[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przestraszył się, kiedy zimno obudziło go w śniegu pod drzewami. Musiał zasnąć, nie zdając sobie
z tego sprawy.
Wprawnymi ruchami skierował konia znowu na drogę. Wystarczająco dużo ludzi umiera w
zadymkach i na mrozie.
Ole głęboko wciągał powietrze i rozglądał się wokół, ale innych podróżnych nie widział.
Zbliżając się do Gulsvik, zaczął poważnie rozważać, od czego powinien zacząć w
Christianii. Najwłaściwsze byłoby, gdyby poinformował o swoim przybyciu pana Reinerta i przy
pierwszej okazji spotkał się z nim w cztery oczy. Ole wzdragał się na myśl o tym spotkaniu, ale nie
miał innego wyjścia. Powinien wziąć odpowiedzialność za to, co zrobił, nie próbować żadnych
nędznych wymówek, ale sam Bóg wie, jak bardzo się tego bał. Nigdy nie czuł się bardziej
obnażony, niż teraz, gdy sobie wyobrażał, przez co będzie musiał przejść. Jeśli Hans zechce
odtrącić jego wyciągniętą rękę i zażąda zadośćuczynienia w imieniu córki, Ole będzie musiał się
zgodzić. Ale wszystko zniesie, byleby tylko mógÅ‚ wrócić do Åshild z lżejszym sercem.
Tracił jednak pewność siebie, kiedy wyobrażał sobie spotkanie z ojcem Niny. Nie był
pewien, czy to właśnie z Reinertem ma najpierw rozmawiać. Może byłoby rozsądniej spotkać się z
Niną, zanim dojdzie do upokarzającej rozmowy z jej ojcem? Nina musi być już bardzo gruba, tak
blisko porodu.
Nagle przemknęła mu przez głowę myśl, która sprawiła, że zamarł. A co, jeśli Niny nie ma
w Christianii? Może rodzina wysłała ją gdzieś, żeby tam urodziła. Może chcieli uniknąć skandalu.
Olemu z wrażenia poczerwieniały policzki. Czy to dlatego nie odpowiedziała na jego list? A może
rodzina postanowiła, że dziecko należy oddać komuś na wychowanie, zapłacić, i zapomnieć jak
najszybciej? Ole skulił się. Jeśli on się teraz pojawi, to czyż nie ściągnie na Ninę jeszcze większych
zmartwień? W co się tak naprawdę wdaje? Zatrzymał spojrzenie na czarnej grzywie, poruszającej
się lekko w podmuchach wiatru i falującej na końskim karku. Nie jest jeszcze za pózno, by
zawrócić. Czarny przyniósł go tutaj, to pewnie zaniesie z powrotem do domu. Ole spoglądał na
swoje wielkie rękawice i myślał, że wystarczy jedno szarpnięcie lejców. To takie proste odwrócić
siÄ™ plecami od Christianii i od Niny.
Ale spokojnie jechał dalej. Wmawiał sobie, że postępuje słusznie. %7łeby tylko uczucia nie
były takie zmienne. Bo w jednym momencie z całego serca pragnął zawrócić i galopem popędzić
do Åshild. Tak bardzo nie chciaÅ‚ spotkania z rodzinÄ… Reinertów, w ten sposób pokazaÅ‚by, że odnosi
się z dystansem do wszystkiego, co się stało. Pokazałby, że nie czuje się odpowiedzialny, że chce o
tym zapomnieć. W następnej chwili jednak był całkiem pewien, że pragnie spotkać ojca Niny
twarzą w twarz i wytłumaczyć się. Nie chciał uciekać jak jakiś nędznik, zdecydowany był przyjąć
gniew i wyrzuty, na jakie zasłużył. Już się prawie zaczynał cieszyć, że będzie to miał za sobą.
- Och! - Ole jęknął. To węzeł nie do rozwiązania, który zaciska się coraz bardziej, im więcej
się o tym myśli.
Nie było jeszcze pózno, ale zapadł już gęsty zmrok, kiedy Ole dotarł do Gulsvik. Tutaj roiło
się od ludzi, przed stacją stało wiele sań. Większość załadowana towarami. Niektóre jechały z
miasta, inne z pewnością jutro będą przeprawiać się przez jezioro, myślał Ole. Zanim wszedł do
środka, zatroszczył się o konia. Stajenny był rosłym mężczyzną, wyglądał na rzeczowego i obrot-
nego, więc Ole ustalił cenę za to, by Czarny mógł tutaj poczekać, podczas gdy on sam wyruszy
dalej saniami.
- Spodziewam się, że koń znajdzie u was dobrą opiekę - powiedział Ole, dając stajennemu
pieniądze. - Resztę dostaniesz, jak wrócę. - Uśmiechnął się sztywno, bo twarz miał wciąż
przemarzniętą. - Nie pożałuję dodatkowych szylingów, jeśli będę z ciebie zadowolony.
Ole wiedział, że już i tak zapłacił godziwie, było jednak ważne, by koń znajdował się w
dobrej formie, kiedy on wróci z Christianii.
Poszedł do izby rad, że posiedzi w cieple. Był pewien, że znajdzie podwodę na jutro. Każdy
przecież chce zarobić dodatkowe pieniądze.
Następnego dnia pięcioro sań miało ruszyć w drogę przez zamarznięte, wydłużone jezioro
Krøderen i Ole znalazÅ‚ miejsce u Eirika transportujÄ…cego deski. KoÅ„ ciÄ…gnÄ…Å‚ pewnie, sanie szÅ‚y
lekko. Przy takim mrozie jak teraz warstwa śniegu trzyma się lodu i konie mają oparcie dla nóg.
Sanie toczyły się jedne za drugimi, kawałek od brzegu. Dopóki nie ma wiatru, mróz nie jest taki
dokuczliwy. Konie w obłokach białej pary posuwały się miarowo w stronę Noresund. Niskie słońce
rzucało czerwonawe promienie na niewielki orszak, po obu stronach wąskiego jeziora stal
przybrany na biało las. Krajobraz jest piękny, taki spokój dookoła, pomyślał Ole. Wiedział jednak
bardzo dobrze, jak to bÄ™dzie, kiedy nad Krøderen rozszalejÄ… siÄ™ zimowe sztormy, wtedy taka podróż
może się przemienić w walkę o życie.
W pewnej chwili sanie jadące za Olem i Eirikiem zbliżyły się do nich z boku. Sunęły z
wielką szybkością, Ole myślał, że woznica chce ich wyprzedzić.
- Powinniśmy jechać środkiem jeziora! - wołano z tamtych sań. - Ostatnio widywano tutaj
wilki, bestie mogą się czaić przy brzegu na skraju lasu. Na środku będziemy bezpieczniejsi.
- Ale czy lód wytrzyma? - Zawołał Eirik w odpowiedzi, wstrzymując swojego konia.
- No pewnie. Przy takim mrozie jak ostatnio!
Sanie skręciły ku środkowi jeziora i woznica pomachał do nich. W tej samej chwili Ole
poczuł, że będzie to decyzja brzemienna w skutki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl