[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykrywając zwłoki Tabby.
Gideon usiłował przekonać Hope, że może zostać w domu, ale to mu się
nie udało. Uparła się, że będzie mu towarzyszyć.
- Zabiła ją kula, która trafiła w czoło. Druga ominęła serce i wylądowała
w kręgosłupie.
Hope zbladła. Nigdy dotąd nikogo nie zabiła, ale nie czuła wyrzutów
sumienia. Tabby to jedna z najpodlejszych istot, jakie w życiu spotkali. Nie
zasługiwała na miejsce na ziemi.
- Co takiego chcieliście mi pokazać? - zapytał Gideon.
Nienawidził tego miejsca. Mógłby tu spędzić całe lata, a i tak nie udałoby
mu się odesłać do wiecznego spokoju wszystkich pokutujących tutaj dusz.
Lekarz sądowy delikatnie odwrócił ciało.
- Nigdy nie widziałem niczego podobnego. Najpierw sądziłem, że to
tatuaż, tymczasem to jakieś szczególne znamię. Sierp księżyca pod łopatką
kobiety jest absolutnie doskonały. I ma niezwykły kolor. Pomyślałem, że taki
znak szczególny może się przydać do identyfikacji zwłok.
- 183 -
S
R
Gideon zastygł jak posąg, wpatrzony w półksiężyc. Znał ten kształt i
kolor.
- Do jasnej cholery - wymamrotał.
- Co się stało? - spytała Hope.
Gideon skoczył do drzwi i wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Tabby mówiła oni". Bała się o własne życie, gdyby jej się nie udało
mnie zabić. Miała prawo się bać. Nic dziwnego, że chciała też dopaść Echo.
- Raintree, na miłość boską, przestań mówić zagadkami!
Nie uzyskał połączenia. Zaklął, gdy znalezli się w pełnym słońcu.
- Nazywa się Tabby Ansara. Myśleliśmy, że są pokonani.
Zdziesiątkowani i bezsilni. To wszystko zmienia.
Kiedy okrążali budynek w poszukiwaniu lepszego pola zasięgu, telefon
nagle zadzwonił. Gideon usłyszał jedynie szumy i trzaski.
To był Dante. Nie słyszał go wyraznie, ale wyłapał dwa słowa, które mu
wszystko powiedziały.
Ansara.
Dom.
Zwrócił się do Hope. Kochał ją i chociaż nie znosiła sposobu, w jaki
usiłował ją chronić, tym razem nie narazi jej na niebezpieczeństwo. Mowy nie
ma.
- Muszę natychmiast pojechać do domu. Do kolebki naszego rodu.
Na jej twarzy odmalowała się troska, błękitne oczy wpatrywały się w
niego z uwagą. Czy już jej powiedział, jak bardzo mu się podobają te oczy?
Jeszcze nie. Zrobi to, gdy wróci. Ma jej jeszcze wiele do powiedzenia.
- Jadę z tobą - oznajmiła.
- Nie.
- Co ma znaczyć?
- 184 -
S
R
- Czekają nas tam poważne kłopoty. - Niewyobrażalne. Nie umiałby jej
wyjaśnić, nawet gdyby próbował. - Chcę zapewnić tobie i Emmie bez-
pieczeństwo.
- Mam broń - wtrąciła. - I umiem się nią posługiwać.
Jak jej wyjaśnić, że w nadchodzącej walce pistolety będą całkowicie
bezużyteczne?
- Zostań. Bardzo cię o to proszę.
Westchnęła i zaakceptowała polecenie, choć sprawiło jej to kłopot.
- Zadzwoń, gdy tylko znajdziesz się na miejscu.
- Zrobię to. - Jeśli tylko będę mógł.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mnie zabrać ze sobą - narzekała. -
Opowiedziałeś mi o swojej rodzinie. Nie masz chyba nic więcej do ukrycia. - A
w oczach odczytał niewypowiedziane pytanie: A może jest coś jeszcze?
Ujął jej twarz w dłonie.
- Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że aż mnie to przeraża. Nie
spodziewałem się, że będę w stanie zakochać się bez pamięci, a jednak stało się
to tak błyskawicznie, że aż mi się w głowie kręci. To ważne, żebyśmy mieli
prawdziwą szansę na szczęście. Pewnego dnia zabiorę cię do mojego
rodzinnego domu - przyrzekł. - Ale jeszcze nie dzisiaj.
- Nie rozumiem - szepnęła.
- Wiem i bardzo cię przepraszam. Pocałował ją i wskoczył do samochodu.
- Niech Charlie cię podrzuci do domu. Zadzwonię najszybciej, jak się da.
Zostawił Hope na parkingu. Wiedział, że nie nawykła do czekania, ale był
pewien, że będzie na niego czekała. Pod tym względem nie miał żadnych
wątpliwości.
Dzisiaj było letnie przesilenie. Nic nie jest dziełem przypadku. Zamach na
Echo i na niego nie były przypadkowe. Ansarowie chcą zdobyć Sanktuarium,
chcą posiąść jego nadprzyrodzoną moc.
Niedoczekanie.
- 185 -
S
R
Nadejdzie taki dzień, gdy jego żona i córka odkryją piękno i potęgę
kryjące się w rodowej ziemi, w miejscu, które wszyscy z klanu Raintree
określali mianem Sanktuarium. Obowiązkiem Gideona była ochrona tego
miejsca za wszelką cenę, tak jak chronił Hope i Emmę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
przykrywając zwłoki Tabby.
Gideon usiłował przekonać Hope, że może zostać w domu, ale to mu się
nie udało. Uparła się, że będzie mu towarzyszyć.
- Zabiła ją kula, która trafiła w czoło. Druga ominęła serce i wylądowała
w kręgosłupie.
Hope zbladła. Nigdy dotąd nikogo nie zabiła, ale nie czuła wyrzutów
sumienia. Tabby to jedna z najpodlejszych istot, jakie w życiu spotkali. Nie
zasługiwała na miejsce na ziemi.
- Co takiego chcieliście mi pokazać? - zapytał Gideon.
Nienawidził tego miejsca. Mógłby tu spędzić całe lata, a i tak nie udałoby
mu się odesłać do wiecznego spokoju wszystkich pokutujących tutaj dusz.
Lekarz sądowy delikatnie odwrócił ciało.
- Nigdy nie widziałem niczego podobnego. Najpierw sądziłem, że to
tatuaż, tymczasem to jakieś szczególne znamię. Sierp księżyca pod łopatką
kobiety jest absolutnie doskonały. I ma niezwykły kolor. Pomyślałem, że taki
znak szczególny może się przydać do identyfikacji zwłok.
- 183 -
S
R
Gideon zastygł jak posąg, wpatrzony w półksiężyc. Znał ten kształt i
kolor.
- Do jasnej cholery - wymamrotał.
- Co się stało? - spytała Hope.
Gideon skoczył do drzwi i wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Tabby mówiła oni". Bała się o własne życie, gdyby jej się nie udało
mnie zabić. Miała prawo się bać. Nic dziwnego, że chciała też dopaść Echo.
- Raintree, na miłość boską, przestań mówić zagadkami!
Nie uzyskał połączenia. Zaklął, gdy znalezli się w pełnym słońcu.
- Nazywa się Tabby Ansara. Myśleliśmy, że są pokonani.
Zdziesiątkowani i bezsilni. To wszystko zmienia.
Kiedy okrążali budynek w poszukiwaniu lepszego pola zasięgu, telefon
nagle zadzwonił. Gideon usłyszał jedynie szumy i trzaski.
To był Dante. Nie słyszał go wyraznie, ale wyłapał dwa słowa, które mu
wszystko powiedziały.
Ansara.
Dom.
Zwrócił się do Hope. Kochał ją i chociaż nie znosiła sposobu, w jaki
usiłował ją chronić, tym razem nie narazi jej na niebezpieczeństwo. Mowy nie
ma.
- Muszę natychmiast pojechać do domu. Do kolebki naszego rodu.
Na jej twarzy odmalowała się troska, błękitne oczy wpatrywały się w
niego z uwagą. Czy już jej powiedział, jak bardzo mu się podobają te oczy?
Jeszcze nie. Zrobi to, gdy wróci. Ma jej jeszcze wiele do powiedzenia.
- Jadę z tobą - oznajmiła.
- Nie.
- Co ma znaczyć?
- 184 -
S
R
- Czekają nas tam poważne kłopoty. - Niewyobrażalne. Nie umiałby jej
wyjaśnić, nawet gdyby próbował. - Chcę zapewnić tobie i Emmie bez-
pieczeństwo.
- Mam broń - wtrąciła. - I umiem się nią posługiwać.
Jak jej wyjaśnić, że w nadchodzącej walce pistolety będą całkowicie
bezużyteczne?
- Zostań. Bardzo cię o to proszę.
Westchnęła i zaakceptowała polecenie, choć sprawiło jej to kłopot.
- Zadzwoń, gdy tylko znajdziesz się na miejscu.
- Zrobię to. - Jeśli tylko będę mógł.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mnie zabrać ze sobą - narzekała. -
Opowiedziałeś mi o swojej rodzinie. Nie masz chyba nic więcej do ukrycia. - A
w oczach odczytał niewypowiedziane pytanie: A może jest coś jeszcze?
Ujął jej twarz w dłonie.
- Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że aż mnie to przeraża. Nie
spodziewałem się, że będę w stanie zakochać się bez pamięci, a jednak stało się
to tak błyskawicznie, że aż mi się w głowie kręci. To ważne, żebyśmy mieli
prawdziwą szansę na szczęście. Pewnego dnia zabiorę cię do mojego
rodzinnego domu - przyrzekł. - Ale jeszcze nie dzisiaj.
- Nie rozumiem - szepnęła.
- Wiem i bardzo cię przepraszam. Pocałował ją i wskoczył do samochodu.
- Niech Charlie cię podrzuci do domu. Zadzwonię najszybciej, jak się da.
Zostawił Hope na parkingu. Wiedział, że nie nawykła do czekania, ale był
pewien, że będzie na niego czekała. Pod tym względem nie miał żadnych
wątpliwości.
Dzisiaj było letnie przesilenie. Nic nie jest dziełem przypadku. Zamach na
Echo i na niego nie były przypadkowe. Ansarowie chcą zdobyć Sanktuarium,
chcą posiąść jego nadprzyrodzoną moc.
Niedoczekanie.
- 185 -
S
R
Nadejdzie taki dzień, gdy jego żona i córka odkryją piękno i potęgę
kryjące się w rodowej ziemi, w miejscu, które wszyscy z klanu Raintree
określali mianem Sanktuarium. Obowiązkiem Gideona była ochrona tego
miejsca za wszelką cenę, tak jak chronił Hope i Emmę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]