[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Była o wiele piękniejsza, niż Jennifer ją zapamiętała, miała jasną, doskonałą cerę.
Pomyślała, że Kathy Dart musi być bardzo szczęśliwą kobietą.
 Będziemy pózniej miały mnóstwo czasu na rozmowę, Jennifer.  Spojrzała na
Eileen.  Powiedziałam Simonowi, że chcę mieć was obie obok siebie w wielkim
domu. W ten sposób będziemy się mogły łatwo spotkać, żeby porozmawiać.
Rozlokujcie się teraz. Musicie być wyczerpane.  Gospodyni odwróciła się
i poprowadziła je w poprzek pokoju.
 Czy jest tu jakiś telefon, z którego mogę zadzwonić do Nowego Jorku?  zapytała
Jennifer.  Muszę skontaktować się z moim biurem.  Po przyjezdzie do St. Paul
powinna była zatelefonować i zostawić wiadomość Tomowi, że dojechały
bezpiecznie.
Kathy zatrzymała się w wejściu do hallu.
 Oczywiście, Jennifer. Ale muszę ci powiedzieć, że jedną z naszych zasad tu, na
farmie, jest odcięcie się od wszystkich światowych codziennych trosk. Zauważyłam 
Habaszą zauważył  że sesje medialne przebiegają dużo łatwiej, jeśli każdy bardziej
się koncentruje na tym, co się dzieje tutaj niż na zewnętrznych problemach. Jestem
pewna, że to rozumiesz.
 Tak, oczywiście  potwierdziła szybko Jennifer, zmieszana.
Z twarzy Kathy nie zniknął uśmiech, gdy dodała:
 Jak tylko Simon przyjdzie z bagażem, poproszę go, żeby zaprowadził cię do
mojego biura.
 Simon?  zapytała Jennifer.  On pracuje dla ciebie?  Poczuła, jak Eileen trąca ją
łokciem w bok.
Kathy wybuchnęła śmiechem.
 Och, nie wiem, czy któreś z nas pracuje dla drugiego. Chociaż są dni, kiedy
mówię Habaszy, iż myślę, że spędzam życie na niewolniczej pracy dla niego. Nie,
Simon nie pracuje dla mnie.  Otworzyła drzwi wiodące do wschodniego skrzydła
stodoły, gdzie mieściły się ich pokoje.  Jesteśmy blizniaczymi duszami
i spotykaliśmy się już w poprzednich istnieniach. Teraz mogę chyba powiedzieć, że
jesteśmy kochankami.
Z pokoju Jennifer rozciągał się widok na płytką dolinę leżącą u podnóża farmy.
Słońce właśnie zachodziło i jego pomarańczowy blask dodawał miękkości surowemu
północnemu krajobrazowi. Stała bez ruchu, skoncentrowana na uroczej zimowej
scenerii.
Po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi sypialni. Nie odwracając oczu od
widoku, powiedziała:
 Proszę wejść.
 Twój bagaż  odpowiedział męski głos. Jennifer się odwróciła. Zwiatło padające
z korytarza obrysowywało sylwetkę stojącego w drzwiach mężczyzny. Nie mogła
dostrzec twarzy, ale wiedziała, że to musi być Simon.
 Dziękuję.
Odstawił torby i wszedł, ściągając skórzane rękawice. Napełnił pokój swoją
obecnością i Jennifer zauważyła, że odruchowo się odsuwa, żeby zrobić mu miejsce.
 Jestem Simon  przedstawił się.  Simon McCloud.
 Tak, wiem  powiedziała.  Przyjaciel Kathy.
Uśmiechnął się.
 Czy ja cię znam?  spytała Jennifer, wpatrując się w niego.
 Nie wiem. Znasz?  Uśmiechał się w dalszym ciągu.
 Chciałam powiedzieć, że twoja twarz wydaje mi się taka znajoma.  Wyglądał jak
drwal, z bujną brodą, ciemnymi brwiami i gęstymi włosami wymykającymi się spod
wełnianej czapki.
 Wszyscy tak mówią  drażnił się z nią, powoli wkładając rękawiczki do kieszeni
kurtki.  A ty jesteś... kim?  zapytał uprzejmie.
 Jennifer. Jennifer Winters.  Poczuła z zakłopotaniem, że jej twarz oblewa się
rumieńcem, nie mogła jednak oderwać oczu od mężczyzny.  Przepraszam, że tak ci
się przyglądam  usprawiedliwiała się  ale ciągle myślę, że zaraz sobie przypomnę.
Chodziłeś do szkoły w Chicago?  próbowała wyobrazić go sobie w campusie.
Roześmiał się, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Jennifer także się zaśmiała.
Pomyślała, że w niczym nie przypomina nowojorczyka, od razu taki przyjacielski
i otwarty. Taki więc jest Zrodkowy Zachód. Nikt tu nie ma wrogiego nastawienia do
innych.
 Nigdy nie byłem w Chicago. Właściwie to nigdzie nie byłem, z wyjątkiem Duluth
i St. Paul.  Pogodnie wzruszył ramionami.
 Cóż, wydajesz się taki znajomy  odparła Jennifer. W końcu jej się udało oderwać
spojrzenie od rozmówcy i wyjrzała przez okno.  Zachwycałam się właśnie
zachodem słońca  wyjaśniła.
Pomarańczowy blask zniknął już ze zbocza wzgórza, światło bladło i zimowy
krajobraz Minnesoty wyglądał ponuro. Simon zbliżył się i stanął obok niej, wpatrując
się w odchodzący dzień. Była w pełni świadoma jego obecności obok siebie, jego
ciepła; obserwując oddech mężczyzny, zasnuwający mgłą szybę, uświadomiła sobie,
jak bardzo ją pociąga.
Nowy znajomy przerwał ciszę.
 Wygląda posępnie, prawda? W taką noc nie chciałoby się być na zewnątrz.
Pózniej, po kolacji, wzejdzie księżyc i oświetli całą dolinę. Zwykle chodzimy jezdzić
na łyżwach po jeziorze, rozpalamy ognisko na brzegu i robimy czekoladę na gorąco
i gorący rum z masłem. Jezdzisz na łyżwach?  zapytał.
 Cóż, spróbuję.
 Dobrze! Pomogę ci. My wszyscy, mieszkańcy Minnesoty, rodzimy się z łyżwami
albo nartami na stopach.  Postukał paznokciami w szybę, która odpowiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl