[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obszukaliśmy.
Ale byli tacy, co wyrażali wątpliwości.
Wiktorek przecie głupi, gada nie wiedzied co!
E, nie taki on znowu głupi. Swój rozum ma upierali się inni.
124
Janek miął czapkę w rękach i patrzył niespokojnie, co powie pani dziedziczka.
Głupstwo! krzyknął pan Rudolf. Nie będziemy sobie zaprzątad głowy takimi bajkami! Dzisiaj
Cyganie nie zajmują się porywaniem dzieci. Co by im z tego przyszło?
Jednak trzeba to wziąd pod uwagę! zauważyła pani Czerska. Jeżeli to wędrowny cyrk, Lusia
mogła byd dla nich cenną zdobyczą. Jej drobna figurka, miła powierzchownośd i świetne
wygimnastykowanie, co znad w jej ruchach, mogły ich skusid...
Och! Andrzej! Może on nam co powie! krzyknęła w tej chwili pani Zarkowska, spostrzegłszy
zbliżającego się na spienionym koniu chłopca.
Pan Rudolf ściągnął niechętnie brwi. Nie lubił Andrzeja, nie lubił jego jasnego spojrzenia, dziwnie
przenikającego do duszy, nie lubił jego pięści, gotowych zawsze bronid słusznej sprawy, jego wielkiego
wzrostu, nadającego mu pozory dorosłego człowieka.
Andrzej zeskoczył szybko z konia i nie zwracając uwagi na otoczenie, stanął przed paniami.
Niestety, nic! wyszeptał spieczonymi gorączką ustami.
Tu mówili o cyrku wędrownym zaczęła pani Czerska. Andrzej machnął beznadziejnie ręką.
Sprawdzaliśmy, bo i do nas to doszło. Policja zrobiła dokładną rewizję wozów, z innego zresztu
powodu. Ogrodnik Tymdyrynda był przy tej rewizji i wspominał przodownikowi o Lusi.
Więc co teraz? bezradnie spytała pani Zarkowska.
Myślałem, że może tu zastanę jakieś wiadomości. Miałem nadzieję, że może Iwona... Ona przecież
zjawia się zawsze nieoczekiwanie, gdy jest potrzebna.
Prawda! Iwona! To dziwne, że jej nie ma. Już kilka dni jej nie widziałam mówiła pani Zarkowska.
Ach! Nie można się liczyd z tą niepoczytalną istotą! mruknął niechętnie pan Rudolf, a zwracając się
do zebranych
125
ludzi wydał rozkaz: Możecie się rozejśd! A gdyby ktoś czegoś się dowiedział, natychmiast dad znad.
To się wi! Zaraz do pani dziedziczki ze wszystkim odparł Mateusz, z wyrazną niechęcią patrząc na
pana Rudolfa.
* * *
Słooce już dawno zaszło... Ileż to czasu upłynęło od zniknięcia Lusi? Och! Tyle godzin? Co się z nią działo?
Gdzie się podziewa?
Te myśli dręczyły wszystkich siedzących w pokoju jadalnym.
Pan Rudolf odjechał zapewniając, że użyje wszystkich swych wpływów i stosunków", poruszy niebo i
ziemię", by wrócid spokój kochanej cioci" i usłyszed znowu jej piękną muzykę.
Na fortepianie, który omal że przez tego pana nie został zlicytowany! mruknął ironicznie Andrzej,
gdy pan Rudolf wyszedł.
Dlaczego tak mu zależy na pani muzyce? zapytała matka Lusi.
Pani %7łarkowska milczała chwilę, widocznie zmieszana, wreszcie odpowiedziała, ociągając się.
Rudolf wie, że gdy gram, zapominam o wszystkim... Często, by mi nie przerywano, załatwiałam różne
sprawy, nie wiedząc prawie o co chodzi...
Aha... A temu panu widocznie chodziło o załatwienie czegoś... domyślała się pani Czerska.
Jeszcze chciałabym się dowiedzied pewnych szczegółów o Iwonie. Trochę mi mówił o niej pan Andrzej...
Ale chciałabym wiedzied, gdzie ona mieszka. Odnalezienie jej mogłoby nam bardzo dopomóc w
odszukaniu Lusi, pomimo że Iwona podobno nic nie mówi.
Otóż to właśnie, że nie mam pojęcia, gdzie szukad Iwony! odparła zakłopotana pani %7łarkowska.
Zjawiała
126
się zawsze niespodziewanie w chwilach, gdy była potrzebna; miałam więc wrażenie, że mieszka gdzieś
we dworze.
Nie! rzekł stanowczo Andrzej. Z tego, czego się dowiedziałem od ludzi, Iwona nie mieszka we
dworze. Ma jakąś kryjówkę, którą ludzie określają, po swojemu mieszka pod ziemią", a co według mnie
może byd jakimś szczątkiem okopów z wojny światowej.
To bardzo możliwe. Dla Iwony, od owego tragicznego dnia, gdy straciła synów, istnieje to tylko, co ma
jakikolwiek związek z wojną... Doprawdy nie mogę zrozumied, jak mogłam dotąd nie zainteresowad się tą
sprawą z zakłopotaniem mówiła pani %7łarkowska.
Musimy odnalezd mieszkanie Iwony i ją samą. Mam niezłomne przekonanie, że przez nią dowiemy się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
obszukaliśmy.
Ale byli tacy, co wyrażali wątpliwości.
Wiktorek przecie głupi, gada nie wiedzied co!
E, nie taki on znowu głupi. Swój rozum ma upierali się inni.
124
Janek miął czapkę w rękach i patrzył niespokojnie, co powie pani dziedziczka.
Głupstwo! krzyknął pan Rudolf. Nie będziemy sobie zaprzątad głowy takimi bajkami! Dzisiaj
Cyganie nie zajmują się porywaniem dzieci. Co by im z tego przyszło?
Jednak trzeba to wziąd pod uwagę! zauważyła pani Czerska. Jeżeli to wędrowny cyrk, Lusia
mogła byd dla nich cenną zdobyczą. Jej drobna figurka, miła powierzchownośd i świetne
wygimnastykowanie, co znad w jej ruchach, mogły ich skusid...
Och! Andrzej! Może on nam co powie! krzyknęła w tej chwili pani Zarkowska, spostrzegłszy
zbliżającego się na spienionym koniu chłopca.
Pan Rudolf ściągnął niechętnie brwi. Nie lubił Andrzeja, nie lubił jego jasnego spojrzenia, dziwnie
przenikającego do duszy, nie lubił jego pięści, gotowych zawsze bronid słusznej sprawy, jego wielkiego
wzrostu, nadającego mu pozory dorosłego człowieka.
Andrzej zeskoczył szybko z konia i nie zwracając uwagi na otoczenie, stanął przed paniami.
Niestety, nic! wyszeptał spieczonymi gorączką ustami.
Tu mówili o cyrku wędrownym zaczęła pani Czerska. Andrzej machnął beznadziejnie ręką.
Sprawdzaliśmy, bo i do nas to doszło. Policja zrobiła dokładną rewizję wozów, z innego zresztu
powodu. Ogrodnik Tymdyrynda był przy tej rewizji i wspominał przodownikowi o Lusi.
Więc co teraz? bezradnie spytała pani Zarkowska.
Myślałem, że może tu zastanę jakieś wiadomości. Miałem nadzieję, że może Iwona... Ona przecież
zjawia się zawsze nieoczekiwanie, gdy jest potrzebna.
Prawda! Iwona! To dziwne, że jej nie ma. Już kilka dni jej nie widziałam mówiła pani Zarkowska.
Ach! Nie można się liczyd z tą niepoczytalną istotą! mruknął niechętnie pan Rudolf, a zwracając się
do zebranych
125
ludzi wydał rozkaz: Możecie się rozejśd! A gdyby ktoś czegoś się dowiedział, natychmiast dad znad.
To się wi! Zaraz do pani dziedziczki ze wszystkim odparł Mateusz, z wyrazną niechęcią patrząc na
pana Rudolfa.
* * *
Słooce już dawno zaszło... Ileż to czasu upłynęło od zniknięcia Lusi? Och! Tyle godzin? Co się z nią działo?
Gdzie się podziewa?
Te myśli dręczyły wszystkich siedzących w pokoju jadalnym.
Pan Rudolf odjechał zapewniając, że użyje wszystkich swych wpływów i stosunków", poruszy niebo i
ziemię", by wrócid spokój kochanej cioci" i usłyszed znowu jej piękną muzykę.
Na fortepianie, który omal że przez tego pana nie został zlicytowany! mruknął ironicznie Andrzej,
gdy pan Rudolf wyszedł.
Dlaczego tak mu zależy na pani muzyce? zapytała matka Lusi.
Pani %7łarkowska milczała chwilę, widocznie zmieszana, wreszcie odpowiedziała, ociągając się.
Rudolf wie, że gdy gram, zapominam o wszystkim... Często, by mi nie przerywano, załatwiałam różne
sprawy, nie wiedząc prawie o co chodzi...
Aha... A temu panu widocznie chodziło o załatwienie czegoś... domyślała się pani Czerska.
Jeszcze chciałabym się dowiedzied pewnych szczegółów o Iwonie. Trochę mi mówił o niej pan Andrzej...
Ale chciałabym wiedzied, gdzie ona mieszka. Odnalezienie jej mogłoby nam bardzo dopomóc w
odszukaniu Lusi, pomimo że Iwona podobno nic nie mówi.
Otóż to właśnie, że nie mam pojęcia, gdzie szukad Iwony! odparła zakłopotana pani %7łarkowska.
Zjawiała
126
się zawsze niespodziewanie w chwilach, gdy była potrzebna; miałam więc wrażenie, że mieszka gdzieś
we dworze.
Nie! rzekł stanowczo Andrzej. Z tego, czego się dowiedziałem od ludzi, Iwona nie mieszka we
dworze. Ma jakąś kryjówkę, którą ludzie określają, po swojemu mieszka pod ziemią", a co według mnie
może byd jakimś szczątkiem okopów z wojny światowej.
To bardzo możliwe. Dla Iwony, od owego tragicznego dnia, gdy straciła synów, istnieje to tylko, co ma
jakikolwiek związek z wojną... Doprawdy nie mogę zrozumied, jak mogłam dotąd nie zainteresowad się tą
sprawą z zakłopotaniem mówiła pani %7łarkowska.
Musimy odnalezd mieszkanie Iwony i ją samą. Mam niezłomne przekonanie, że przez nią dowiemy się [ Pobierz całość w formacie PDF ]