[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdawały się zdradzać, że znał ją nawet bardzo dobrze. Jak bardzo? Czy te gorące zaprosiny nie są
sprytną zasłoną dymną?
Claverdon pozbywa się poetów z wdziękiem i znawstwem rzeczy. Potem prowadzi Glyna przez
ryneczek miasta. Skręcają w boczną, wąską ulicę, rozmawiają o zdjęciach; z całą pewnością na jednej
fotografii, jeśli tylko uda się ją znalezć, Kath jest razem ze sławnym dyrygentem.
 Raz w ostatniej chwili zastąpiła kogoś w biurze, zdaje się rok pózniej, pamięta pan?  rzuca
Glynowi szybkie spojrzenie, a Glyn niezauważalnie kiwa głową, że tak, choć nie pamięta.  Chętnie
dzwoniliśmy do niej, kiedy brakowało rąk do pracy, bardzo ją lubiliśmy.
R
L
T
Dochodzą do małego domu szeregowego z tarasem. Claverdon otwiera kluczem drzwi. Zapra-
sza do środka.
 Halo!  woła od progu. Cisza.
 Och  podnosi brwi z rozczarowaniem.  Moja druga połowa powinna w każdej chwili
wrócić. Kawy? Może drinka?
Druga połowa. Była już wtedy? Znała Kath? Czy to znowu element zasłony dymnej? Glyn prosi
o kieliszek wina. Czuje się już zmęczony ciągłym utrzymywaniem wyostrzonej uwagi. Coś dziwnego
jest w tym facecie, czego nie potrafi ugryzć. Kiedy mówi o Kath, w jego słowach i mimice widać jakąś
tęskną poufałość, jakby ciągle żywą zażyłość.
Claverdon zagląda do szuflad i po chwili triumfalnie wyciąga fotografie. Och, proszę, jest Kath.
Stoi obok sławnego dyrygenta, który wyraznie  nabrał do niej czułej sympatii", mówi ze śmiechem
Claverdon. Na kolejnym zdjęciu Kath w wesołej grupie organizatorów festiwalu, przy Claverdonie.
Glyn zauważa, że patrzy na nich szczególnie uważnie. Nie widać ich rąk. Kath promienieje. Wygląda
na odprężoną i szczęśliwą. Zmieje się od ucha do ucha. Glyn doznaje dziwnego uczucia obcości, jakby
był wtedy wykluczony z jej życia. Nic nie wie o ludziach na zdjęciu ani o tamtym dniu.
Glyna uderza myśl, że stosowniej byłoby jaśniej się określić. Dla Claverdona wciąż jest zagad-
ką. Sprowadza rozmowę na inne tory i opowiada o sobie. Ale Claverdon zdaje się wiedzieć. Przytakuje
ze zrozumieniem. Może trochę obojętnie.
 O, tak  mówi.  Kath mówiła, że pan jest ciągle zajęty, że historia pejzażu wypełnia panu
całe życie.
O, tak? Całe życie? Tak mówiła? Mocna prowokacja. Bardzo czytelna. Oto posmak dwuznacz-
nej wymiany zdań, bardzo osobistej. W Glynie się zagotowało. Ale musi powstrzymać wybuch, musi
być spokojny. Jak gdyby nigdy nic pyta o Kath, o festiwal, o tamto lato. Niby mimochodem rzuca, że
nie pamięta, gdzie się zatrzymała. Czy w hotelu? Trochę poznał już Claverdona i czeka, aż mężczyzna
mimowolnie się zdradzi.
Słychać zgrzyt klucza w zamku.
 O, jest moja druga połowa.  Claverdon się uśmiecha. Glyn patrzy na drzwi.
Do mieszkania wchodzi mężczyzna.
Zadyszany, obwieszony hipermarketowymi torbami. Rzuca zakupy na stół w kuchni i posyła
Glynowi uprzejmy uśmiech na powitanie.
 Pomyślałem, że zakupy w Sainsbury lepiej zrobić przed weekendem  mówi do Claverdo-
na.
Peter Claverdon krótko wyjaśnia obecność Glyna.
 Pamiętasz Kath Peters? Tę, która organizowała z nami festiwal w Wessex? Bardzo się lubi-
liście, biedna Kath...
R
L
T
Mężczyzna okazuje wielkie zainteresowanie. Oczywiście, że pamięta Kath. Kto by jej nie pa-
miętał? Na jego twarzy maluje się żal i szczera sympatia. Zaczyna opowiadać jakąś anegdotkę z
udziałem Kath.
Ale Glyn nie słucha. Czuje się jak ostatni imbecyl. Jakby dostał obuchem w łeb. Druga połowa.
Skąd miał wiedzieć, że Claverdon jest gejem? Znowu stracony czas. Nie ma sensu przeciągać tej wi-
zyty. Dopija wino. Czeka na stosowny moment, by się pożegnać.
Mężczyzni wspominają dzień, w którym Kath,  dałbym sobie rękę uciąć, Peter", uratowała
przedstawienie; niespodziewanie zaniemógł zaproszony na występy muzyk i Kath, dosłownie w ostat-
niej minucie, przywiozła z Heathrow artystę, który zgodził się zagrać w zastępstwie. Glyn wymownie
podnosi rękę i patrzy na zegarek.
 Jezu!  przesadnie podnosi głos.  Jak pózno. Zasiedziałem się... Muszę pędzić.
Druga połowa Claverdona zdążyła już nalać sobie drinka, rozsiadła się wygodnie na sofie i
mówiła dalej.
 Ależ to była wesoła osoba, wszędzie węszyła dobrą zabawę. Była wtedy w siódmym niebie,
co za szkoda, że... tak to się potem potoczyło. Coś ją gryzło, to było widać.
Ostatnie słowa już do Glyna nie docierają. Dotrą pózniej, dużo pózniej. Już wstał. Mówi, że go-
ni go czas, że przed nim jeszcze daleka droga, że jest zmęczony.
 Bardzo dziękuję.  %7łegna się.  Cieszę się, że mogłem zobaczyć te zdjęcia.
Gospodarze także wstają. Claverdon patrzy niepewnie, robi wrażenie osoby odtrąconej. Być
może ma prawo tak się czuć. Jego druga połowa patrzy z wahaniem, jakby nie wiedząc, co jeszcze po-
wiedzieć. Kiedy Glyn jest za drzwiami, ten obraz wraca, wciąż widzi, jak stoją obok siebie i patrzą na
niego pytającym wzrokiem. Cóż, nie wszystko da się łatwo i szybko wyjaśnić, prawda?
No, dobrze. Dlaczego więc postanowił się ożenić z Kath? Ożenił się z nią, ponieważ nie spotkał
wcześniej tak ponętnej kobiety: musiał ją zdobyć, a potem nie wolno było jej stracić. Musiał zadbać o
to, by nikt inny jej nie miał, nigdy.
Kochałeś ją?
Oczywiście.
Powiedziałeś to głośno?
Prawdopodobnie tak. To przecież nieistotne. Nie lubię wdawać się w regulaminową wymianę
oświadczeń. Ożenił się z Kath, bo taki był nakaz chwili.
 Clara Mayhew?
 Przy telefonie.
 Zapewne pani mnie nie zna. Glyn Peters. Wiem, że prowadziła pani kiedyś galerie  Han-
nay". Być może pamięta pani moją żonę. Kath Peters.
Chwila milczenia.
R
L
T
 Tak. Pracowała u nas od czasu do czasu.  Kolejna chwila milczenia.  O ile wiem, ona...
 Tak. Tak. Niestety. Proszę wybaczyć, że panią niepokoję, ale pomyślałem, czy... może... 
Glyn raz jeszcze wspomaga się pomysłem spisania dziennika Kath; już oswoił się z tą myślą, widzi
nawet jego kształt i zapisuje jego strony.
 Zadał pan sobie wiele trudu, żeby mnie znalezć  mówi po zastanowieniu Clara Mayhew.
Nie takich słów od niej oczekiwał, ale to bez znaczenia. Glyn przyznaje jej rację; owszem, to
kosztowało go trochę zachodu. Przemilczał jednak szczegóły metodycznego planu poszukiwań poten-
cjalnych rozmówców. Bąka coś, że miał ogromne szczęście, że to właściwie przypadek.
 Pani dobrze ją znała?
 Znałam?
Na takie pytanie, wyraz dobrych intencji, ale i wątpliwości, nie sposób odpowiedzieć. Glyn in-
stynktownie wycofuje się z pomysłu, by zobaczyć się z Clarą Mayhew. To na pewno byłby kolejny
ślepy tor. Z drugiej strony... Kath spędziła w jej galerii wiele tygodni, nawet miesięcy. Postanawia
strzelać w ciemno.
 O ile mi wiadomo, moja żona zaprzyjazniła się z jakimś malarzem, który wystawiał u pani
swoje obrazy. Niestety, wyleciało mi z głowy jego nazwisko. Myślałem, że może pani będzie mogła
mi pomóc.
 Pomóc?
 Pomóc odnalezć te... osobę. Tego artystę. Westchnienie.
 Pamiętam, że Kath miała rzesze rozmaitych znajomych. Nieustannie się z kimś spotykała,
wychodziła, wracała, znowu wychodziła...
 Tak, tak. Wydaje mi się tylko, że...
 Ach tak, prawda, była sprawa portretu. Czy udało się go dokończyć?
 Portretu?  Glyn w ułamku sekundy zamienia się w słuch.
 Ben Hapgood bardzo chciał ją sportretować. Miał bzika na tym punkcie. Wiem z całą pew-
nością, że zaczął ją malować.
Glyn odnosi wrażenie, że Clara Mayhew jest raczej znużona rozmową niż jej niechętna. Nie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl