[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tu jest okropny tłok, a przy tamtym straganie nikogo nie ma. Chodzmy tam.
 Tu kupimy. Jak jest tłok, to znaczy, że są dobre  zawyrokowała matka Janka. 
Postoimy sobie i poczekamy na naszą kolejkę.
 Kiedy mnie się nudzi.
 To idz i zobacz, jak się kury męczą w klatkach  zaproponowała matka Janka.
 Dobrze  zgodził się Janek radośnie.  Wypuszczę je!
 Ani się waż! Baby cię spiorą na kwaśne jabłko.
 To ja już lepiej tu zostanę  zdecydował Janek szybko.  Mama, dlaczego tata
był wczoraj taki zamyślony.
 Nie wiem  zastanowiła się.  Może o czymś myślał  dodała po chwili.
 Aha  zgodził się Janek.  Jak przyjdziemy do domu, to ja go zapytam, dobrze?
 Dla mnie dziesięć kilo  powiedziała matka Janka do tęgiej baby w wielkim
czerwonym fartuchu, na który zarzucona była peleryna z lisów.
 Słodkie jak cukier  powiedziała baba mechanicznie  ma pani w co wziąć?
Matka Janka szybkim ruchem wyciągnęła trzy wielkie papierowe torby z koszyka i
podała babie w pelerynie z lisów. Janek przyglądał się pelerynie z wielkim zainteresowaniem.
 Co to za zwierzak?  spytał wreszcie cicho,
 Lisy, lisy, nie widzisz, że lisy  oburzyła się od razu baba.
 Kto je upolował?  dopytywał się Janek niewzruszony.
 To są kanadyjskie lisy, pierwszorzędny towar. Jedna klientka mnie je dała. Może
paniusia kupi  zwróciła się do matki Janka.  Niedrogo, nietknięte przez mole. Siedem
sztuk jak złoto, na jedwabnej podszewce. Angielska księżniczka by się nie powstydziła.
Osiemdziesiąt złotych pani płaci  dodała.
 Bardzo drogo  oświadczył Janek.  I w ogóle siedem to za dużo. Niech mama
kupi dwa. Jeden będzie dla mnie, a jeden dla Andrzeja.
 Siedz cicho  warknęła matka Janka.  Zawsze musisz coś dziwnego
powiedzieć. Osiemdziesiąt złotych, proszę bardzo.
 Po co mama kupuje te siedem lisów?  ładnych lisów nie kupuję. Zliwki kupuję.
 Matka Janka spocona i czerwona na twarzy wpakowała dwie torby do wielkiego kosza,
lewą ręką podtrzymała trzecią i zaczęła przepychać się w stronę ulicy.
 Jazda, już, do tramwaju.
 Kiedy ja jeszcze nie widziałem, jak się kury męczą  zaoponował Janek.
 Chodz szybko, to się dowiemy, dlaczego tata jest zamyślony  zawołała matka
Janka w rozpaczy.
 Dobrze  Janek zgodził się szybko.  Tylko niech mama pyta, a ja się
schowam pod fotel i będę słuchał.
Ojciec Janka siedział przed radioodbiornikiem i słuchał  Muzyki i aktualności . Lejek
spał pod stołem, a Andrzej przeglądał stary numer  Przyjaciela %7łołnierza . Na odgłos drzwi
wejściowych Lejek leniwie pomachał kilka razy ogonem, uniósł głowę, nastawił uszu, po
czym przeciągnął się luksusowo i znów zasnął, zadowolony, że cała rodzina w domu.
 Możesz żałować, że nie byłeś na targu  zawołał Janek do Andrzeja.  Mama
mało co nie kupiła siedem lisów.
 Siedmiu  mruknął ojciec Janka.
 Mama!  Janek pobiegł szybko do kuchni.  Tata się odezwał. Tata już nie
myśli. Niech mama szybko spyta, dlaczego tata był wczoraj taki zamyślony.
 Janek chce wiedzieć, o czym ty ostatnio tak myślisz  uśmiechnęła się matka
Janka,.
Ojciec Janka jednym ruchem zakręcił radio.
 O telewizji  powiedział krótko.
 Dlaczego?  zaniepokoiła się matka Janka.
 Byłem w zeszłym tygodniu w świetlicy u Włodka. Mają nowy aparat telewizyjny.
Kosztuje siedem i pół tysiąca. Sprzedają na raty.
 No to co? Chyba nie masz zamiaru kupić?
 Człowiek chce żyć w dwudziestym wieku  wybuchnął ojciec Janka.  Radio
jest przeżytkiem. Skrzeczy, piszczy, nic nie widzisz, gadana sztuka teatralna to zawracanie
głowy. Trzeba widzieć, co się dzieje. Rozumiesz! Ekran w domu. Okno na świat!  zawołał,
wyrzucając w górą ręce.
 Okno za siedem i pół tysiąca  krzyknęła matka Janka.  Nawet się nie będę
denerwowała, bo wiem, że nigdy w życiu takiej sumy, w ręku nie miałeś.
 Sprzedają na raty  powiedział ojciec Janka spokojnie.
 Tata kupi takie okno!  ucieszył się Janek.
 Nigdy się nie zgodzę  zawołała matka Janka.  Przede wszystkim nie wierzę,
żeby to było coś warte. Musiałabym przedtem zobaczyć, a w ogóle jakbyś już miał na takie
drogie rzeczy, to mógłbyś kupić maszynę do prania. Są czeskie, dwa razy tańsze niż telewizja.
Albo lodówkę. A ty od razu telewizor. Dwudziesty wiek, nonsens.
 Tata powie, jak to jest  dopytywał się Andrzej.  Cały dzień można filmy
oglądać?
 Nie, nie cały dzień.
 A kiedy?
 Kilka godzin  powiedział ojciec Janka raczej cichym głosem.  Ale to się
rozkręci  dodał głośniej.  Włodek mi mówił, że za kilka lat będzie już całodzienny
program. Za pół godziny zaczną, O piątej. Jak chcecie, to pójdziemy na plac Konstytucji i
sami zobaczycie.
 Mnie to nie interesuje  oświadczyła matka Janka.  Jak będą demonstrowali
gdzieś maszynę do prania, to, owszem, możemy pójść.
 Chodz, mama  krzyknął Andrzej.  Może się zobaczy maszynę do prania też.
 Idzcie sami, ja muszę zabrać się do tych powideł.
Przed wielkim sklepem z radioodbiornikami stał gęsty, zbity tłum. Na wystawie, w
samym środku, królował aparat telewizyjny. Na niewielkim ekranie migały różne
srebrzyste wzory geometryczne, błyskawice faz po raz przecinały powierzchnię ekranu,
przejeżdżające tramwaje dawały najładniejsze wzory, samochody zaś tylko niewielkie
świetlne wężyki. Z głośnika telewizora rozbrzmiewały słowa jakiegoś dialogu, a potem
dzwięki muzyki. Ludzie wyciągali szyje, podnosili dzieci do góry. Samochody trąbiły, bo
coraz to większy tłum ludzi tarasował jezdnią. Ojciec Janka unosił w górę to Andrzeja, to
Janka. Wiał przykry wiatr. Było zimno.
 Aadne, co?  zapytał po jakichś dwudziestu minutach ojciec Janka.  No co,
wrócimy już do domu?
 Wrócimy  zgodzili się chłopcy.
 Głodny jestem  dodał Andrzej.
Gdy zmarznięci i zmęczeni wchodzili już na schody kamienicy, Janek nagle zawołał:
 No, ale kiedy zobaczymy telewizję? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl