[ Pobierz całość w formacie PDF ]

radnie mełły słowo  ojciec" ...
Strzał się teraz rozległ: głuchy trzask, spadający ze wzgórza. Piotr poruszył się i zobaczył,
jak Dawid pod
skoczył, zgiął się we dwoje i upadł miękko niczym ugodzony nietoperz.
Przecierając oczy, Pat zjawiła się przed namiotem. Rodziców nigdzie nie mogła dostrzec,
tylko młody Varioli stał koło wozu, a stary Varioli drapał się pod górę z karabinem w ręku.
Wszystko to w samym środku nocy wydało się jej bez sensu.
 Allo, Monsieur Pierre!  zawołała zaspanym głosem.  Gdzie są tato i ma...  nie
dokończyła, tak bardzo się zdziwiła.
Bo młody pan Varioli drgnął gwałtownie i włożył rękę do ust, jakby chciał sam siebie
pogryzć; potem śmiesznie skomląc, nie zwracając na nią uwagi, podnosząc bardzo wysoko
nogi, powędrował w przeciwnym kierunku do tego, skąd zbliżał się jego ojciec. Baptysta też
dziwacznie wyglądał. Zęby miał głupio wyszczerzone, wargi krzywe, brwi w połowie czoła
... Nic nie mówiąc, dzwigając strzelbę w obu garściach, szedł ku niej wielkimi krokami
powoli, ostrożnie, nie chcąc pewnie zakłócić snu jej rodziców.
Prawie już się z nią zrównał, kiedy nagle się przestraszyła. Nie zdejmując z niej wzroku,
unosił karabin jak kłonicę.
"  Co to jest? i krzyknęła.  Co to znaczy?
Usta jej się skurczyły i zaczęła biec.
Nie było w niej żadnych myśli, tylko upojenie, że może biec tak szybko. Ziemia dudniła
pod stopami, powietrze świszczało, kiedy je roztrącała brodą, uciekały świetliki, gwiazdy
spadały. Serce waliło  bong- -bong-bong", coś jak kawał żelaza zepchnęło się z głowy do
gardła i utkwiło tam. Raptem jakiś chwast okręcił się wkoło kostki  upadła na kolana.
Usłyszała czyjś głośny oddech, księżyc zrobił się bardzo wielki, potem pękł z hukiem, a
drzazgi z niego przeszyły głowę, sprawiając straszny ból. Coś gorącego
zalało twarz, poczuła sól na języku... Naraz ujrzała mnóstwo rzeczy: fiołkowe oczy mamy,
gołe kolana taty, zatroskane w słońcu, pana Dobsona w takim kapeluszu, jak muły noszą we
Francji, panny Pip i Pop pędzące na rowerach w powietrzu, panią Titinę ze sroką na
ramieniu, Pawła z sandwiczem w ustach, okrągły biały opłatek, coraz bielszy i bielszy, coraz
większy... tak ogromny, że wszystko zasłonił. Wyszeptała:
 Moja dusza ...
Krew napełniła usta i ciało jej umarło.
26
W mętnej bladości świtu kogut piał, kiedy Baptysta wrzucił karabin syna do studni, której
głęboka toń  pani Woda  przyjęła niedawno pieniążek Pat i" jej śniadanie, ofiarowane w
zamian za nieziemskie dobra.
Mech na ścianach przygłuszył pluśnięcie. Bryzgając śliną, pani Woda gniewnie
parsknęła, po czym drze* mała dalej. Baptysta patrzył w nieczyste lustro; zdawało mu się, że
na powierzchni zjawiły się czerwone plamy. Zerknął na swoje ręce i wytarł je o marynarkę.
Tymczasem Piotr, z głową opartą na splecionych ramionach, czekał w gaju oliwnym,
żeby los przejął wodze. Wiedział, że jedyną rozsądną rzeczą byłoby pójść do domu, położyć
się koło żony i udawać, że śpi. Ale nie mógł znieść myśli o pytaniach Mauricet- te:  Chśri,
jak tam poszło ze Smithem? Dlaczego wracasz dopiero teraz?" Znużenie gniotło go tak
wielkie, że nawet zmienić pozę na wygodniejszą było ponad
siły. Mdląca uraza, trujący niesmak napełniały Piotra. Dlaczego musiał uczestniczyć w takich
olbrzymich niedorzecznych czynach?
Mózg z niesamowitą monotonią wibrował: Zabici za nic... zabici za nic...
Oczy się sklejały, i zaraz się budził ze wstrząsem, ze słowem  nic", jak kropla goryczy na
wargach.
Skowyt żalu, który wygasł na krzyk kobiety, ożył w gardle Piotra, kiedy Baptysta, o
jakiejś jałowej porze, szturchnął go, mówiąc:
 Nikt nie znajdzie karabinu, nikt we wsi nie wie
o studni Opata.
 Zastrzeliłeś ggo z karabinu, który mmiałem, kiedy ratowałem mu żżycie  czkał
Piotr i jąkał się.  Jja nie chcę więcej żyć.
Baptysta oglądał coraz bledsze niebo.
 A co będzie z farmą? Jesteś moim synem, farma teraz należy do ciebie.
Głowa Piotra taczała się na zgiętych ramionach.
Ty!... ty - zawył.  Przez ciebie zdradziłem naszą młodość, ty morderco, dusicielu
kobiet, ty!
Ohydne dzwięki spłoszyły ptaka  odfrunął z gałęzi. Ale z chwilą gdy słowa Dawida
powróciły echem, czkawka Piotra ustała.  Nasza młodość?" O, nie! Zaiste, dzikie urojenie!
Nigdy nie było  naszej młodości" Dawida Monroe i Piotra Varioli. Młodość Anglika
upłynęła w pałacach i aeroplanach, podczas gdy młodość Piotra wałęsała się z podkulonym
ogonem po wiejskich drogach. Młodość Smitha spocznie wspaniale w marmurowym
grobowcu, podczas gdy młodość Piotra gnije w rowie, żeby ją każdy przechodzień mógł
kopnąć. Piotr podniósł wzrok na zmierzwioną brodę obok.
 Nie bój się, ojciec. Ja nie powiem, żeś ty zabił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl