[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Porucznik wydobył z szuflady książkę meldunków, zaraz sobie przypomniał, że
chodzi o zeszły rok, sięgnął więc do żelaznej szafy, wyjął, co mu było potrzebne, przerzucił
kilka stron.
- Nasza akcja na meliny, mówiąc w skrócie, odbywała się z piątego na szósty grudnia
- powiedział. - Wtedy właśnie sierżant Kleczko natrafił w jednej z piwnic na dwie znane nam
od lat prostytutki o pseudonimach: Atonia i Atrofia . Jeżeli potrzebne nazwiska...?
- Na razie nie.
- Znalazł przy nich portfel Henryka Jaszewskiego z dokumentami. W trakcie
pózniejszego przesłuchania jedna z tych kobiet wyjaśniła, że skradły portfel na dworcu
Centralnym w nocy trzeciego grudnia.
- Trzeciego - powtórzył Szczęsny. - No, to by się zgadzało. Siedział wtedy w
restauracji dworcowej razem z Bielińskim. Kelner rozpoznał go na zdjęciu.
- Jaszewski?
- Tak. W dwa tygodnie pózniej wyjechał do Szczecina. Rzekomo czy naprawdę na
obserwację do tamtejszego szpitala. W nocy z dwudziestego siódmego na ósmy grudnia, w
pociągu. Bieliński został zamordowany. Jaszewski pokazał się w pracy dopiero na początku
stycznia.
Porucznik patrzał na zdjęcie, jakby chciał wbić sobie w pamięć twarz człowieka, z
którym zetknął się tylko raz, krótko, a który...
- Gdybym go wtedy zamknął, może nie byłoby dwóch kolejnych zbrodni - rzekł w
zadumie.
- Gdybyś go zamknął, ale na jakiej podstawie? Przecież to nie on ukradł portfel, ale
jemu skradli. Poza tym chciałem ci przypomnieć, że nie mamy jak dotąd żadnych
dostatecznych dowodów jego winy. Inaczej mówiąc, żadnej pewności, że Jaszewski to
Adámas . Chociaż niemaÅ‚o na to wskazuje - dodaÅ‚. - Aha, jeszcze jedno. Czy w trakcie
przesłuchania Atonii i rozmowy z Jaszewskim zauważyłeś u niego złoty sygnet na palcu?
- Nie pamiętam. Nie zwracałem na niego specjalnej uwagi, dla mnie wtedy to był po
prostu i tylko obywatel, którego okradła prostytutka. Poszkodowany, nie podejrzany.
Natomiast uderzył mnie jakiś dziwny wyraz jego twarzy. Taka jakby martwota rysów. Jak z
drewna. Nosił wówczas okulary. Na tym zdjęciu nie ma - wskazał odbitkę. - W swoim
dowodzie osobistym i legitymacji służbowej też nie miał. Bardzo charakterystyczne brwi,
krzaczaste, gęste. Nie wiadomo, gdzie jest?
- Nie.
Szczęsny wrócił do Stołecznego Urzędu. Czekał na niego porucznik Dębski.
Rozmawiał rano z Michałem Zawilskim, który przyjrzawszy się zdjęciu Jaszewskiego
potwierdził to, co już poprzednio powiedział - że człowiek ten mieszkał niedaleko domu jego
rodziców, że spotykał go przy kiosku czy na przystanku. Podobną opinię wygłosił jego brat
Jacek. Natomiast Elżbieta Zawilska zupełnie nie przypominała sobie ani sylwetki, ani twarzy
inżyniera. Szczęsny pomyślał, że widocznie mniej niż młodzi zwracała uwagę na
przechodniów.
Pozostawał jednak do wyjaśnienia - może zresztą jedynie do rozmowy - fakt, że
doktor Pochylski jechał tego samego dnia, tym samym pociągiem, a nawet tym samym
wagonem sypialnym, którym odbywała się ostatnia podróż dyrektora Bielińskiego. Dlatego
major znowu udał się do szpitala, z góry przygotowany na trudną rozmowę.
Tym razem jednak lekarz zmienił sposób bycia. Może akurat nie miał za sobą i przed
sobą ciężkich operacji, może coś innego wpłynęło na jego usposobienie. Dość że przyjął
oficera niemal przyjaznie, poczęstował kawą i wyraził gotowość udzielenia wszelkich
informacji, jakie potrafi sobie przypomnieć.
- Chodzi mi o tego człowieka - Szczęsny położył przed Pochylskim zdjęcie. - Proszę
się zastanowić, doktorze, przyjrzeć jego twarzy, a potem odpowiedzieć: czy widział pan go w
pociągu, jadącego ze Szczecina do Warszawy nocą z dwudziestego siódmego na dwudziesty
ósmy grudnia ubiegłego roku. Niech pan się nie śpieszy, zależy mi na dokładnej informacji.
Chirurg w milczeniu przyglądał się fotografii, wreszcie rzekł:
- Jestem pewien, że go wtedy widziałem. Ma dosyć charakterystyczną twarz,
zwłaszcza te krzaczaste brwi, zaciśnięte wargi, ostry nos. Psychiatra zaliczyłby go, tak na
oko, do osobników upartych, apodyktycznych i raczej samotników. Jechał tym samym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Porucznik wydobył z szuflady książkę meldunków, zaraz sobie przypomniał, że
chodzi o zeszły rok, sięgnął więc do żelaznej szafy, wyjął, co mu było potrzebne, przerzucił
kilka stron.
- Nasza akcja na meliny, mówiąc w skrócie, odbywała się z piątego na szósty grudnia
- powiedział. - Wtedy właśnie sierżant Kleczko natrafił w jednej z piwnic na dwie znane nam
od lat prostytutki o pseudonimach: Atonia i Atrofia . Jeżeli potrzebne nazwiska...?
- Na razie nie.
- Znalazł przy nich portfel Henryka Jaszewskiego z dokumentami. W trakcie
pózniejszego przesłuchania jedna z tych kobiet wyjaśniła, że skradły portfel na dworcu
Centralnym w nocy trzeciego grudnia.
- Trzeciego - powtórzył Szczęsny. - No, to by się zgadzało. Siedział wtedy w
restauracji dworcowej razem z Bielińskim. Kelner rozpoznał go na zdjęciu.
- Jaszewski?
- Tak. W dwa tygodnie pózniej wyjechał do Szczecina. Rzekomo czy naprawdę na
obserwację do tamtejszego szpitala. W nocy z dwudziestego siódmego na ósmy grudnia, w
pociągu. Bieliński został zamordowany. Jaszewski pokazał się w pracy dopiero na początku
stycznia.
Porucznik patrzał na zdjęcie, jakby chciał wbić sobie w pamięć twarz człowieka, z
którym zetknął się tylko raz, krótko, a który...
- Gdybym go wtedy zamknął, może nie byłoby dwóch kolejnych zbrodni - rzekł w
zadumie.
- Gdybyś go zamknął, ale na jakiej podstawie? Przecież to nie on ukradł portfel, ale
jemu skradli. Poza tym chciałem ci przypomnieć, że nie mamy jak dotąd żadnych
dostatecznych dowodów jego winy. Inaczej mówiąc, żadnej pewności, że Jaszewski to
Adámas . Chociaż niemaÅ‚o na to wskazuje - dodaÅ‚. - Aha, jeszcze jedno. Czy w trakcie
przesłuchania Atonii i rozmowy z Jaszewskim zauważyłeś u niego złoty sygnet na palcu?
- Nie pamiętam. Nie zwracałem na niego specjalnej uwagi, dla mnie wtedy to był po
prostu i tylko obywatel, którego okradła prostytutka. Poszkodowany, nie podejrzany.
Natomiast uderzył mnie jakiś dziwny wyraz jego twarzy. Taka jakby martwota rysów. Jak z
drewna. Nosił wówczas okulary. Na tym zdjęciu nie ma - wskazał odbitkę. - W swoim
dowodzie osobistym i legitymacji służbowej też nie miał. Bardzo charakterystyczne brwi,
krzaczaste, gęste. Nie wiadomo, gdzie jest?
- Nie.
Szczęsny wrócił do Stołecznego Urzędu. Czekał na niego porucznik Dębski.
Rozmawiał rano z Michałem Zawilskim, który przyjrzawszy się zdjęciu Jaszewskiego
potwierdził to, co już poprzednio powiedział - że człowiek ten mieszkał niedaleko domu jego
rodziców, że spotykał go przy kiosku czy na przystanku. Podobną opinię wygłosił jego brat
Jacek. Natomiast Elżbieta Zawilska zupełnie nie przypominała sobie ani sylwetki, ani twarzy
inżyniera. Szczęsny pomyślał, że widocznie mniej niż młodzi zwracała uwagę na
przechodniów.
Pozostawał jednak do wyjaśnienia - może zresztą jedynie do rozmowy - fakt, że
doktor Pochylski jechał tego samego dnia, tym samym pociągiem, a nawet tym samym
wagonem sypialnym, którym odbywała się ostatnia podróż dyrektora Bielińskiego. Dlatego
major znowu udał się do szpitala, z góry przygotowany na trudną rozmowę.
Tym razem jednak lekarz zmienił sposób bycia. Może akurat nie miał za sobą i przed
sobą ciężkich operacji, może coś innego wpłynęło na jego usposobienie. Dość że przyjął
oficera niemal przyjaznie, poczęstował kawą i wyraził gotowość udzielenia wszelkich
informacji, jakie potrafi sobie przypomnieć.
- Chodzi mi o tego człowieka - Szczęsny położył przed Pochylskim zdjęcie. - Proszę
się zastanowić, doktorze, przyjrzeć jego twarzy, a potem odpowiedzieć: czy widział pan go w
pociągu, jadącego ze Szczecina do Warszawy nocą z dwudziestego siódmego na dwudziesty
ósmy grudnia ubiegłego roku. Niech pan się nie śpieszy, zależy mi na dokładnej informacji.
Chirurg w milczeniu przyglądał się fotografii, wreszcie rzekł:
- Jestem pewien, że go wtedy widziałem. Ma dosyć charakterystyczną twarz,
zwłaszcza te krzaczaste brwi, zaciśnięte wargi, ostry nos. Psychiatra zaliczyłby go, tak na
oko, do osobników upartych, apodyktycznych i raczej samotników. Jechał tym samym [ Pobierz całość w formacie PDF ]