[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ma mowy. Jest teraz silna. Więc o co chodzi?
Dlaczego nie możesz zostać?
Bo... mieszkam i żyję w Bostonie, a on...
Och, proszę. Masa szczęśliwych małżeństw
boryka się ze znacznie gorszymi problemami. Daj
mu szansę. Rano przyślemy łódz. Okej?
Emily przełknęła ślinę. Spojrzała do góry na
niebieskie tropikalne niebo. Kiedy się odwróciła,
mignął jej między drzewami szafirowy T shirt
Loringa. Do licha, chyba się podda. Bo choć nie
chciała się do tego przyznać, to jednak w tym, co
powiedziała Sally, było sporo sensu.
Okej.
86 Isabel Sharpe
Cieszę się. Emily?
Tak?
Zabaw się trochę... tak dla odmiany.
Połączenie zostało przerwane. Emily zmrużyła
oczy. Dla odmiany? Przecież umie się bawić. Tyle
że w ciągu ostatnich dwóch lat nie miała na to
czasu. Ale przedtem Loring każdą rzecz potrafił
zamienić w zabawę... jeśli tylko miał ochotę.
Wolnym krokiem powędrowała z powrotem.
Loring stał oparty o drzewo, z założonymi rękoma,
i patrzył na nią.
Dopiero rano Sally przyśle łódz. Podobno nie
mają teraz żadnej w zapasie.
Triumfalny uśmiech, którego się spodziewała
po Loringu, nie nastąpił. Tylko uniósł brew i zapy-
tał z nadzieją w głosie:
To ci odpowiada?
Nie mamy wyboru! Mogłabym zadzwonić na
812, ale... Wskazała ręką na lodówkę i butelkę
szampana. Wątpię, żeby potraktowali to jako
nagły wypadek.
Naprawdę? Uśmiechnął się kącikami warg
i oderwał się od drzewa.
Wzruszyła ramionami i popatrzyła w dół na
piasek.
Myślę, że jakoś to zniosę.
To dobrze. Uśmiechnął się szeroko i z po-
wrotem dzwignął lodówkę. Bo ja jak najbardziej.
W drodze do domku nastrój Emily ustabilizował
się. Dwadzieścia minut temu czuła się jak w po-
trzasku równocześnie chciała znalezć w sobie
Wesele na Karaibach 87
dość siły, żeby opuścić wyspę, i rozpaczliwie
pragnęła pozostać na niej. Teraz za jednym pociąg-
nięciem miała wszystko udowodniła sobie, że jest
na tyle silna, by móc stąd odjechać, a jednocześnie
dostała to, na co od początku miała ochotę. Noc
z Loringiem na wyspie, tylko ich dwoje w domku.
Z ogromnym, świeżo posłanym łóżkiem.
Już samo podekscytowanie mogłoby być czymś
wyjątkowym, nawet gdyby nie zdecydowała się
na ostateczny krok.
Nagle ze zdziwieniem stwierdziła, że wcale się
nie spodziewa, że będzie ją namawiał i przekony-
wał do kochania się, gdyby jej to nie odpowiadało.
Dawnego Loringa nic by nie powstrzymało przed
postawieniem na swoim. Poczuła się bezpieczniej-
sza i, o dziwo, swobodna i zrelaksowana. Może
rzeczywiście się zmienił? Może, gdyby się po-
starali, ich związek mógłby funkcjonować? Jakoś?
Przecież, poza seksualnym pociągiem, nadal
lubiła przebywać z Loringiem. Ostatnie dni poka-
zały, że może im być ze sobą zupełnie miło.
Wystarczy przypomnieć sobie, jacy okazali się
skuteczni w poszukiwaniu skarbu. Ustępowali
sobie nawzajem, zdając się na intuicję i intelekt
drugiego. Wprawdzie życie nie jest zabawą w po-
szukiwanie skarbu, ale ich odnowiona znajomość
zapowiada się całkiem niezle.
Czyżby nagle stała się blizniaczą siostrą Polly-
anny? Skąd w niej tyle optymizmu?
Wstawiła szampana z powrotem do wiaderka,
by zaraz znów go wyjąć. Po co czekać?
88 Isabel Sharpe
Szampana? Ostrożnie rozkręcała drucik,
dopóki nie poczuła, że korek zaraz wystrzeli.
Tylko nie urońani kropli. Otworzył lodów-
kę i zaczął wyjmować puszki i pojemniki. Po-
patrz no tylko. Pasztet, pieczony kurczak, sałatka,
ciasto w czekoladowej polewie, kawior i... kon-
domy...
Paff! Korek wystrzelił, nim zdążyła go przy-
trzymać; szampan trysnął z butelki. Emily wy-
buchnęła śmiechem i rzuciła się po kieliszek, by
podstawić go pod wylewający się z butelki płyn.
Wow! Loring chwycił papierową serwetkę,
żeby wytrzeć podłogę. Powiedziałbym, że ten
korek ma osobliwe wyczucie czasu.
Wiedział, kiedy wystrzelić: na cześć kawioru
i... urwała, nagle zawstydzona.
Podniósł wzrok i zrobił do niej oko.
Tak. Zdaje się, że Sally pomyślała o wszyst-
kim.
Zdaje się.
Ale tylko za zgodą obu pełnoletnich stron.
Rzucił serwetkę do kosza i wyciągnął z lodówki
wilgotną chusteczkę, żeby wytrzeć ręce. Jeśli się
nie zgodzisz, niczego nie będzie. %7ładnych sztu-
czek, żadnego uwodzenia, żadnego...
Tak, Loring. Wiem, że mogę ci... zaufać.
Przestał wycierać ręce; odwrócił się i uśmiechnął
do niej. To nie był uśmiech na wiwat, ani ciepły,
przyjazny uśmiech, nie był to też uśmiech grzecz-
nościowy, ale uśmiech prawdziwego szczęścia,
który ich połączył na długą, zapierającą dech
Wesele na Karaibach 89
w piersi chwilę, taki sam, jaki ich łączył od
pierwszego dnia znajomości, zanim wszystko za-
częło się psuć.
Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy. Nie
zawsze mogłaś się przy mnie czuć bezpiecznie.
Emily próbowała przełknąć ślinę, ale nie mogła;
ściskało ją w gardle.
Co było, to było.
Uśmiechnął się teraz szeroko. Pokiwał głową
i wskazał ręką na butelkę szampana.
Więc wypijmy za przyszłość.
Zwietny pomysł. Zawrót głowy narastał.
Coś puściło i jakaś nowa przestrzeńotworzyła się
między nimi. Jak po burzy, która oczyszcza powie-
trze, a płuca lżej oddychają.
Nalała szampana do drugiego kieliszka, po
czym, gdy opadła piana, napełniła je po brzegi.
Uspokoiła się, jej ruchy stały się precyzyjne i nie-
spieszne. Nalewając szampana dla siebie i dla
Loringa, zanurzyła się tylko w tej jednej chwili.
Tak sobie wyobrażała, i to nie jeden raz, ich sam na
sam w apartamencie dla nowożeńców podczas
miesiąca miodowego. Były to niebezpieczne myśli,
ale, o dziwo, nie czuła się niczym zagrożona.
Zanosiło się na idealną noc, bez względu na
wszystko.
Sally nie pomyliła się: Emily nie miała zbyt
wielu przyjemności i okazji do zabawy.
Wstawiła butelkę do lodu i zakorkowała ją
zatyczką wiszącą na srebrnym łańcuszku przy
rączce wiaderka. Kieliszki w jej dłoniach były
90 Isabel Sharpe
zimne i ciężkie, gdy je wzięła i niosła do Loringa,
który wpatrywał się w nią tak, jakby już samo
patrzenie na nią i na sposób, w jaki nalewała dla
nich szampana, sprawiały mu wielką przyjemność
i zapowiadały coś bardziej ekscytującego.
Och, przeczuwała, że to będzie naprawdę wspa-
niały wieczór.
Wznieśmy toast. Wręczyła mu kieliszek
i delikatnie się z nim trąciła. Za jutrzejszą
uroczystość
I za uroczystość, która nigdy się nie odbyła.
Tak. Przełknęła z trudem, starając się za-
chować naturalny ton głosu. I za... tamtą.
Wypili łyczek, popatrzyli na siebie znad kielisz-
ków i na dłużej zatrzymali wzrok.
Mmm. Doskonały.
Była przekonana, że w ten sposób wyraża
uznanie dla szampana, ale Loring wyglądał tak
seksownie zgrabny i wysoki, z ciemnymi, lekko
zmierzwionymi włosami, a przy tym taki mocarny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
ma mowy. Jest teraz silna. Więc o co chodzi?
Dlaczego nie możesz zostać?
Bo... mieszkam i żyję w Bostonie, a on...
Och, proszę. Masa szczęśliwych małżeństw
boryka się ze znacznie gorszymi problemami. Daj
mu szansę. Rano przyślemy łódz. Okej?
Emily przełknęła ślinę. Spojrzała do góry na
niebieskie tropikalne niebo. Kiedy się odwróciła,
mignął jej między drzewami szafirowy T shirt
Loringa. Do licha, chyba się podda. Bo choć nie
chciała się do tego przyznać, to jednak w tym, co
powiedziała Sally, było sporo sensu.
Okej.
86 Isabel Sharpe
Cieszę się. Emily?
Tak?
Zabaw się trochę... tak dla odmiany.
Połączenie zostało przerwane. Emily zmrużyła
oczy. Dla odmiany? Przecież umie się bawić. Tyle
że w ciągu ostatnich dwóch lat nie miała na to
czasu. Ale przedtem Loring każdą rzecz potrafił
zamienić w zabawę... jeśli tylko miał ochotę.
Wolnym krokiem powędrowała z powrotem.
Loring stał oparty o drzewo, z założonymi rękoma,
i patrzył na nią.
Dopiero rano Sally przyśle łódz. Podobno nie
mają teraz żadnej w zapasie.
Triumfalny uśmiech, którego się spodziewała
po Loringu, nie nastąpił. Tylko uniósł brew i zapy-
tał z nadzieją w głosie:
To ci odpowiada?
Nie mamy wyboru! Mogłabym zadzwonić na
812, ale... Wskazała ręką na lodówkę i butelkę
szampana. Wątpię, żeby potraktowali to jako
nagły wypadek.
Naprawdę? Uśmiechnął się kącikami warg
i oderwał się od drzewa.
Wzruszyła ramionami i popatrzyła w dół na
piasek.
Myślę, że jakoś to zniosę.
To dobrze. Uśmiechnął się szeroko i z po-
wrotem dzwignął lodówkę. Bo ja jak najbardziej.
W drodze do domku nastrój Emily ustabilizował
się. Dwadzieścia minut temu czuła się jak w po-
trzasku równocześnie chciała znalezć w sobie
Wesele na Karaibach 87
dość siły, żeby opuścić wyspę, i rozpaczliwie
pragnęła pozostać na niej. Teraz za jednym pociąg-
nięciem miała wszystko udowodniła sobie, że jest
na tyle silna, by móc stąd odjechać, a jednocześnie
dostała to, na co od początku miała ochotę. Noc
z Loringiem na wyspie, tylko ich dwoje w domku.
Z ogromnym, świeżo posłanym łóżkiem.
Już samo podekscytowanie mogłoby być czymś
wyjątkowym, nawet gdyby nie zdecydowała się
na ostateczny krok.
Nagle ze zdziwieniem stwierdziła, że wcale się
nie spodziewa, że będzie ją namawiał i przekony-
wał do kochania się, gdyby jej to nie odpowiadało.
Dawnego Loringa nic by nie powstrzymało przed
postawieniem na swoim. Poczuła się bezpieczniej-
sza i, o dziwo, swobodna i zrelaksowana. Może
rzeczywiście się zmienił? Może, gdyby się po-
starali, ich związek mógłby funkcjonować? Jakoś?
Przecież, poza seksualnym pociągiem, nadal
lubiła przebywać z Loringiem. Ostatnie dni poka-
zały, że może im być ze sobą zupełnie miło.
Wystarczy przypomnieć sobie, jacy okazali się
skuteczni w poszukiwaniu skarbu. Ustępowali
sobie nawzajem, zdając się na intuicję i intelekt
drugiego. Wprawdzie życie nie jest zabawą w po-
szukiwanie skarbu, ale ich odnowiona znajomość
zapowiada się całkiem niezle.
Czyżby nagle stała się blizniaczą siostrą Polly-
anny? Skąd w niej tyle optymizmu?
Wstawiła szampana z powrotem do wiaderka,
by zaraz znów go wyjąć. Po co czekać?
88 Isabel Sharpe
Szampana? Ostrożnie rozkręcała drucik,
dopóki nie poczuła, że korek zaraz wystrzeli.
Tylko nie urońani kropli. Otworzył lodów-
kę i zaczął wyjmować puszki i pojemniki. Po-
patrz no tylko. Pasztet, pieczony kurczak, sałatka,
ciasto w czekoladowej polewie, kawior i... kon-
domy...
Paff! Korek wystrzelił, nim zdążyła go przy-
trzymać; szampan trysnął z butelki. Emily wy-
buchnęła śmiechem i rzuciła się po kieliszek, by
podstawić go pod wylewający się z butelki płyn.
Wow! Loring chwycił papierową serwetkę,
żeby wytrzeć podłogę. Powiedziałbym, że ten
korek ma osobliwe wyczucie czasu.
Wiedział, kiedy wystrzelić: na cześć kawioru
i... urwała, nagle zawstydzona.
Podniósł wzrok i zrobił do niej oko.
Tak. Zdaje się, że Sally pomyślała o wszyst-
kim.
Zdaje się.
Ale tylko za zgodą obu pełnoletnich stron.
Rzucił serwetkę do kosza i wyciągnął z lodówki
wilgotną chusteczkę, żeby wytrzeć ręce. Jeśli się
nie zgodzisz, niczego nie będzie. %7ładnych sztu-
czek, żadnego uwodzenia, żadnego...
Tak, Loring. Wiem, że mogę ci... zaufać.
Przestał wycierać ręce; odwrócił się i uśmiechnął
do niej. To nie był uśmiech na wiwat, ani ciepły,
przyjazny uśmiech, nie był to też uśmiech grzecz-
nościowy, ale uśmiech prawdziwego szczęścia,
który ich połączył na długą, zapierającą dech
Wesele na Karaibach 89
w piersi chwilę, taki sam, jaki ich łączył od
pierwszego dnia znajomości, zanim wszystko za-
częło się psuć.
Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy. Nie
zawsze mogłaś się przy mnie czuć bezpiecznie.
Emily próbowała przełknąć ślinę, ale nie mogła;
ściskało ją w gardle.
Co było, to było.
Uśmiechnął się teraz szeroko. Pokiwał głową
i wskazał ręką na butelkę szampana.
Więc wypijmy za przyszłość.
Zwietny pomysł. Zawrót głowy narastał.
Coś puściło i jakaś nowa przestrzeńotworzyła się
między nimi. Jak po burzy, która oczyszcza powie-
trze, a płuca lżej oddychają.
Nalała szampana do drugiego kieliszka, po
czym, gdy opadła piana, napełniła je po brzegi.
Uspokoiła się, jej ruchy stały się precyzyjne i nie-
spieszne. Nalewając szampana dla siebie i dla
Loringa, zanurzyła się tylko w tej jednej chwili.
Tak sobie wyobrażała, i to nie jeden raz, ich sam na
sam w apartamencie dla nowożeńców podczas
miesiąca miodowego. Były to niebezpieczne myśli,
ale, o dziwo, nie czuła się niczym zagrożona.
Zanosiło się na idealną noc, bez względu na
wszystko.
Sally nie pomyliła się: Emily nie miała zbyt
wielu przyjemności i okazji do zabawy.
Wstawiła butelkę do lodu i zakorkowała ją
zatyczką wiszącą na srebrnym łańcuszku przy
rączce wiaderka. Kieliszki w jej dłoniach były
90 Isabel Sharpe
zimne i ciężkie, gdy je wzięła i niosła do Loringa,
który wpatrywał się w nią tak, jakby już samo
patrzenie na nią i na sposób, w jaki nalewała dla
nich szampana, sprawiały mu wielką przyjemność
i zapowiadały coś bardziej ekscytującego.
Och, przeczuwała, że to będzie naprawdę wspa-
niały wieczór.
Wznieśmy toast. Wręczyła mu kieliszek
i delikatnie się z nim trąciła. Za jutrzejszą
uroczystość
I za uroczystość, która nigdy się nie odbyła.
Tak. Przełknęła z trudem, starając się za-
chować naturalny ton głosu. I za... tamtą.
Wypili łyczek, popatrzyli na siebie znad kielisz-
ków i na dłużej zatrzymali wzrok.
Mmm. Doskonały.
Była przekonana, że w ten sposób wyraża
uznanie dla szampana, ale Loring wyglądał tak
seksownie zgrabny i wysoki, z ciemnymi, lekko
zmierzwionymi włosami, a przy tym taki mocarny [ Pobierz całość w formacie PDF ]