[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z tobą w Waszyngtonie. Jasnowłosy facet, koło czterdziestki, krótko ostrzyżony,
prawie jak rekrut, bardzo ostre, nordyckie rysy. Szybko się porusza. Widzieliśmy
go wczoraj za kierownicą czerwonego escorta wynajętego z Coconut Car Rental.
 Myślę, że go widziałem  powiedział Mitch.
 Gdzie?  spytał Acklin.
 W barze na lotnisku w Memphis, tej nocy, kiedy wróciłem z Waszyngtonu.
Zauważyłem, że mnie obserwuje, i przypomniałem sobie, że w Waszyngtonie też
go widziałem.
 To on. Jest tutaj.
 A ten drugi?
 Tony Verkler. Dwutonowy Tony, jak go nazywamy. Kryminalista z im-
ponującym dorobkiem wyroków, większość otrzymał w Chicago. Od lat pracuje
dla Morolta. Waży jakieś trzysta funtów i znakomicie się sprawdza śledząc ludzi,
gdyż nikt go nigdy nie podejrzewa.
 Był w  Rumheads zeszłej nocy  dodał Acklin.
 Zeszłej nocy? My byliśmy tam zeszłej nocy.
Stateczek z grupą nurków na pokładzie wyruszył z przystani na otwarte wody.
Rybacy, stojąc w swych małych łódkach, wyciągali sieci, pomalowane jaskrawo
229
katamarany wypływały jeden za drugim w głąb morza. Cicha i senna jeszcze przed
chwilą wyspa zaczęła się budzić do życia.
 Kiedy, chłopcy, dotarliście tutaj?  zapytał Mitch sącząc drinka, który był
raczej rumem z colą.
 W niedzielę w nocy  odparł Tarrance, patrząc na powoli oddalającą się
łódz.
 Tak z ciekawości, ilu ludzi macie na wyspie?
 Czterech mężczyzn, dwie kobiety  odpowiedział Tarrance.
Acklin milczał, spychając ciężar prowadzenia rozmowy na swego szefa.
 A po co wy tu jesteście?  zapytał Mitch.
 Och, z kilku powodów. Po pierwsze, chcieliśmy porozmawiać z tobą i przy-
pieczętować nasz mały interes. Dyrektor Voyles jest diabelnie niecierpliwy, jeśli
chodzi o tę umowę. Po drugie, chcemy się dowiedzieć, ilu mają tutaj ludzi. Spę-
dzimy ten tydzień, próbując ich rozpoznać. To mała wyspa i świetnie się nadaje
do obserwacji.
 A po trzecie, chcecie popracować nad opalenizną?
Acklin wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. Tarrance uśmiechnął się, ale szyb-
ko spoważniał.
 Niezupełnie. Jesteśmy tu dla twojego bezpieczeństwa.
 Mojego bezpieczeństwa?
 Tak. Kiedy ostatni raz siedziałem przy tym stole, razem ze mną siedzieli
Joe Hodge i Marty Kozinski. Jakieś dziewięć miesięcy temu. Dzień przed ich
śmiercią, żeby być dokładnym.
 I myślisz, że chcą mnie zabić?
 Nie, jeszcze nie teraz.
Mitch skinął na barmana i zamówił następnego drinka. Gra w domino nabie-
rała rumieńców. Tubylcy popijali piwo i kłócili się zawzięcie.
 Słuchajcie, chłopcy, wynika z tego, że te zbiry, jak ich nazwaliście, bę-
dą jezdzić za Abby po całej wyspie. Trochę mnie to niepokoi. No a co z naszą
umową?
Tarrance oderwał wzrok od morza i łodzi i spojrzał na Mitcha.
 Zgadzamy się na te dwa miliony i. . .
 Oczywiście, że się zgadzacie. Przecież już o tym mówiliśmy.
 Uspokój się, Mitch. Zapłacimy milion, kiedy przekażesz nam swoje papie-
ry. Od tej chwili, jak to się mówi, nie ma już odwrotu. Wóz albo przewóz.
 Rozumiem, Tarrance. To był mój pomysł, już zapomniałeś?
 Tylko że to jest łatwiejsza część zadania. Tak naprawdę, to nie potrzebuje-
my twoich papierów, ponieważ są czyste. Są w porządku, wszystko jest legalne.
My potrzebujemy śmierdzących papierów, Mitch, takich, które same w sobie sta-
nowią już właściwie akt oskarżenia. I te dokumenty będą trudniejsze do zdobycia.
Kiedy to zrobisz, dostaniesz następne pół miliona. Reszta po ostatniej rozprawie.
230
 A mój brat?
 Spróbujemy.
 To dla mnie za mało, Tarrance. Chcę gwarancji.
 Nie możemy obiecać, że uwolnimy twego brata. Do diabła, ma jeszcze
przed sobą całe siedem lat.
 Ale jest moim bratem, Tarrance, choćby nawet był wielokrotnym mordercą
czekającym w celi śmierci na ostatni posiłek. Jest moim bratem i jeśli chcecie
mnie mieć, musicie go uwolnić.
 Powiedziałem, że spróbujemy, ale może nam się nie udać. Nie da się zna-
lezć jakiegoś legalnego, zgodnego z prawem sposobu na wyciągnięcie go stamtąd,
musimy więc próbować czegoś innego. A co będzie, jeśli zastrzelą go podczas
ucieczki?
 Po prostu wyciągnij go i już, Tarrance.
 Spróbujemy.
 Wykorzystasz całą władzę i wszystkie możliwości, jakimi dysponuje FBI,
aby pomóc memu bratu wydostać się z więzienia. Zgadzasz się, Tarrance?
 Masz moje słowo.
Mitch rozparł się wygodnie w krześle i pociągnął solidny łyk swego drinka.
Dobili w końcu targu. Odetchnął głębiej i uśmiechnął się do olbrzymiego tubylca.
 Kiedy dostaniemy papiery?  zapytał Tarrance.
 Myślałem, że ich nie chcecie. Przecież są za czyste, nie pamiętasz?
 Potrzebujemy tych papierów, Mitch, bo kiedy je dostaniemy, będziemy
mieli także ciebie. Gdy dostarczysz nam swoje dokumenty, twoja licencja praw-
nika znajdzie się, że tak powiem, w naszych rękach.
 Za dziesięć do piętnastu dni.
 Ile tego będzie?
 Jakieś czterdzieści, pięćdziesiąt teczek. Małe mają około cala grubości każ-
da. Duże nie zmieściłyby się na tym stole. Nie mogę użyć kopiarek, które mam
w biurze, więc musimy załatwić to jakoś inaczej.
 Może potrafilibyśmy pomóc w kopiowaniu  odezwał się Acklin.
 Może jednak nie. Może, jeśli będę potrzebował waszej pomocy, sam o to
poproszę.
 Jak zamierzasz nam je przekazać?  spytał Tarrance. Acklin zamilkł po-
nownie.
 W bardzo prosty sposób, Wayne. Gdy wszystkie dokumenty będą skopio-
wane, a milion zostanie przekazany w wyznaczone przeze mnie miejsce, wręczę
wam klucz do jakiegoś małego pokoju w obrębie Memphis i zabierzecie je sobie
stamtąd.
 Mówiłem ci, że pieniądze są zdeponowane w jednym ze szwajcarskich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl