[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był jednym z pierwszych osadników. Ożenił się z Angielką
i miał z nią dwanaścioro dzieci, więc wszędzie mam krew
nych.
- To znaczy, że w twoich żyłach płynie sporo francuskiej
krwi. Czujesz jakieś związki z Francją?
- Akaroa jest bardzo dumna z tej francuskiej przeszło
ści. Zachowało się tu wiele francuskich nazw ulic, domów,
a nawet drzew.
- Zdaje się, że to Charlie stwierdził, że w tej części wy
spy wszyscy nadal powinni mówić po francusku. Podobno
wasi pradziadowie zostali oszukani.
- Coś w tym jest. Pewien Francuz przypłynął tu statkiem
wielorybniczym w tysiąc osiemset trzydziestym ós
mym roku i orzekł, że od tej zatoki należy rozpocząć ko-
lonizację całej wyspy. Podobno kupił te ziemie od maory-
skiego wodza, wrócił do Francji i otrzymał poparcie tam
tejszych władz, co doprowadziło do pierwszej wyprawy
osadników. Gdy przybili do brzegu, dowiedzieli się, że na
mocy układu z Waitangi, zawartego kilka dni wcześniej,
niespodziewanie wylądowali w kolonii brytyjskiej. W tej
grupie był mój pradziadek. Nie nauczył się angielskiego
i pilnował, żeby jego dzieci biegle posługiwały się francu-
szczyzną. Pamiętam, że dziadek pięknie przeklinał po fran-
cusku.
- Taka silna więz z konkretnym miejscem, z którym
łączy się odległa historia rodziny, to chyba szczególne uczucie.
- Popatrzył na krajobraz, po czym westchnął. - Moja historia
jest bardzo skromna. Matka wyszła ponownie za mąż, kiedy
miałem siedem lat. Wcześniej stale zmienialiśmy miejsce
pobytu. W ogóle nie pamiętani ojca. Nigdzie nie zdążyłem
zapuścić korzeni. Zawsze byłem obcy i nikt nie kwapił się
opowiadać mi o moich przodkach.
- To smutne. - Usłyszała wrzaski dobiegające z wnętrza
domu i przypomniała sobie, że nadeszła pora kolacji.
Saskia zapewne już kąpie Yanessę. - Teraz wreszcie wiem,
dlaczego Saskia tak cię lubi. Cieszę się, że znalazła kogoś,
kto ją rozumie.
- Czy już ci mówiła, że jutro spotyka się z ojcem? Obie
całem zająć się Angusem i Yanessą, żeby mogła pójść z nim
na lunch. Nie chciała pokazywać mu, gdzie mieszka, na
wypadek gdyby spotkanie się nie udało.
- Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.
- Co będzie, jeśli postanowi przenieść się do ojca? Jak
sobie bez niej poradzisz?
- Nie wiem. Będę się martwić, jak to się stanie. Dam
sobie radę. Kryzysowe sytuacje to moja specjalność.
- Mikę, pora spać - zwróciła się do chłopca, gdy młodsze
dzieci leżały już w łóżkach.
- Ale...
- Nie ma mowy. Jazda na górę.
Chłopiec spode łba spoglądał na Andrew.
- Umówiliśmy się. Nie pamiętasz? - Andrew był nie
ugięty. - Miałeś najpierw oczyścić buty. %7łeby potem, przed
spaniem, pograć na komputerze.
- To ja je teraz oczyszczę!
- Za pózno.
Jennifer miała ochotę darować chłopcu jeszcze dziesięć minut,
ale powstrzymała się, by zobaczyć, jak zareaguje na zupełnie
nową sytuację.
Andrew już czekał na niego na schodach.
- Umowa jest umową. Należy się z niej wywiązywać.
W umówionym czasie. Trzeba dotrzymywać słowa.
Chłopiec był w łóżku pięć minut pózniej.
- Twardy jesteś - powiedziała z uznaniem, gdy zszedł
do salonu.
- Myślisz, że jest mu przykro?
- Wyglądał bardziej na zrezygnowanego niż obrażone
go. - Usiadła przed kominkiem i pogładziła oba psy. - To
moja ulubiona część dnia.
- Mam nadzieję, że nie uważasz, że się wtrącam.
W kwestii Michaela.
- Skądże. Pod twoim okiem robi niebywałe postępy. -
Rzuciła mu wymowne spojrzenie. - Szkoda tylko, że sam
nie stosujesz się do tych zasad.
Nie bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Umowa jest umową, prawda?
- Oczywiście.
- Kiedy wobec tego wywiążesz się z danej mi obietnicy?
Ja już to zrobiłam. Opowiedziałam ci, dlaczego nie wyszłam
za Hamisha. A ty ciągle nie odpowiadasz na moje pytanie.
- A o co pytałaś? - zmieszał się. - Pamiętaj, że byłem
chory. Majaczyłem.
- Miałeś wyjaśnić, dlaczego zrezygnowałeś z medycyny
oraz dlaczego jesteś w podróży poślubnej z nieistniejącą
małżonką. Umowa jest umową. Więc mów!
Może nie powinna przy tym się upierać? Może ta historia jest
zbyt bolesna? Już miała zwolnić go z danej obietnicy, gdy
usłyszała westchnienie rezygnacji.
- Nie wiem, od czego zacząć.
- Od chwili, kiedy urwały się wieści o tobie. Odszedłeś
wtedy z kliniki Boston Memoriał.
- Powinienem był tam zostać. Harowałem jak wół i
czułem, że zasługuję na wyższe uposażenie, ale nie było mi
tam zle.
- Więc dlaczego odszedłeś?
- Dałem się skusić obietnicą sławy i majątku. Naczelnym
chirurgiem Instytutu JJ.Shustera był niejaki William
Chadwick. William James Chadwick trzeci. Bogaty, roz-
chwytywany, fenomenalnie ustawiony. Pochlebiało mi, że
zaprosił mnie do swojego zespołu. O czymś takim marzyłem
już na studiach.
- Nie tylko ty. Okazało się, że nie wygląda to aż tak
różowo?
- Na początku było fantastycznie. Zarabiałem krocie,
robiąc to, co najbardziej kochałem. Moim udziałem stało się
życie towarzyskie na stopie, jakiej sobie wcześniej nie wy
obrażałem. Zaręczyłem się z córką Chadwicka, Cassandrą.
Wcześniej przez jakiś czas była modelką. Gdy się poznali
śmy, dobiegała trzydziestki i prawdopodobnie rodzina za
częła już poważnie nalegać, by się ustatkowała i urodziła
Williama Jamesa Chadwicka czwartego.
- Kochałeś ją?
- Nie tak jak należy kochać kogoś, z kimś chce się
spędzić całe życie. Ale nie miałem nikogo takiego i obawiałem
się, że takiej idealnej kobiety nigdy nie spotkam. Mimo to
nareszcie poczułem, że gdzieś mam swoje miejsce. Ci ludzie
mnie chcieli... tak mi się wydawało. Mieliśmy się pobrać po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl