[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widzieli dach chatki Skogstadów, a także porozrzucane wzdłuż rzeczki inne
letnie zagrody. Na samym końcu doliny były tylko mokradła i dzikie góry;
Knut wiedział, że biegnie tamtędy droga do zachodniego wybrzeża kraju, ale
stąd nie było jej widać.
- Jaka ciepła ziemia - Emilie usiadła wprost na mchu skalnej półeczki i
westchnęła z zadowoleniem. - Tutaj nie zmarzniemy.
Knut usiadł obok po jej lewej stronie, by móc ją objąć zdrową ręką.
Pomyślał, że teraz właśnie w górach jest najpiękniej: tyle tu było ptasiego
śpiewu i soczystej zieleni.
- A więc to Thomas chadza do dziewcząt u Grosetów - powiedziała z
zadumą Emilie, patrząc w dół na dolinę. - Ciekawe, do której.
- Wiekiem pasuje chyba do starszej? - Knut patrzył na potok po drugiej
stronie doliny. Wiedział, że spływa on z jeziora pełnego ryb.
- Może i tak - odparła Emilie - ale podejrzewam, że chodzi mu o młodszą.
Wszyscy wiedzą, że ugania się za młodymi dziewczynami.
- Czy jego ojciec ma prawo połowu w Raskaret? - Knut kiwnął głową w
stronę przeciwnego zbocza doliny.
- Tak, ale rzadko z niego korzysta, za daleko dla niego. Ponoć jest tam dużo
tłustych ryb.
- A ma tam jakąś szopkę z łodzią i siecią?
- Zdaje się, że jest tam jakaś kamienna chatka. Ale dawno tam nie byłam i
nie wiem - powiedziała Emilie przepraszającym tonem. - Moi bracia tam
bywają i zawsze sporo nałowią - odwróciła się ku Knutowi i spojrzała z
niepokojem na jego ramię.
- Bardzo boli?
- Czuję ranę, ale boli teraz mniej. - Knut położył się na ziemi, wyciągając
zdrowe ramię. - Połóż się tu obok mnie. Za dużo tej nocy nie pospaliśmy...
Emilie nie dała się prosić i ułożyła się z głową na ramieniu młodzieńca. Po
niebie wędrowały białe chmury o najróżniejszych kształtach i dziewczyna
zapatrzyła się w jedną z nich, formą przypominającą koryto wypełnione
wełnianką. Podczas gdy Knut bawił się jej włosami, wyobraziła sobie, że
wełnianka wysypie się z tego koryta na góry daleko na północy, dając miękkie
schronienie tamtejszej zwierzynie.
- Uważasz, że powinniśmy coś powiedzieć rodzicom? - Knut odezwał się w
przestrzeń, wyrywając Emilię z błogostanu.
- Niech sami się zorientują. Jakby spytali, możemy powiedzieć, że chcemy
się częściej widywać. - Emilie nie chciała wyjść na zbyt gorliwą, ale słowa
Knuta bardzo ją uradowały. A więc nie rozmyślił się od wczoraj wieczór!
- Prędzej czy pózniej się zorientują - stwierdził Knut. Jego rodzice wiedzieli
przecież, gdzie jest. - Tak bardzo nam się nie spieszy, prawda?
- Nie... - powiedziała Emilie po chwili. %7łeby tylko się nie rozmyślił...
Knut obrócił się na bok, oparł na prawym łokciu i spojrzał na młodą kobietę
obok.
- Mogę cię pocałować?
- Tak... - uśmiechnęła się radośnie, przepełniona szczęściem. Kiedy Knut
dotknął wargami jej warg, przez moment przeraziła się, że uzna ją za
niedoświadczoną i wstydliwą...
Rozdział dziewiąty
- Nie wybralibyśmy się jesienią do Raskaret? - spytał Knut, gdy następnego
ranka jedli śniadanie, na które Emilie podała serek z serwatki i szarlotkę. - Ja
bym łowił ryby, a ty zbierałabyś moroszki.
- Chętnie.
Emilie nalała Knutowi więcej mleka. Po porannym udoju policzki miała
zaróżowione, ale gorąco było jej też na wspomnienie wydarzeń tej nocy.
Wstała wtedy, by zrobić Knutowi zioła na sen, bo spał zle i stękał z bólu. Kiedy
pił napar, poprosił, by przysiadła obok niego na brzegu łóżka, a ona zrobiła, jak
chciał. Jakoś tak się stało, że w końcu wyciągnęła się na łóżku obok niego i
zaczęła gładzić jego czoło. Knut miał zranioną rękę po jej stronie, nie mógł jej
więc objąć, a ona uważała, żeby jej koszula nocna była przyzwoicie zapięta.
Wytworzyło się między nimi milczące napięcie, ale rozluznili się jakoś oboje,
bo wkrótce zasnęli.
- Rzadko chadzam w góry, ale z tobą pójdę bardzo chętnie.
- Emilie odstawiła kubek i westchnęła. - Jeżeli mi ojciec pozwoli.
- Przecież tata Skogstad też chciałby wiedzieć, czy nam jest ze sobą dobrze,
prawda? - mrugnął do niej Knut. - Musi więc nas od czasu do czasu spuścić z
oka. - Popatrzył na Emilie kpiąco i stwierdził, że kiedy się czerwieni, jest
jeszcze ładniejsza.
- Już się na to cieszę!
- A może uda nam się zobaczyć jeszcze raz tego lata?
- Mam nadzieję, że tak będzie. - Emilie spojrzała na niego i zmarszczyła
czoło. - Będziesz miał siłę jechać taki kawał do domu?
- Jakoś sobie poradzę. Tak bardzo już nie boli, najgorsze chyba za mną.
- Ale czy utrzymasz wodze?
- No pewnie. Jedną ręką można wszystko zrobić. Poza tym teraz pojadę
przez góry, więc pójdzie szybciej.
- Sam? Przez góry?
- Tak. Chyba że pojedziesz ze mną? - Zatroskanie Emilie rozbawiło Knuta. -
Będę uważał na niedzwiedzie i inne żarłoczne potwory. Na płaskowyżu
wszystko dobrze widać, więc nic mnie z tyłu nie zaatakuje.
- Przecież wiem, że sobie poradzisz - westchnęła Emilie.
- Boję się tylko, że rana ci się otworzy.
Knut podziękował za jedzenie i otarł usta rękawem. Nie mógł zostać dłużej u
Emilie, ale wiedział też, że ciurkiem nie wysiedzi tylu godzin na koniu. Jeżeli
jednak bez problemów dostanie się na płaskowyż, odpocznie sobie koło
jakiegoś jeziora. Ta myśl pozwoliła mu optymistycznie spojrzeć w przyszłość.
- No a ty? - Knut spojrzał badawczo na Emilie. - Nie będziesz się bała, tak
sama?
- Nie, skądże. Wieczorami będę palić ogień na kominku, bo na drapieżniki
najlepsza jest płonąca żagiew. - Emilie uśmiechnęła się z przekonaniem. - Poza
tym za parę dni przyjadą kosiarze i zrobi tu się ruch.
- Dziękuję za opiekę. - Knut przygładził długie włosy. - Obiecuję, że jak
będę jechał tu następny raz, spróbuję uniknąć żarłocznych niedzwiedzic. -
Roześmiał się, a Emilie mu zawtórowała.
- Uważaj na siebie. - Emilie podeszła do niego i pozwoliła mu się objąć. - Te
dni może dla ciebie nie były najszczęśliwsze, ale mnie dały moc radości. -
Przytuliła policzek do jego piersi i westchnęła z zadowoleniem. - Mam
nadzieję, że niedługo znów tu zawitasz...
Knut pochylił się i pocałował ją leciutko. Kiedy dziewczyna przymknęła
powieki, jej rzęsy rzuciły na policzki piękne cienie, a chłopak po raz pierwszy
zauważył, że Emilie ma śliczne brwi. Były równe i pełne, a łuki, które tworzyły
nad jej oczyma, były wręcz doskonale. Nagle zrozumiał, że to właśnie one
nadają jej twarzy tak łagodny wyraz.
- Piękna jesteś, wiesz? - powiedział bez zastanowienia, ale nie pożałował
tych słów. Była niezwykłą dziewczyną.
- Jestem... Emilie.
Knut patrzył na nią. Długo. Ta odpowiedz była niezwykła i zrobiła na nim
wrażenie. Młoda kobieta, którą obejmował, nie miała ochoty być nikim innym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
widzieli dach chatki Skogstadów, a także porozrzucane wzdłuż rzeczki inne
letnie zagrody. Na samym końcu doliny były tylko mokradła i dzikie góry;
Knut wiedział, że biegnie tamtędy droga do zachodniego wybrzeża kraju, ale
stąd nie było jej widać.
- Jaka ciepła ziemia - Emilie usiadła wprost na mchu skalnej półeczki i
westchnęła z zadowoleniem. - Tutaj nie zmarzniemy.
Knut usiadł obok po jej lewej stronie, by móc ją objąć zdrową ręką.
Pomyślał, że teraz właśnie w górach jest najpiękniej: tyle tu było ptasiego
śpiewu i soczystej zieleni.
- A więc to Thomas chadza do dziewcząt u Grosetów - powiedziała z
zadumą Emilie, patrząc w dół na dolinę. - Ciekawe, do której.
- Wiekiem pasuje chyba do starszej? - Knut patrzył na potok po drugiej
stronie doliny. Wiedział, że spływa on z jeziora pełnego ryb.
- Może i tak - odparła Emilie - ale podejrzewam, że chodzi mu o młodszą.
Wszyscy wiedzą, że ugania się za młodymi dziewczynami.
- Czy jego ojciec ma prawo połowu w Raskaret? - Knut kiwnął głową w
stronę przeciwnego zbocza doliny.
- Tak, ale rzadko z niego korzysta, za daleko dla niego. Ponoć jest tam dużo
tłustych ryb.
- A ma tam jakąś szopkę z łodzią i siecią?
- Zdaje się, że jest tam jakaś kamienna chatka. Ale dawno tam nie byłam i
nie wiem - powiedziała Emilie przepraszającym tonem. - Moi bracia tam
bywają i zawsze sporo nałowią - odwróciła się ku Knutowi i spojrzała z
niepokojem na jego ramię.
- Bardzo boli?
- Czuję ranę, ale boli teraz mniej. - Knut położył się na ziemi, wyciągając
zdrowe ramię. - Połóż się tu obok mnie. Za dużo tej nocy nie pospaliśmy...
Emilie nie dała się prosić i ułożyła się z głową na ramieniu młodzieńca. Po
niebie wędrowały białe chmury o najróżniejszych kształtach i dziewczyna
zapatrzyła się w jedną z nich, formą przypominającą koryto wypełnione
wełnianką. Podczas gdy Knut bawił się jej włosami, wyobraziła sobie, że
wełnianka wysypie się z tego koryta na góry daleko na północy, dając miękkie
schronienie tamtejszej zwierzynie.
- Uważasz, że powinniśmy coś powiedzieć rodzicom? - Knut odezwał się w
przestrzeń, wyrywając Emilię z błogostanu.
- Niech sami się zorientują. Jakby spytali, możemy powiedzieć, że chcemy
się częściej widywać. - Emilie nie chciała wyjść na zbyt gorliwą, ale słowa
Knuta bardzo ją uradowały. A więc nie rozmyślił się od wczoraj wieczór!
- Prędzej czy pózniej się zorientują - stwierdził Knut. Jego rodzice wiedzieli
przecież, gdzie jest. - Tak bardzo nam się nie spieszy, prawda?
- Nie... - powiedziała Emilie po chwili. %7łeby tylko się nie rozmyślił...
Knut obrócił się na bok, oparł na prawym łokciu i spojrzał na młodą kobietę
obok.
- Mogę cię pocałować?
- Tak... - uśmiechnęła się radośnie, przepełniona szczęściem. Kiedy Knut
dotknął wargami jej warg, przez moment przeraziła się, że uzna ją za
niedoświadczoną i wstydliwą...
Rozdział dziewiąty
- Nie wybralibyśmy się jesienią do Raskaret? - spytał Knut, gdy następnego
ranka jedli śniadanie, na które Emilie podała serek z serwatki i szarlotkę. - Ja
bym łowił ryby, a ty zbierałabyś moroszki.
- Chętnie.
Emilie nalała Knutowi więcej mleka. Po porannym udoju policzki miała
zaróżowione, ale gorąco było jej też na wspomnienie wydarzeń tej nocy.
Wstała wtedy, by zrobić Knutowi zioła na sen, bo spał zle i stękał z bólu. Kiedy
pił napar, poprosił, by przysiadła obok niego na brzegu łóżka, a ona zrobiła, jak
chciał. Jakoś tak się stało, że w końcu wyciągnęła się na łóżku obok niego i
zaczęła gładzić jego czoło. Knut miał zranioną rękę po jej stronie, nie mógł jej
więc objąć, a ona uważała, żeby jej koszula nocna była przyzwoicie zapięta.
Wytworzyło się między nimi milczące napięcie, ale rozluznili się jakoś oboje,
bo wkrótce zasnęli.
- Rzadko chadzam w góry, ale z tobą pójdę bardzo chętnie.
- Emilie odstawiła kubek i westchnęła. - Jeżeli mi ojciec pozwoli.
- Przecież tata Skogstad też chciałby wiedzieć, czy nam jest ze sobą dobrze,
prawda? - mrugnął do niej Knut. - Musi więc nas od czasu do czasu spuścić z
oka. - Popatrzył na Emilie kpiąco i stwierdził, że kiedy się czerwieni, jest
jeszcze ładniejsza.
- Już się na to cieszę!
- A może uda nam się zobaczyć jeszcze raz tego lata?
- Mam nadzieję, że tak będzie. - Emilie spojrzała na niego i zmarszczyła
czoło. - Będziesz miał siłę jechać taki kawał do domu?
- Jakoś sobie poradzę. Tak bardzo już nie boli, najgorsze chyba za mną.
- Ale czy utrzymasz wodze?
- No pewnie. Jedną ręką można wszystko zrobić. Poza tym teraz pojadę
przez góry, więc pójdzie szybciej.
- Sam? Przez góry?
- Tak. Chyba że pojedziesz ze mną? - Zatroskanie Emilie rozbawiło Knuta. -
Będę uważał na niedzwiedzie i inne żarłoczne potwory. Na płaskowyżu
wszystko dobrze widać, więc nic mnie z tyłu nie zaatakuje.
- Przecież wiem, że sobie poradzisz - westchnęła Emilie.
- Boję się tylko, że rana ci się otworzy.
Knut podziękował za jedzenie i otarł usta rękawem. Nie mógł zostać dłużej u
Emilie, ale wiedział też, że ciurkiem nie wysiedzi tylu godzin na koniu. Jeżeli
jednak bez problemów dostanie się na płaskowyż, odpocznie sobie koło
jakiegoś jeziora. Ta myśl pozwoliła mu optymistycznie spojrzeć w przyszłość.
- No a ty? - Knut spojrzał badawczo na Emilie. - Nie będziesz się bała, tak
sama?
- Nie, skądże. Wieczorami będę palić ogień na kominku, bo na drapieżniki
najlepsza jest płonąca żagiew. - Emilie uśmiechnęła się z przekonaniem. - Poza
tym za parę dni przyjadą kosiarze i zrobi tu się ruch.
- Dziękuję za opiekę. - Knut przygładził długie włosy. - Obiecuję, że jak
będę jechał tu następny raz, spróbuję uniknąć żarłocznych niedzwiedzic. -
Roześmiał się, a Emilie mu zawtórowała.
- Uważaj na siebie. - Emilie podeszła do niego i pozwoliła mu się objąć. - Te
dni może dla ciebie nie były najszczęśliwsze, ale mnie dały moc radości. -
Przytuliła policzek do jego piersi i westchnęła z zadowoleniem. - Mam
nadzieję, że niedługo znów tu zawitasz...
Knut pochylił się i pocałował ją leciutko. Kiedy dziewczyna przymknęła
powieki, jej rzęsy rzuciły na policzki piękne cienie, a chłopak po raz pierwszy
zauważył, że Emilie ma śliczne brwi. Były równe i pełne, a łuki, które tworzyły
nad jej oczyma, były wręcz doskonale. Nagle zrozumiał, że to właśnie one
nadają jej twarzy tak łagodny wyraz.
- Piękna jesteś, wiesz? - powiedział bez zastanowienia, ale nie pożałował
tych słów. Była niezwykłą dziewczyną.
- Jestem... Emilie.
Knut patrzył na nią. Długo. Ta odpowiedz była niezwykła i zrobiła na nim
wrażenie. Młoda kobieta, którą obejmował, nie miała ochoty być nikim innym [ Pobierz całość w formacie PDF ]