[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoju. - Jesteś!
Hillary podbiegła do niej, uścisnęła ją serdecznie.
- Och, mamo, jak dobrze być w domu!
Sarah przytuliła Hillary, po chwili cofnęła się i popatrzyła na nią uważnie.
- Kilka kilogramów więcej dobrze by ci zrobiło.
- A kogóż to przywiał nam nowojorski wiatr! - Od progu rozległ się wesoły głos Toma
Baxtera. Uścisnął córkę mocno. Pachniał świeżym sianem i stajnią. - Niech no ci się przyjrzę.
- Ponad głową córki uśmiechnął się do żony. - Dochowaliśmy się wspaniałej córeczki, Sarah.
Oddychała domową atmosferą. Wszystko było jak zawsze. Na kuchni gotowały się
domowe potrawy, przepełniając dom apetycznym zapachem. Mama, nie przerywając pracy,
barwnie opowiadała o braciach i ich rodzinach. Hillary wzięła się do pomocy. Nie chciała
myśleć o Brecie. Lepiej się czymś zająć.
Mimowolnie dotknęła dłonią kolczyków. I w tej samej chwili ujrzała przed sobą twarz
Breta. Był tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Pośpiesznie odwróciła głowę.
Rano obudziło ją słońce. Dziś jest Boże Narodzenie, przypomniała sobie. Położyła się
pózno, ale przez całą noc tylko przewracała się z boku na bok, daremnie próbując zasnąć.
Całymi godzinami wpatrywała się w sufit. Nie mogła przestać myśleć o Brecie. Widziała
przed sobą jego twarz, jego oczy. I marzyła, by był przy niej, by wypełnił bolesną pustkę w
jej sercu.
Teraz, za dnia, też nie było lepiej. Znów wbiła oczy w sufit. Nic nie poradzę,
uzmysłowiła sobie bezradnie. Cóż mogę zrobić? Kocham go. Kocham go i nienawidzę za to,
że on mnie nie kocha. Jak to się stało? Dlaczego? Przecież tak się broniłam, byłam czujna.
Jest arogancki, zaczęła w duchu wyliczać jego wady. Jest zapalczywy, wymagający i zbyt
pewny siebie. Tylko dlaczego wcale mi to nie przeszkadza? Dlaczego nie mogę przestać o
nim myśleć choćby na pięć minut?
Dziś jest Boże Narodzenie, przypomniała sobie znowu. Zamknęła oczy, by odepchnąć
od siebie obraz Breta. Musi się otrząsnąć.
Odrzuciła kołdrę, włożyła szlafrok i poszła do łazienki.
W domu już panował ruch, z kuchni dobiegał gwar głosów. Wkrótce dom wypełnił się
ludzmi. Radosnym rozmowom przy choince nie było końca. Zgromadzeni domownicy i
goście składali sobie życzenia, oglądali prezenty.
Nieco pózniej Hillary wymknęła się na dwór. Cienka warstewka lodu chrzęściła pod
nogami, śnieg skrzył się w słońcu. Chłodne powietrze szczypało w twarz, cisza dzwoniła w
uszach. Hillary szczelniej otuliła się znoszoną ojcowską kurtką, weszła do stajni. Bez
zastanowienia dołączyła do taty, który karmił konie.
- Moja dzielna pomocnica. Tak jak dawniej, co?
- Tak, chyba tak.
- Hillary - głos mu złagodniał, gdy zobaczył jej buzię. - Co się stało?
- Nie wiem. - Westchnęła. - Czasami Nowy Jork jest dla mnie zbyt zatłoczony, zbyt
hałaśliwy. Czuję się jak w klatce.
- Sądziliśmy, że jesteś tam szczęśliwa.
- Byłam... jestem - poprawiła się i uśmiechnęła blado. - To cudowne miejsce, ciągle
się coś dzieje. - Odepchnęła od siebie obraz prześladujących ją szarych oczu. - Czasami
brakuje mi spokoju, przestrzeni, ciszy. Wiem, gadam bzdury. - Potrząsnęła energicznie głową.
- Po prostu zaczęłam tęsknić za domem. Ten ostatni projekt był fascynujący, ale trochę
męczący.
- Córeczko, jeśli coś cię dręczy... Czy mógłbym ci jakoś pomóc?
Przez chwilę kusiło ją, by oprzeć się na jego ramieniu i wyrzucić z siebie wszystkie
smutki, podzielić się wątpliwościami. Ale co komu z tego przyjdzie? Jak tata może jej
pomóc? Pokochała nieodpowiedniego mężczyznę, to wszystko. Bret złamał jej serce i nawet o
tym nie wiedział. Potrząsnęła głową, uśmiechnęła się do taty.
- Dzięki, ale nic takiego się nie stało. To tylko spadek nastroju po dość wyczerpującej
pracy. Pójdę teraz nakarmić kury.
Zwiąteczne zamieszanie wybiło ją z tych ponurych rozważań. Zmiech, wesołe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl