[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lauren położyła dłoń na brzuchu.
- Chociaż teraz znowu zaczęłam się martwić - dodała. - Co, jeśli przekazałam ten
gen naszemu dziecku?
Jason odrzekł z ogromną powagą:
- Ty jesteś świadoma. Ja jestem tego świadomy. Będziemy się przyglądać i poma-
gać dzieciakowi, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Zcisnął dłoń żony, ciesząc się z tego, że czuje pod kciukiem jej puls. A może było
to bicie jego własnego serca, kiedy poczuł dotyk jej jedwabistej skóry? - pomyślał.
- Cholera, historia mojej rodziny pełna jest diabetyków, a moja siostra ma dyslek-
sjÄ™. Niewiele jest rodzin z czystÄ… kartÄ… medycznÄ….
Aza potoczyła się po jej policzku.
- Potrafisz być tak cudownie logiczny i słodki zarazem - powiedziała.
- SÅ‚odki? To dla mnie coÅ› nowego.
- Hej, mówię poważnie...
Oswobodziła palce i ujęła jego twarz w dłonie.
R
L
T
- Skądś wiedziałeś dokładnie, co należy powiedzieć. Wiem też, że mówiłeś szcze-
rze.
- Jeszcze tego ranka mówiłaś mi, że jestem prawdziwym człowiekiem reklamy,
który potrafi sprzedać każdy produkt.
Nie był pewien, dlaczego wymachuje przed nią czerwoną płachtą, skoro dopiero co
zobaczyła w nim coś wartościowego. Odkąd to, pomyślał, lubi się podkładać?
I w tym momencie zrozumiał. Lauren była dla niego zbyt ważna, żeby nie być wo-
bec niej absolutnie szczerym. Czy to możliwe, przebiegło mu przez głowę, że pragnie od
niej czegoś więcej, niż tylko tej jednej nocy poślubnej?
Lauren pieściła delikatnie jego twarz.
- Może po prostu zaczynam ufać swojej intuicji, a ona podpowiada mi, że jesteś
dobrym człowiekiem.
Przycisnęła usta do jego ust.
Zagłębiła palce w jego włosach, a on przechylił głowę, żeby pełniej oddać pocału-
nek. Dotyk jej warg rozniecił ledwie przygaszony ogień. Jason pragnął jej, a nawet ma-
rzył o tym, że z nią jest, od czasu pamiętnego wieczoru w jej biurze. Choć właśnie roz-
poczynał nową, wymagającą pracę, nikt nie przyciągał jego uwagi bardziej niż ona.
Lauren uśmiechnęła się do jego ust na sekundę przed tym, jak cofnęła głowę. Ten
pocałunek nie był zaproszeniem do jej łóżka, ale stanowił krok we właściwym kierunku.
- Dobranoc, Jasonie - szepnęła, po czym ułożyła się z powrotem na swoim fotelu.
Zamknęła oczy i w ciągu sekundy już spała.
Jason zaś, z drugiej strony, nie zmrużył oka. Był tak zajęty przekonywaniem jej do
zaręczyn i wkradaniem się w jej łaski, że zapomniał, że najtrudniejsze jest jeszcze przed
nim.
Trzeba było sprawić, żeby jej obrączka pozostała na miejscu.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Lauren nie wiedziała, czy uda się jej tak po prostu wrócić do dawnego życia. Przy-
siadła na brzegu materaca, samotna w swoją noc poślubną, a w każdym razie w tę jej
część, która jeszcze pozostała. Do czasu, aż wynajęty samolot wylądował, a Jason przy-
wiózł ją do domu, słońce walczyło już o swoje miejsce na nieboskłonie, malując go w
odcienie żółci i pomarańczy.
Dziwny był to pierwszy dzień miesiąca miodowego. %7ładne z nich nie mogło sobie
pozwolić na opuszczenie pracy. Oboje walczyli o swoje kariery. Zmieszne wydało się
Lauren, że chce czegoś więcej.
Otworzyła skrzypiące drzwi do pokoju, mieszczącego się obok głównego aparta-
mentu. Był pusty. Podłogi z litego drewna, zawiłe gzymsy i kilka pudeł. Pomieszczenie
to stanowiłoby idealny pokój gościnny.
Następne pomieszczenie - podobnie puste - miało wysokie sklepienie, które aż
prosiło się o to, żeby Lauren swoimi wprawnymi dłońmi namalowała tam anioły i prze-
znaczyła je na pokój dziecięcy. Przełykając z trudem, zamknęła za sobą drzwi.
Pozostała jeszcze jedna sypialnia. Lauren otworzyła drzwi. Za nimi zastała po-
mieszczenie umeblowane, choć skąpo. Stał tam wiśniowy stolik z nowoczesnym kompu-
terem oraz podłączonym do niego biurowym urządzeniem wielofunkcyjnym. Splot kabli
prowadził do listwy w podłodze.
Promienie słoneczne coraz gęściej padały przez szyby. Lauren potrzebowała snu,
jeśli nie dla siebie, to dla dziecka. Obróciła się na obcasie...
I zatrzymała jak wryta, gdy jej uwagę przyciągnął rysunek wiszący na ścianie.
Niemożliwe, pomyślała. Cofnęła się z powrotem do pokoju, aż zobaczyła go wyraznie.
W ramce naprzeciwko biurka wisiał rysunek piórkiem, przedstawiający łódz żaglową,
który został wykorzystany przy kampanii wody kolońskiej, rysunek jej autorstwa.
Drżącą dłonią powiodła po krawędziach obrazu, przypominając sobie, jak Jason
wyszedł z biura bez słowa i nie zadzwonił przez cztery miesiące. Przypomniała sobie, jak
wyrzuciła go za drzwi.
R
L
T
Czy to możliwe, zastanowiła się, że myślał o niej równie często, jak ona marzyła o
nim?
Pózniej tego samego dnia, na sali posiedzeń Maddox Communications, Jason nadal
nie zbliżył się do rozwiązania zagadki, jak zatrzymać Lauren w San Francisco. Bawił się
piórem na rozległym, owalnym, akrylowym stole, przechylając się to w jedną, to w drugą
stronę na czerwonym skórzanym fotelu.
Jego kolega, Gavin Spencer, popatrzył na kołyszące się pióro i uniósł brew.
Jason zamarł. Poczuł się jak dziecko przyłapane na podjadaniu słodyczy, tylko
dlatego że chciał być w domu ze swoją świeżo poślubioną żoną.
Brock przerzucił ostatni obraz swojej prezentacji w programie, po czym odwrócił
się z powrotem w stronę stołu.
- To by było na tyle - powiedział, następnie zwrócił się do swojej asystentki, Elle
Linton: - Prześlesz wszystkim specyfikację do projektu?
Elle pokiwała głową o brązowych, bezpretensjonalnie upiętych włosach.
- Zrobi się, panie Maddox. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Lauren położyła dłoń na brzuchu.
- Chociaż teraz znowu zaczęłam się martwić - dodała. - Co, jeśli przekazałam ten
gen naszemu dziecku?
Jason odrzekł z ogromną powagą:
- Ty jesteś świadoma. Ja jestem tego świadomy. Będziemy się przyglądać i poma-
gać dzieciakowi, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Zcisnął dłoń żony, ciesząc się z tego, że czuje pod kciukiem jej puls. A może było
to bicie jego własnego serca, kiedy poczuł dotyk jej jedwabistej skóry? - pomyślał.
- Cholera, historia mojej rodziny pełna jest diabetyków, a moja siostra ma dyslek-
sjÄ™. Niewiele jest rodzin z czystÄ… kartÄ… medycznÄ….
Aza potoczyła się po jej policzku.
- Potrafisz być tak cudownie logiczny i słodki zarazem - powiedziała.
- SÅ‚odki? To dla mnie coÅ› nowego.
- Hej, mówię poważnie...
Oswobodziła palce i ujęła jego twarz w dłonie.
R
L
T
- Skądś wiedziałeś dokładnie, co należy powiedzieć. Wiem też, że mówiłeś szcze-
rze.
- Jeszcze tego ranka mówiłaś mi, że jestem prawdziwym człowiekiem reklamy,
który potrafi sprzedać każdy produkt.
Nie był pewien, dlaczego wymachuje przed nią czerwoną płachtą, skoro dopiero co
zobaczyła w nim coś wartościowego. Odkąd to, pomyślał, lubi się podkładać?
I w tym momencie zrozumiał. Lauren była dla niego zbyt ważna, żeby nie być wo-
bec niej absolutnie szczerym. Czy to możliwe, przebiegło mu przez głowę, że pragnie od
niej czegoś więcej, niż tylko tej jednej nocy poślubnej?
Lauren pieściła delikatnie jego twarz.
- Może po prostu zaczynam ufać swojej intuicji, a ona podpowiada mi, że jesteś
dobrym człowiekiem.
Przycisnęła usta do jego ust.
Zagłębiła palce w jego włosach, a on przechylił głowę, żeby pełniej oddać pocału-
nek. Dotyk jej warg rozniecił ledwie przygaszony ogień. Jason pragnął jej, a nawet ma-
rzył o tym, że z nią jest, od czasu pamiętnego wieczoru w jej biurze. Choć właśnie roz-
poczynał nową, wymagającą pracę, nikt nie przyciągał jego uwagi bardziej niż ona.
Lauren uśmiechnęła się do jego ust na sekundę przed tym, jak cofnęła głowę. Ten
pocałunek nie był zaproszeniem do jej łóżka, ale stanowił krok we właściwym kierunku.
- Dobranoc, Jasonie - szepnęła, po czym ułożyła się z powrotem na swoim fotelu.
Zamknęła oczy i w ciągu sekundy już spała.
Jason zaś, z drugiej strony, nie zmrużył oka. Był tak zajęty przekonywaniem jej do
zaręczyn i wkradaniem się w jej łaski, że zapomniał, że najtrudniejsze jest jeszcze przed
nim.
Trzeba było sprawić, żeby jej obrączka pozostała na miejscu.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Lauren nie wiedziała, czy uda się jej tak po prostu wrócić do dawnego życia. Przy-
siadła na brzegu materaca, samotna w swoją noc poślubną, a w każdym razie w tę jej
część, która jeszcze pozostała. Do czasu, aż wynajęty samolot wylądował, a Jason przy-
wiózł ją do domu, słońce walczyło już o swoje miejsce na nieboskłonie, malując go w
odcienie żółci i pomarańczy.
Dziwny był to pierwszy dzień miesiąca miodowego. %7ładne z nich nie mogło sobie
pozwolić na opuszczenie pracy. Oboje walczyli o swoje kariery. Zmieszne wydało się
Lauren, że chce czegoś więcej.
Otworzyła skrzypiące drzwi do pokoju, mieszczącego się obok głównego aparta-
mentu. Był pusty. Podłogi z litego drewna, zawiłe gzymsy i kilka pudeł. Pomieszczenie
to stanowiłoby idealny pokój gościnny.
Następne pomieszczenie - podobnie puste - miało wysokie sklepienie, które aż
prosiło się o to, żeby Lauren swoimi wprawnymi dłońmi namalowała tam anioły i prze-
znaczyła je na pokój dziecięcy. Przełykając z trudem, zamknęła za sobą drzwi.
Pozostała jeszcze jedna sypialnia. Lauren otworzyła drzwi. Za nimi zastała po-
mieszczenie umeblowane, choć skąpo. Stał tam wiśniowy stolik z nowoczesnym kompu-
terem oraz podłączonym do niego biurowym urządzeniem wielofunkcyjnym. Splot kabli
prowadził do listwy w podłodze.
Promienie słoneczne coraz gęściej padały przez szyby. Lauren potrzebowała snu,
jeśli nie dla siebie, to dla dziecka. Obróciła się na obcasie...
I zatrzymała jak wryta, gdy jej uwagę przyciągnął rysunek wiszący na ścianie.
Niemożliwe, pomyślała. Cofnęła się z powrotem do pokoju, aż zobaczyła go wyraznie.
W ramce naprzeciwko biurka wisiał rysunek piórkiem, przedstawiający łódz żaglową,
który został wykorzystany przy kampanii wody kolońskiej, rysunek jej autorstwa.
Drżącą dłonią powiodła po krawędziach obrazu, przypominając sobie, jak Jason
wyszedł z biura bez słowa i nie zadzwonił przez cztery miesiące. Przypomniała sobie, jak
wyrzuciła go za drzwi.
R
L
T
Czy to możliwe, zastanowiła się, że myślał o niej równie często, jak ona marzyła o
nim?
Pózniej tego samego dnia, na sali posiedzeń Maddox Communications, Jason nadal
nie zbliżył się do rozwiązania zagadki, jak zatrzymać Lauren w San Francisco. Bawił się
piórem na rozległym, owalnym, akrylowym stole, przechylając się to w jedną, to w drugą
stronę na czerwonym skórzanym fotelu.
Jego kolega, Gavin Spencer, popatrzył na kołyszące się pióro i uniósł brew.
Jason zamarł. Poczuł się jak dziecko przyłapane na podjadaniu słodyczy, tylko
dlatego że chciał być w domu ze swoją świeżo poślubioną żoną.
Brock przerzucił ostatni obraz swojej prezentacji w programie, po czym odwrócił
się z powrotem w stronę stołu.
- To by było na tyle - powiedział, następnie zwrócił się do swojej asystentki, Elle
Linton: - Prześlesz wszystkim specyfikację do projektu?
Elle pokiwała głową o brązowych, bezpretensjonalnie upiętych włosach.
- Zrobi się, panie Maddox. [ Pobierz całość w formacie PDF ]