[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niech mój brat zostanie  powiedział %7łółty Liść zanurzając się w
zieleń zarośli.
Andy nie tracił czasu, usiłował ze śladów odczytać, co się tutaj mogło wydarzyć. Rozmyślał tak do
powrotu Indianina. Usiedli na jednym z konarów leżącego drzewa.
· Pięć koni, może z obozu, a może skÄ…dinÄ…d, przyprowadziÅ‚ czÅ‚owiek noszÄ…cy buty biaÅ‚ych ludzi 
zaczął informować %7łółty Liść.  Z tymi końmi czekał. Przyszły dwie kobiety i wojownik. Razem
odjechali. Pózniej przybyło dwóch mężczyzn. Jeden miał żołnierskie obuwie, drugi podobne do twoich,
bracie. Włóczyli się tutaj wszędzie, a więc usiłowali odczytać ślady. Dosiadłszy mustangów, pojechali
tropem pięciu koni. To zobaczyły moje oczy.
· RozumowaÅ‚em podobnie  powiedziaÅ‚ Moker.  Dwie kobiety, to pewnie Promyk Księżyca i
Nameąua. Kim jednak są mężczyzni? Dlaczego mają pięć koni, a nie cztery?... Ci, którzy przybyli pózniej,
to prawdopodobnie Birgens z czarnobrodym Wintersem.
· A jeÅ›li to mylny trop?  podsunÄ…Å‚ wÄ…tpliwość %7łółty Liść.  Powinny przecież uciekać dwie
squaw.
· MogÅ‚y spotkać pobratymców?
· Jeden jest biaÅ‚ym, bo w butach.
· Czyż Indianin nie mógÅ‚ naÅ‚ożyć takiego obuwia? Czy maÅ‚o jest biaÅ‚ych ludzi sprzyjajÄ…cych
czerwonoskórym?
· Mój brat snuje przypuszczenia, a jeÅ›li sÄ… one bÅ‚Ä™dne, stanie siÄ™ rzecz straszna  z niepokojem
odrzekł %7łółty Liść.  Zginą kobiety i umkną złoczyńcy.
· Hmm... tak.  Moker zastanawiaÅ‚ siÄ™ chwilÄ™.  Od poÅ‚udniowej strony to pierwszy napotkany
przez nas trop  powiedział.  W tamtej części puszczy, nie szukaliśmy  wskazał spojrzeniem bór. 
Spróbujemy się upewnić.
· Spróbujmy, dobrze.
Szerokim łukiem obeszli żołnierskie obozowisko i zawrócili nową trasą. Nigdzie ani śladu. Pod wieczór
przecięli znany już sobie trop prowadzący na północny wschód. Dalsze szukanie było bezcelowe. W
dogodnym miejscu, nie rozpalając ognia, czuwając na zmianę, spędzili noc. Rankiem, szarpani dalej
wątpliwościami, pojechali tropem siedmiu koni.
Dopiero następnego dnia nad bagiennym stawem natrafili na ślady dwóch biwaków: jeden 
wcześniejszy, i drugi, na uboczu  pózniejszy. W miękkiej glebie wyraznie rysowały się odciski
mokasynów i butów. Ich wielkość i kształty były identyczne z odkrytymi koło powalonego dębu.
· Patrz, bracie!  %7łółty Liść podniósÅ‚ coÅ› do Å›wiatÅ‚a. Moker przyjrzaÅ‚ siÄ™.
· WÅ‚os, czarny ludzki wÅ‚os!  zawoÅ‚aÅ‚.
· Tak, znalazÅ‚em go w pobliżu popiołów drugiego ogniska.
· MusiaÅ‚ należeć do Å›cigajÄ…cych.
· Może do Czarnej ZaroÅ›niÄ™tej Twarzy...
· Kto wie.
%7łółty Liść schował zdobycz do kieszeni.
· WÅ‚os ten jest za krótki, by pochodziÅ‚ z gÅ‚owy, raczej z brody  powiedziaÅ‚.
· JesteÅ›my na wÅ‚aÅ›ciwym tropie. Któż by spod Bade Axe wÄ™drowaÅ‚ bezludnymi terenami?  rzuciÅ‚
Andy.  Jakiś przypadek połączył dziewczyny z wojownikiem i białym, jak mnie z tobą. Tropy wiodą w
kierunku Jeziora Górnego, a tam przecież granica.
· WyprzedzajÄ… nas o dzieÅ„ drogi  stwierdziÅ‚ Winnepago.
· Musimy żwawiej popÄ™dzać wierzchowce.
· Ugh.
W PIECZARACH MALOWANYCH URWISK
Ryszard Kos, Ebunseh, Promyk Księżyca i Nameąua po kilku tygodniach uciążliwej podróży dotarli
do wioski Odżibwejów, leżącej na | malowniczym wybrzeżu Superior Lakę. Osiedle ziało pustką i głuchą
ciszą. Tu i ówdzie walały się tykwy, jakieś drobne przedmioty, dziurawe garnki... Obok niektórych
wigwamów piętrzyły się sagi narąbanego drewna. Na kamienistym brzegu jeziora, odwrócone dnem do
góry, leżały canoe. Było ich pewnie ze dwadzieścia.
Odżibwejowie musieli dawno opuścić wioskę, bo deszcze i wiatry zupełnie zatarły ludzkie ślady, a na
wydeptanych kiedyś między chatami ścieżkach wyrosły już chwasty.
· Odeszli za Missisipi  powiedziaÅ‚ Kos wodzÄ…c wzrokiem po opustoszaÅ‚ych wigwamach.
· Albo do Kanady  rzuciÅ‚ przypuszczenie Ebunseh.
· Zatrzymamy siÄ™ tutaj na kilkudniowy odpoczynek  zaproponowaÅ‚ Ryszard.
Indianki z wdzięcznością spojrzały na mężczyzn. Czuły ogromne zmęczenie. Ostatnie miesiące nie
szczędziły im trudów i bolesnych przeżyć. Całkowicie opadły z sił.
· Zajmiemy tamte chaty na skraju wioski. Dla nas, dla kobiet, a trzecia dla koni  Ryszard
wskazywał ręką wigwamy.  Stoją blisko siebie, będzie łatwo strzec je nocą.
· Ugh.  Ebunseh skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….
· Zróbcie, co trzeba, ja przeszukam okolicÄ™  powiedziaÅ‚ Kos sprawdzajÄ…c Å‚adunki w strzelbie.
· Wioska pusta, nic nam nie grozi  stwierdziÅ‚ Ebunseh.
· Spójrz na wzgórza nad jeziorem. Co o nich wiemy?  Kos patrzyÅ‚ na poroÅ›niÄ™te lasem zbocza. 
Lubię znać teren, na którym przebywam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl