki kompromis pomiędzy zwaśnionymi strona-
mi, który nie zaprowadzi pana do więzienia ani do sądu cywilnego.
Randy Whitehead senior nadal się na mnie gapił. Jego syn też. I Rob. W sumie, jedyna osoba
w tym pokoju, która się na mnie nie gapiła, to Kristin, a nie gapiła się dlatego, że przeglądała się wła-
śnie w lusterku puderniczki i starannie ścierała rozmazany tusz, który spłynął jej ze łzami na policzki.
- A ile dokładnie - odezwał się Randy senior - miałaby wy nieść ta dotacja?
- Och, niewiele - stwierdziłam. - Przynajmniej dla człowieka z pańskim majątkiem. No i je-
stem pewna, że mógłby pan sobie odpisać darowiznę od podatku.
Głos miał zimny.
- Ile. Konkretnie.
- Myślę, że trzy miliony dolarów wystarczą - oznajmiłam. Przycisk do papierów znów trzasnął
o biurko. Kristin podskoczyła i lekko jej się czknęło.
- Wykluczone! - ryknął Randy senior. - Nie ma mowy! Za kogo ty się uważasz? Mam przyja-
ciół w tym mieście, dziewuszko. Zaryzykuję sprawę w sądzie! Zapłacę, komu będzie trzeba! Ja...
Rob wstał. Był taki wysoki i miał takie szerokie ramiona, że zdawał się zajmować zadziwiają-
co wiele miejsca w tym wielkim pokoju.
- Zrobi pan - powiedział swoim niskim, cichym głosem - to, co ona panu każe.
I wtedy Randy Whitehead senior popełnił błąd. Spojrzał Robowi w twarz i się roześmiał.
- Tak?! - wrzasnął. - Albo niby co?
W ułamku sekundy Rob na wpół wyciągnął pana Whiteheada zza biurka i docisnął przycisk
do papieru w kształcie kuli golfowej do jego arterii szyjnej.
- Albo cię zabiję - odparł Rob, nie zmieniając tonu głosu. A wtedy Randy senior popełnił ko-
lejny błąd. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl