[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnego dnia znajdzie na jego spełnienie odpowiednie środki. We wczesnym dzieciństwie
byłam bardziej przywiązana do babci Fouley, bo to ona mnie wychowywała, niż do matki; ale
kiedy stałam się nastolatką, zaczęłam ją podziwiać i doceniać. A przede wszystkim
zrozumiałam jej cierpienia, których nigdy nam nie okazywała. Widziałam w niej naprawdę
wielką damę; chociaż była niepiśmienna, robiła, co mogła, żeby posłać nas do szkoły. I za
każdym razem, kiedy potrzebowaliśmy nowego ze-
68
69
szytu, a ona nie miała pieniędzy - nabyła go na kredyt. Poświęcała się nam, sobie nie
kupowała praktycznie niczego. Nam zapewniała wyżywienie, ubrania, opiekę.
Przygotowała mój wyjazd w trzy dni; kupiła przyprawy, zioła -to wszystko, co mogło mi się
przydać w nowym życiu we Francji.
I oto jestem na lotnisku w Dakarze, przed samolotem - metalowym ptakiem, którego widzę z
bliska po raz pierwszy. Muszę wejść do środka i wtedy on pofrunie. Muszę przelecieć nad
morzami, żeby dotrzeć do celu. Czy na pewno dolecę? Czy ten samolot nie spadnie do morza?
Czy ten potężny ptak nie złamie sobie skrzydeł? Powiedziano mi, że trzeba całego dnia, aby
dotrzeć do miejsca mojego przeznaczenia. Wchodzę do samolotu z wielką obawą i siadam
obok innej młodziutkiej dziewczyny, jeszcze bardziej wystraszonej niż ja. Hałas, drzwi się
zamykają, silniki coraz głośniej ryczą... łapię się kurczowo fotela, skulona, przekonana, że oto
wybiła moja ostatnia godzina.
Około dziesiątej rano samolot odrywa się od ziemi. Spoglądając z góry na domy, port i morze,
znikające powoli w chmurach, zalewam się łzami. Uświadamiam sobie, że to naprawdę
koniec, że za pózno, by wyskoczyć, uniknąć niepewnego losu. Wiele obrazów przemyka mi
przez głowę, jakbym oglądała album ze zdjęciami: szkoła, koledzy i koleżanki; babcie, które
już odeszły, ich pieszczoty; dziadek modlący się o mnie i moją podróż; na lotnisku mama i
ciotka, które spoglądając do góry na unoszący się w przestworza samolot, z pewnością płaczą,
że wyjeżdżam sama, bez niczyjej pomocy. A ja naprawdę jestem sama. Mam czternaście lat i
jadę zająć się nieznanym mi domem, nieznanym mężczyzną, do kraju, który widziałam
jedynie w telewizji.
Samolot szybuje już w chmurach, kiedy kobieta przynosi nam posiłek. Siedząca obok mnie
dziewczyna ze smutkiem przygląda się talerzowi i nie tyka jedzenia.
- Nie jesz?
- Nie. Nie mam pieniędzy, żeby za to zapłacić.
70
I nagle mój smutek gdzieś się ulatnia i wybucham śmiechem. Wujek wytłumaczył mi
przynajmniej jedno, że mogę spokojnie pożywić się w samolocie, bo posiłek jest wliczony w
cenę biletu. Jej nikt o tym nie powiedział.
- Ja też nie mam pieniędzy, ale tutaj się nie płaci. Dziewczyna nie ma pewnej miny, wydaje
się nieprzekonana.
proszę więc stewardessę, żeby potwierdziła. I sąsiadka zrozumiała, że mówię prawdę.
A właściwie wcale nie chciało się nam jeść, obydwie miałyśm) ściśnięte żołądki. Moja
sąsiadka jest młodą dziewczyną z plemienia Peul, w moim wieku i też jedzie spotkać się z
mężem, któregc nawet jeszcze nie widziała. %7ładna z nas nie wie, dokąd tak naprawdę
jedziemy. Jej mąż ma na nią czekać na lotnisku, mój także, i to wszystko. Potem gdzieś nas
zabiorą. Gdzie? Tajemnica.
Pomyślałam, że gdyby nie przyszedł na lotnisko, byłabym zagubiona, gotowa wsiąść do
samolotu wracającego do domu. W afrykańskiej stewardessie, bardzo sympatycznej,
musiałyśmy wzbudzać zainteresowanie. A może domyślała się ona celu nasze_ podróży, bo
często do nas podchodziła i pytała:
- Wszystko w porządku? Ty też dobrze się czujesz?
Kiedy czyjś głos oznajmił, że samolot wylądował, na niebie nit było już słońca. To kolejna
przyczyna smutku związanego z po drożą; widziałam jedynie szare chmury, zapadała noc.
Wczesm pazdziernikowa noc pokrywała posępne lotnisko.
Nie powiedziano mi o bardzo ważnej rzeczy. Jeśli nie wiesz, cc robić po przyjezdzie w jakieś
miejsce, postępuj tak jak inni. Jeże li nie wiesz, dokąd iść, idz za innymi.
Nie miałam pojęcia, gdzie odebrać bagaże, sądziłam naiwnie że dostaniemy je przy wyjściu z
samolotu! Kiedy zobaczyłam, ż
Oddano mi paszport, dokładnie mi się przyjrzano. Pozwolono mi przejść. Ale moją
towarzyszkę zatrzymano, kazano jej czekać Może nie miała wymaganych dokumentów albo
właśnie tam mia ła spotkać się z mężem. Straciłam ją z oczu. Te wszystkie rucho
71
me schody na Roissy 1* - po raz pierwszy widziałam coś takiego! Nadal szłam za ludzmi.
Potem spostrzegłam ruchomy taśmociąg z bagażami. Powtarzałam sobie: Gdzie jest moja
walizka?". I kiedy ją w końcu zobaczyłam... Co za luksus, to nie ludzie je tu przynosili,
przyjeżdżały do nas same! Czegoś się wtedy nauczyłam: Zawsze trzeba robić inteligentną
minę, udawać, że wszystko się wie, nawet jeśli nie wie się niczego. Jakiś pan mnie spytał:
- To pani bagaż?
- Tak, tak.
Podał mi walizkę; wzięłam ją i podążyłam za ludzmi. Ten pan mi powiedział:
- Niech pani tam wejdzie, wyjście jest na górze, proszę postępować jak inni.
No więc poszłam. I kiedy znalazłam się na tych ruchomych schodach, zdarzyło się coś, czego
się naprawdę nie spodziewałam. Ogarnęła mnie przemożna chęć powrotu do domu, nie
chciałam tutaj zostawać. Schody dojechały do końca, postanowiłam zawrócić, zjechać na dół
innymi schodami. Na górze stali jacyś ludzie, przywoływali mnie, machając rękami. To był
mój mąż i jego dwaj koledzy. Samolot był pełen Afrykanów i białych. Wtedy po raz pierwszy
widziałam wokół siebie tylu białych. Spotykałam ich od czasu do czasu, zwłaszcza w
Dakarze, ale nigdy tylu naraz. Wrażenie, jakie niegdyś na mnie robili, teraz zaczęło znikać;
odkryłam, że to istoty ludzkie podobne do mnie. Ale dlaczego kobiety mają takie piękne,
długie, lśniące włosy? A moje są kędzierzawe? To bardzo mnie zafrapowało. I dlaczego biali
mają takie długie i wąskie nosy? Największe jednak wrażenie zrobiły na mnie ich oczy. Po
raz pierwszy zobaczyłam oczy zielone i niebieskie... Zwłaszcza zielone były dla mnie
szokiem. Przemknęło mi przez myśl: To są kocie oczy". I bałam się ludzi zielonookich.
Kiedy mija się ludzi i patrzy się im w oczy, a oni też tak na nas patrzą - przeżycie jest silne.
Roissy 1 - największe lotnisko paryskie.
72
Ale w tej chwili nie zastanawiałam się nad różnicą między nami. Czułam się obco. Myślałam:
Co ja tu właściwie robię?". Pc raz pierwszy miałam wokół siebie tylu białych,
wrzeszczących rozmawiających. W telewizji pokazują ludzi BCBG, dobrze ubra nych,
eleganckich, a tutaj, na lotnisku, byli po prostu normalni zwyczajni.
Kiedy ujrzałam trzech czekających na mnie mężczyzn, uświa domiłam sobie, że już nie mogę
się wycofać, że muszę do nich po dejść. W mojej pamięci pozostał mi obraz tamtych chwil.
Ni
podróż, jak się czuję, co słychać u mojej rodzi ny. Wyszliśmy z lotniska. Wzięliśmy
taksówkę. I tak oto wylądo wałam w Paryżu, niedaleko Porte des Lilas.
Integracja
Mieszkam teraz na czwartym piętrze paryskiego budynku, w małym mieszkaniu z sypialnią,
salonem i kątem kuchennym, łazienką i WC. To stary, niedawno odnowiony dom. Wprawdzie
nie jest to nora, ale ciasny wszechświat, w którym samotność i smutek prowokują mnie do
ciągłego płaczu.
W tamtych czasach mój mąż nawet zwierzył się jednemu z kuzynów:
- Jeśli nadal będzie tak ryczała, to ją z powrotem odeślę.
Chyba jednak nie dość płakałam. Mąż wychodzi wcześnie rano i wraca nocą. Prawie wcale go
nie widuję. Przez ponad dwa tygodnie nie mam odwagi zejść na dół, na ulicę. Zpię także w
dzień albo wyglądam przez okno; dookoła widzę inne budynki i szare otoczenie. Ten
mężczyzna nie zrobił ze mnie więzniarki własnego mieszkania, to ja sama się w nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
pewnego dnia znajdzie na jego spełnienie odpowiednie środki. We wczesnym dzieciństwie
byłam bardziej przywiązana do babci Fouley, bo to ona mnie wychowywała, niż do matki; ale
kiedy stałam się nastolatką, zaczęłam ją podziwiać i doceniać. A przede wszystkim
zrozumiałam jej cierpienia, których nigdy nam nie okazywała. Widziałam w niej naprawdę
wielką damę; chociaż była niepiśmienna, robiła, co mogła, żeby posłać nas do szkoły. I za
każdym razem, kiedy potrzebowaliśmy nowego ze-
68
69
szytu, a ona nie miała pieniędzy - nabyła go na kredyt. Poświęcała się nam, sobie nie
kupowała praktycznie niczego. Nam zapewniała wyżywienie, ubrania, opiekę.
Przygotowała mój wyjazd w trzy dni; kupiła przyprawy, zioła -to wszystko, co mogło mi się
przydać w nowym życiu we Francji.
I oto jestem na lotnisku w Dakarze, przed samolotem - metalowym ptakiem, którego widzę z
bliska po raz pierwszy. Muszę wejść do środka i wtedy on pofrunie. Muszę przelecieć nad
morzami, żeby dotrzeć do celu. Czy na pewno dolecę? Czy ten samolot nie spadnie do morza?
Czy ten potężny ptak nie złamie sobie skrzydeł? Powiedziano mi, że trzeba całego dnia, aby
dotrzeć do miejsca mojego przeznaczenia. Wchodzę do samolotu z wielką obawą i siadam
obok innej młodziutkiej dziewczyny, jeszcze bardziej wystraszonej niż ja. Hałas, drzwi się
zamykają, silniki coraz głośniej ryczą... łapię się kurczowo fotela, skulona, przekonana, że oto
wybiła moja ostatnia godzina.
Około dziesiątej rano samolot odrywa się od ziemi. Spoglądając z góry na domy, port i morze,
znikające powoli w chmurach, zalewam się łzami. Uświadamiam sobie, że to naprawdę
koniec, że za pózno, by wyskoczyć, uniknąć niepewnego losu. Wiele obrazów przemyka mi
przez głowę, jakbym oglądała album ze zdjęciami: szkoła, koledzy i koleżanki; babcie, które
już odeszły, ich pieszczoty; dziadek modlący się o mnie i moją podróż; na lotnisku mama i
ciotka, które spoglądając do góry na unoszący się w przestworza samolot, z pewnością płaczą,
że wyjeżdżam sama, bez niczyjej pomocy. A ja naprawdę jestem sama. Mam czternaście lat i
jadę zająć się nieznanym mi domem, nieznanym mężczyzną, do kraju, który widziałam
jedynie w telewizji.
Samolot szybuje już w chmurach, kiedy kobieta przynosi nam posiłek. Siedząca obok mnie
dziewczyna ze smutkiem przygląda się talerzowi i nie tyka jedzenia.
- Nie jesz?
- Nie. Nie mam pieniędzy, żeby za to zapłacić.
70
I nagle mój smutek gdzieś się ulatnia i wybucham śmiechem. Wujek wytłumaczył mi
przynajmniej jedno, że mogę spokojnie pożywić się w samolocie, bo posiłek jest wliczony w
cenę biletu. Jej nikt o tym nie powiedział.
- Ja też nie mam pieniędzy, ale tutaj się nie płaci. Dziewczyna nie ma pewnej miny, wydaje
się nieprzekonana.
proszę więc stewardessę, żeby potwierdziła. I sąsiadka zrozumiała, że mówię prawdę.
A właściwie wcale nie chciało się nam jeść, obydwie miałyśm) ściśnięte żołądki. Moja
sąsiadka jest młodą dziewczyną z plemienia Peul, w moim wieku i też jedzie spotkać się z
mężem, któregc nawet jeszcze nie widziała. %7ładna z nas nie wie, dokąd tak naprawdę
jedziemy. Jej mąż ma na nią czekać na lotnisku, mój także, i to wszystko. Potem gdzieś nas
zabiorą. Gdzie? Tajemnica.
Pomyślałam, że gdyby nie przyszedł na lotnisko, byłabym zagubiona, gotowa wsiąść do
samolotu wracającego do domu. W afrykańskiej stewardessie, bardzo sympatycznej,
musiałyśmy wzbudzać zainteresowanie. A może domyślała się ona celu nasze_ podróży, bo
często do nas podchodziła i pytała:
- Wszystko w porządku? Ty też dobrze się czujesz?
Kiedy czyjś głos oznajmił, że samolot wylądował, na niebie nit było już słońca. To kolejna
przyczyna smutku związanego z po drożą; widziałam jedynie szare chmury, zapadała noc.
Wczesm pazdziernikowa noc pokrywała posępne lotnisko.
Nie powiedziano mi o bardzo ważnej rzeczy. Jeśli nie wiesz, cc robić po przyjezdzie w jakieś
miejsce, postępuj tak jak inni. Jeże li nie wiesz, dokąd iść, idz za innymi.
Nie miałam pojęcia, gdzie odebrać bagaże, sądziłam naiwnie że dostaniemy je przy wyjściu z
samolotu! Kiedy zobaczyłam, ż
Oddano mi paszport, dokładnie mi się przyjrzano. Pozwolono mi przejść. Ale moją
towarzyszkę zatrzymano, kazano jej czekać Może nie miała wymaganych dokumentów albo
właśnie tam mia ła spotkać się z mężem. Straciłam ją z oczu. Te wszystkie rucho
71
me schody na Roissy 1* - po raz pierwszy widziałam coś takiego! Nadal szłam za ludzmi.
Potem spostrzegłam ruchomy taśmociąg z bagażami. Powtarzałam sobie: Gdzie jest moja
walizka?". I kiedy ją w końcu zobaczyłam... Co za luksus, to nie ludzie je tu przynosili,
przyjeżdżały do nas same! Czegoś się wtedy nauczyłam: Zawsze trzeba robić inteligentną
minę, udawać, że wszystko się wie, nawet jeśli nie wie się niczego. Jakiś pan mnie spytał:
- To pani bagaż?
- Tak, tak.
Podał mi walizkę; wzięłam ją i podążyłam za ludzmi. Ten pan mi powiedział:
- Niech pani tam wejdzie, wyjście jest na górze, proszę postępować jak inni.
No więc poszłam. I kiedy znalazłam się na tych ruchomych schodach, zdarzyło się coś, czego
się naprawdę nie spodziewałam. Ogarnęła mnie przemożna chęć powrotu do domu, nie
chciałam tutaj zostawać. Schody dojechały do końca, postanowiłam zawrócić, zjechać na dół
innymi schodami. Na górze stali jacyś ludzie, przywoływali mnie, machając rękami. To był
mój mąż i jego dwaj koledzy. Samolot był pełen Afrykanów i białych. Wtedy po raz pierwszy
widziałam wokół siebie tylu białych. Spotykałam ich od czasu do czasu, zwłaszcza w
Dakarze, ale nigdy tylu naraz. Wrażenie, jakie niegdyś na mnie robili, teraz zaczęło znikać;
odkryłam, że to istoty ludzkie podobne do mnie. Ale dlaczego kobiety mają takie piękne,
długie, lśniące włosy? A moje są kędzierzawe? To bardzo mnie zafrapowało. I dlaczego biali
mają takie długie i wąskie nosy? Największe jednak wrażenie zrobiły na mnie ich oczy. Po
raz pierwszy zobaczyłam oczy zielone i niebieskie... Zwłaszcza zielone były dla mnie
szokiem. Przemknęło mi przez myśl: To są kocie oczy". I bałam się ludzi zielonookich.
Kiedy mija się ludzi i patrzy się im w oczy, a oni też tak na nas patrzą - przeżycie jest silne.
Roissy 1 - największe lotnisko paryskie.
72
Ale w tej chwili nie zastanawiałam się nad różnicą między nami. Czułam się obco. Myślałam:
Co ja tu właściwie robię?". Pc raz pierwszy miałam wokół siebie tylu białych,
wrzeszczących rozmawiających. W telewizji pokazują ludzi BCBG, dobrze ubra nych,
eleganckich, a tutaj, na lotnisku, byli po prostu normalni zwyczajni.
Kiedy ujrzałam trzech czekających na mnie mężczyzn, uświa domiłam sobie, że już nie mogę
się wycofać, że muszę do nich po dejść. W mojej pamięci pozostał mi obraz tamtych chwil.
Ni
podróż, jak się czuję, co słychać u mojej rodzi ny. Wyszliśmy z lotniska. Wzięliśmy
taksówkę. I tak oto wylądo wałam w Paryżu, niedaleko Porte des Lilas.
Integracja
Mieszkam teraz na czwartym piętrze paryskiego budynku, w małym mieszkaniu z sypialnią,
salonem i kątem kuchennym, łazienką i WC. To stary, niedawno odnowiony dom. Wprawdzie
nie jest to nora, ale ciasny wszechświat, w którym samotność i smutek prowokują mnie do
ciągłego płaczu.
W tamtych czasach mój mąż nawet zwierzył się jednemu z kuzynów:
- Jeśli nadal będzie tak ryczała, to ją z powrotem odeślę.
Chyba jednak nie dość płakałam. Mąż wychodzi wcześnie rano i wraca nocą. Prawie wcale go
nie widuję. Przez ponad dwa tygodnie nie mam odwagi zejść na dół, na ulicę. Zpię także w
dzień albo wyglądam przez okno; dookoła widzę inne budynki i szare otoczenie. Ten
mężczyzna nie zrobił ze mnie więzniarki własnego mieszkania, to ja sama się w nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]