[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teraz.
- Zamknij drzwi - powiedział do Rassitera.
Rassiter umilkł i zrobił tak, jak mu powiedziano. Pook wystarczająco rozzłościł się na niego,
gdy dowiedział się o niepowodzeniu w kanałach - nie trzeba było naciskać w tym względzie.
Mistrz gildii zwrócił się znów do LaValle a, tym razem nie z pytaniem.
- Dostań go - powiedział.
LaValle zaśpiewał cicho zaklęcie i znów machnął berłem przed Pierścieniem Tarosa, a
potem sięgnął przez szklistą zasłonę oddzielającą plany i chwycił zaspanego Regisa za włosy.
- Guenhwyvar! - udało się krzyknąć Regisowi, lecz LaValle przeciągnął go przez bramę i
rzucił na podłogę. Regis potoczył się do stóp Pashy Pooka.
- Hmm... witaj - wyjąkał, patrząc z usprawiedliwieniem na Pashę Pooka. - Możemy o tym
porozmawiać?
Pook kopnął go w żebra i postawił koniec swego kija na piersi Regisa.
- Będziesz tysiąckroć błagał o śmierć, zanim uwolnię cię z tego świata - obiecał mu mistrz
gildii.
Regis nie wątpił w ani jedno jego słowo.
21. Tam gdzie nie świeci słońce
Wulfgar uskakiwał i przykucał, prześlizgując się wśród posągów lub przemykając za
ciężkimi gobelinami. Było tu po prostu zbyt wiele szczurołaków, zbliżających się do niego ze
wszystkich stron, aby mógł mieć nadzieję na ucieczkę. Wszedł do jednego z korytarzy i zobaczył
trzech szczurołaków, biegnących w jego stronę. Walcząc z przerażeniem skoczył za otwór,
przystanął i przycisnął plecy mocno do rogu. Gdy szczurołaki wpadły do pokoju, powalił je
szybkimi uderzeniami Aegis-fanga.
Wrócił potem korytarzem, mając nadzieję, że zaskoczy resztę ścigających go. Wszedł do
dużego pokoju z rzędami krzeseł i wysokim sufitem - do prywatnego teatru Pooka, w którym
grywały wędrowne trupy. Nad środkiem wisiał ogromny świecznik z tysiącami płonących świec i z
marmurowymi kolumnami, rzezbionymi delikatnie w postacie znanych bohaterów i egzotycznych
potworów, umieszczonymi wzdłuż ścian. Znów nie miał czasu podziwiać wspaniałości dekoracji.
W pokoju zauważył tylko jedną rzecz: krótkie schody pod jedną ze ścian, prowadzące na balkon.
Szczurołaki wpadły do pokoju przez liczne wejścia. Wulfgar obejrzał się przez ramię na
korytarz, lecz stwierdził, że i on jest zablokowany. Wzruszył ramionami i pobiegł schodami w górę,
sądząc, że przynajmniej w ten sposób będzie mógł walczyć z szeregami atakujących, a nie zaś z ich
tłumem. Dwa szczurołaki pobiegły za nim po schodach, lecz gdy Wulfgar dotarł do podestu i
odwrócił się ku nim, zorientowały się, że są w gorszym położeniu. Barbarzyńca górował nad nimi
nawet na równym poziomie. Teraz, trzy stopnie wyżej jego kolana były na wysokości ich oczu. Nie
była to zła pozycja do ataku, szczurołaki mogły zaatakować nie chronione nogi Wulfgara, lecz gdy
Aegis-fang zatoczył przerażający łuk w dół, żaden ze szczurołaków nie mógł zwolnić jego ruchu.
Na schodach nie mieli też miejsca, aby w miarę szybko zejść mu z drogi.
Młot bojowy trzasnął w czaszkę jednego ze szczurołaków z siłą wystarczającą do złamania
kostek u nóg, drugi zaś zbladł pod swym brązowym futrem i zeskoczył ze schodów. Wulfgar omal
nie roześmiał się w głos. Nagle zobaczył przygotowywane włócznie. Pobiegł na balkon, aby ukryć
się za balustradą i krzesłami, mając nadzieję znalezienia innego wyjścia. Zcigające go szczurołaki
wpłynęły na schody. Nie znalazł innych drzwi. Pokręcił głową stwierdziwszy, że znalazł się w
pułapce i już trzymał Aegis-fang w pogotowiu.
Co Drizzt mówił mu o szczęściu? To, że prawdziwy wojownik zawsze znajdzie właściwą
drogę, jedną otwartą ścieżkę, którą przypadkowi obserwatorzy mogą uważać za szczęśliwą?
Roześmiał się w głos. Kiedyś zabił smoka, strącając sopel lodu wiszący nad jego grzbietem.
Zastanowił się, co może zrobić potężny świecznik z tysiącami płonących świec w pokoju pełnym
szczurołaków.
- Tempus! - ryknął barbarzyńca do swego boga wojny, szukając pewnej dozy szczęścia
inspirowanej przez bóstwo, która mogłaby mu pomóc - mimo wszystko, Drizzt nie może wiedzieć o
wszystkim! Miotnął Aegis-fangiem z całej siły, rzucając się w ślad za nim. Aegis-fang przeleciał
przez pokój tak dokładnie, jak zawsze, gdy rzucał nim Wulfgar. Przebił zawieszenie żyrandola,
odbijając przy okazji potężny kawał sufitu. Szczurołaki rozbiegły się na boki, gdy olbrzymia kula
kryształu i ognia eksplodowała na podłodze. Wulfgar postawił stopę na balustradzie balkonu i
skoczył.
* * * * *
Bruenor warknął i podniósł topór nad głowę, mając zamiar wyrąbać drzwi do domu gildii
jednym uderzeniem, lecz gdy z tupotem pokonywał ostatnie metry, nad jego ramieniem świsnęła
strzała, wypalając dziurę wokół zamka i drzwi się otworzyły. Nie mogąc się zatrzymać, wpadł
przez otwór i przetoczył się Przez głowę po wewnętrznych schodach, zabierając ze sobą dwóch
zaskoczonych strażników. Oszołomiony podniósł się na kolana i spojrzał w górę na schody. Ujrzał
Drizzta przeskakującego po pięć stopni naraz i Catti-brie podążającą za nim.
- Do cholery z tobą, dziewczyno! - ryknął. - Mówiłem ci, abyś mi mówiła, gdy masz zamiar
to zrobić!
- Nie ma czasu - przerwał Drizzt. Zeskoczył z ostatnich siedmiu stopni, tuż nad klęczącym
krasnoludem, aby zagrodzić drogę dwóm szczurołakom, zbliżającym się z tyłu do Bruenora.
Bruenor wziął swój hełm, nałożył go na miejsce i odwrócił się, aby dołączyć do zabawy,
lecz oba szczurołaki od dawna były już martwe - jeszcze zanim zdążył stanąć na nogach, zaś Drizzt
biegł już w kierunku odgłosów większej bitwy, rozgrywającej się gdzieś wewnątrz kompleksu.
Bruenor zaproponował swe ramię Catti-brie, gdy przebiegała obok niego tak, że mógł coś zyskać ze
swego pędu w tym pościgu.
* * * * *
Olbrzymie nogi Wulfgara przeniosły go bez wysiłku nad szczątkami żyrandola. Barbarzyńca
objął głowę ramionami, gdy wpadł w grupę szczurołaków, odsuwając ich kopniakami.
Oszołomiony, lecz nadal świadom kierunku, w którym powinien biec, przetoczył się przez drzwi i
wpadł do innego, dużego pokoju. Przed nim widniały otwarte drzwi, prowadzące do następnego
labiryntu pokoi i korytarzy. Lecz nie mógł mieć nadziei dotarcia tam, przy kilkudziesięciu
szczurołakach blokujących mu drogę. Prześliznął się pod ścianę pokoju i przycisnął plecy do
ściany.
Sądząc, że nie jest uzbrojony szczurołaki ruszyły na niego, wrzeszcząc w ciemności. Nagle
Aegis-fang w magiczny sposób wrócił do rąk Wulfgara i ten zwalił z nóg dwóch pierwszych, którzy
akurat dotarli do niego. Rozejrzał się w poszukiwaniu następnej dawki szczęścia.
Nie tym razem.
Szczurołaki syczały na niego ze wszystkich stron, zgrzytając swymi popsutymi zębami. Nie
potrzebowali Rassitera, aby wyjaśnił im moc, jaką taki olbrzym - olbrzym szczurołak - mógł dodać
ich gildii. Barbarzyńca poczuł się nagle nagi w swej tunice bez rękawów, gdy każde z ugryzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
teraz.
- Zamknij drzwi - powiedział do Rassitera.
Rassiter umilkł i zrobił tak, jak mu powiedziano. Pook wystarczająco rozzłościł się na niego,
gdy dowiedział się o niepowodzeniu w kanałach - nie trzeba było naciskać w tym względzie.
Mistrz gildii zwrócił się znów do LaValle a, tym razem nie z pytaniem.
- Dostań go - powiedział.
LaValle zaśpiewał cicho zaklęcie i znów machnął berłem przed Pierścieniem Tarosa, a
potem sięgnął przez szklistą zasłonę oddzielającą plany i chwycił zaspanego Regisa za włosy.
- Guenhwyvar! - udało się krzyknąć Regisowi, lecz LaValle przeciągnął go przez bramę i
rzucił na podłogę. Regis potoczył się do stóp Pashy Pooka.
- Hmm... witaj - wyjąkał, patrząc z usprawiedliwieniem na Pashę Pooka. - Możemy o tym
porozmawiać?
Pook kopnął go w żebra i postawił koniec swego kija na piersi Regisa.
- Będziesz tysiąckroć błagał o śmierć, zanim uwolnię cię z tego świata - obiecał mu mistrz
gildii.
Regis nie wątpił w ani jedno jego słowo.
21. Tam gdzie nie świeci słońce
Wulfgar uskakiwał i przykucał, prześlizgując się wśród posągów lub przemykając za
ciężkimi gobelinami. Było tu po prostu zbyt wiele szczurołaków, zbliżających się do niego ze
wszystkich stron, aby mógł mieć nadzieję na ucieczkę. Wszedł do jednego z korytarzy i zobaczył
trzech szczurołaków, biegnących w jego stronę. Walcząc z przerażeniem skoczył za otwór,
przystanął i przycisnął plecy mocno do rogu. Gdy szczurołaki wpadły do pokoju, powalił je
szybkimi uderzeniami Aegis-fanga.
Wrócił potem korytarzem, mając nadzieję, że zaskoczy resztę ścigających go. Wszedł do
dużego pokoju z rzędami krzeseł i wysokim sufitem - do prywatnego teatru Pooka, w którym
grywały wędrowne trupy. Nad środkiem wisiał ogromny świecznik z tysiącami płonących świec i z
marmurowymi kolumnami, rzezbionymi delikatnie w postacie znanych bohaterów i egzotycznych
potworów, umieszczonymi wzdłuż ścian. Znów nie miał czasu podziwiać wspaniałości dekoracji.
W pokoju zauważył tylko jedną rzecz: krótkie schody pod jedną ze ścian, prowadzące na balkon.
Szczurołaki wpadły do pokoju przez liczne wejścia. Wulfgar obejrzał się przez ramię na
korytarz, lecz stwierdził, że i on jest zablokowany. Wzruszył ramionami i pobiegł schodami w górę,
sądząc, że przynajmniej w ten sposób będzie mógł walczyć z szeregami atakujących, a nie zaś z ich
tłumem. Dwa szczurołaki pobiegły za nim po schodach, lecz gdy Wulfgar dotarł do podestu i
odwrócił się ku nim, zorientowały się, że są w gorszym położeniu. Barbarzyńca górował nad nimi
nawet na równym poziomie. Teraz, trzy stopnie wyżej jego kolana były na wysokości ich oczu. Nie
była to zła pozycja do ataku, szczurołaki mogły zaatakować nie chronione nogi Wulfgara, lecz gdy
Aegis-fang zatoczył przerażający łuk w dół, żaden ze szczurołaków nie mógł zwolnić jego ruchu.
Na schodach nie mieli też miejsca, aby w miarę szybko zejść mu z drogi.
Młot bojowy trzasnął w czaszkę jednego ze szczurołaków z siłą wystarczającą do złamania
kostek u nóg, drugi zaś zbladł pod swym brązowym futrem i zeskoczył ze schodów. Wulfgar omal
nie roześmiał się w głos. Nagle zobaczył przygotowywane włócznie. Pobiegł na balkon, aby ukryć
się za balustradą i krzesłami, mając nadzieję znalezienia innego wyjścia. Zcigające go szczurołaki
wpłynęły na schody. Nie znalazł innych drzwi. Pokręcił głową stwierdziwszy, że znalazł się w
pułapce i już trzymał Aegis-fang w pogotowiu.
Co Drizzt mówił mu o szczęściu? To, że prawdziwy wojownik zawsze znajdzie właściwą
drogę, jedną otwartą ścieżkę, którą przypadkowi obserwatorzy mogą uważać za szczęśliwą?
Roześmiał się w głos. Kiedyś zabił smoka, strącając sopel lodu wiszący nad jego grzbietem.
Zastanowił się, co może zrobić potężny świecznik z tysiącami płonących świec w pokoju pełnym
szczurołaków.
- Tempus! - ryknął barbarzyńca do swego boga wojny, szukając pewnej dozy szczęścia
inspirowanej przez bóstwo, która mogłaby mu pomóc - mimo wszystko, Drizzt nie może wiedzieć o
wszystkim! Miotnął Aegis-fangiem z całej siły, rzucając się w ślad za nim. Aegis-fang przeleciał
przez pokój tak dokładnie, jak zawsze, gdy rzucał nim Wulfgar. Przebił zawieszenie żyrandola,
odbijając przy okazji potężny kawał sufitu. Szczurołaki rozbiegły się na boki, gdy olbrzymia kula
kryształu i ognia eksplodowała na podłodze. Wulfgar postawił stopę na balustradzie balkonu i
skoczył.
* * * * *
Bruenor warknął i podniósł topór nad głowę, mając zamiar wyrąbać drzwi do domu gildii
jednym uderzeniem, lecz gdy z tupotem pokonywał ostatnie metry, nad jego ramieniem świsnęła
strzała, wypalając dziurę wokół zamka i drzwi się otworzyły. Nie mogąc się zatrzymać, wpadł
przez otwór i przetoczył się Przez głowę po wewnętrznych schodach, zabierając ze sobą dwóch
zaskoczonych strażników. Oszołomiony podniósł się na kolana i spojrzał w górę na schody. Ujrzał
Drizzta przeskakującego po pięć stopni naraz i Catti-brie podążającą za nim.
- Do cholery z tobą, dziewczyno! - ryknął. - Mówiłem ci, abyś mi mówiła, gdy masz zamiar
to zrobić!
- Nie ma czasu - przerwał Drizzt. Zeskoczył z ostatnich siedmiu stopni, tuż nad klęczącym
krasnoludem, aby zagrodzić drogę dwóm szczurołakom, zbliżającym się z tyłu do Bruenora.
Bruenor wziął swój hełm, nałożył go na miejsce i odwrócił się, aby dołączyć do zabawy,
lecz oba szczurołaki od dawna były już martwe - jeszcze zanim zdążył stanąć na nogach, zaś Drizzt
biegł już w kierunku odgłosów większej bitwy, rozgrywającej się gdzieś wewnątrz kompleksu.
Bruenor zaproponował swe ramię Catti-brie, gdy przebiegała obok niego tak, że mógł coś zyskać ze
swego pędu w tym pościgu.
* * * * *
Olbrzymie nogi Wulfgara przeniosły go bez wysiłku nad szczątkami żyrandola. Barbarzyńca
objął głowę ramionami, gdy wpadł w grupę szczurołaków, odsuwając ich kopniakami.
Oszołomiony, lecz nadal świadom kierunku, w którym powinien biec, przetoczył się przez drzwi i
wpadł do innego, dużego pokoju. Przed nim widniały otwarte drzwi, prowadzące do następnego
labiryntu pokoi i korytarzy. Lecz nie mógł mieć nadziei dotarcia tam, przy kilkudziesięciu
szczurołakach blokujących mu drogę. Prześliznął się pod ścianę pokoju i przycisnął plecy do
ściany.
Sądząc, że nie jest uzbrojony szczurołaki ruszyły na niego, wrzeszcząc w ciemności. Nagle
Aegis-fang w magiczny sposób wrócił do rąk Wulfgara i ten zwalił z nóg dwóch pierwszych, którzy
akurat dotarli do niego. Rozejrzał się w poszukiwaniu następnej dawki szczęścia.
Nie tym razem.
Szczurołaki syczały na niego ze wszystkich stron, zgrzytając swymi popsutymi zębami. Nie
potrzebowali Rassitera, aby wyjaśnił im moc, jaką taki olbrzym - olbrzym szczurołak - mógł dodać
ich gildii. Barbarzyńca poczuł się nagle nagi w swej tunice bez rękawów, gdy każde z ugryzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]