[ Pobierz całość w formacie PDF ]

emocje wygasły?
W trakcie ciągnącej się w nieskończoność nocy trochę drzemała. Rano odświeżyła
się w toalecie i przebrała. Wkrótce mieli lądować na lotnisku w Sao Paulo. Różnica
klimatyczna oznaczała, że z mroznego grudniowego Londynu trafi w sam środek
brazylijskiego lata. Przygotowała sobie dżinsy i sportową marynarkę oraz nową,
szkarłatną koszulkę, w której z pewnością Roberto natychmiast ją zauważy z daleka.
Po śniadaniu Katherine dowiedziała się, że w Sao Paulo musi poczekać dwie
godziny na lot do Porto Alegre.
Na szczęście, bo oczekiwanie na odprawę celną w głośnej, kolorowej i chaotycznej
kolejce trwało tak długo, że ledwie zdążyła na samolot.
Kiedy wylądowali w Porto Alegre, Katherine wzięła głęboki wdech, zanim
wkroczyła do wielkiego holu lotniska. Udało się! Mimo problemów językowych zdołała
dotrzeć do karuzeli z bagażem, na który musiała długo czekać. Roztrzęsiona z emocji i
obładowana walizkami ruszyła do wyjścia. Zatrzymała się w drzwiach, zawiedziona, że
nie widzi Roberta. Zamiast tego ujrzała mężczyznę trzymającego tabliczkę z jej
nazwiskiem, który przedstawił się jako Geraldo Braga z Estancia Grande i podał jej
kopertę.
Katherine szybko przeczytała list.
R
L
T
Syn błaga o wybaczenie, że nie mógł powitać Pani osobiście na lotnisku. Pilne
sprawy zatrzymały go na ranczu. Geraldo Braga przywiezie Panią do Estancia Grande.
Wraz z mężem oczekujemy Pani niecierpliwie.
Z poważaniem,
Teresa Rocha Lima de Sousa
Katherine zmusiła się do uśmiechu, by ukryć rozczarowanie.
- Dziękuję, Senhor Geraldo.
- Proszę za mną, Doutora.
Błyskawicznie znalezli się na pokładzie awionetki pilotowanej przez Geralda. Z
każdą chwilą po starcie emocje Katherine rosły. Kiedy ujrzała bezkresną, trawiastą
pampę, pilot uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Proszę spojrzeć w dół. To już Estancia Grande.
W oddali zauważyła ogromną, ciemnobrązową plamę.
- Co tam uprawiacie? - spytała.
Pilot wyglądał na rozbawionego.
- To wszystko bydło, Doutora. Bydło należące do Estancia Grande - obwieścił z
dumą.
Katherine spoglądała z niedowierzaniem.
- Wkrótce zobaczy pani dom - rzekł Geraldo i rozpoczął zniżanie.
W końcu dostrzegła pas startowy prowadzący do hangaru, a za nim ogromny biały
dom otoczony drzewami i innymi zabudowaniami.
Kiedy Geraldo otworzył jej drzwi, ujrzała mężczyznę i kobietę, którzy biegli w
kierunku samolotu, machając rękami.
- Patrao i Dona Teresa - wyjaśnił Geraldo.
W momencie, gdy dotknęła nogami ziemi, wpadła w ramiona pachnącej
perfumami Dony Teresy de Sousy.
- Cieszymy się, że możemy panią gościć - powiedziała elegancka matka Roberta
pięknym, matowym głosem. - To mój mąż.
R
L
T
Pan de Sousa chwycił dłoń Katherine, ale zamiast nią potrząsnąć, ucałował z
gracją.
- Antonio Carlos de Sousa - przedstawił się. - Witam serdecznie, doktor Lister.
- Proszę mi mówić po imieniu - rzekł Katherine zmieszana gorącym powitaniem.
- Doskonale, a ja jestem Teresa - powiedziała matka. - Geraldo, proszę, zajmij się
bagażem.
- Oczywiście - odparł mężczyzna.
- Przepraszam za nieobecność syna - powiedział ojciec. - Jest bardzo
niepocieszony.
- Ale już tu jedzie - dodała Teresa. - Patrz, moja droga!
Katherine spojrzała w kierunku, który pokazała jej Teresa. Uświadomiła sobie, że
hałas, który słyszy, to tętent koni. Kiedy stado zbliżyło się, a kurz opadł, z zachwytem uj-
rzała grupę jezdzców, którzy nagle zatrzymali się w miejscu, w sposób wielce teatralny.
Antonio zaśmiał się cicho, gdy jeden z nich ruszył do przodu, pochylając głowę w geście
powitania. Podobnie jak reszta, miał na sobie płaski kapelusz spięty paskiem na
podbródku, luzną koszulę, bandanę, bryczesy i wysokie buty z ostrogami. Kiedy
zeskoczył na ziemię, Katherine zauważyła lśniący rewolwer w kaburze przypiętej do
pasa oraz zwisający z drugiej strony srebrny nóż i sznur drewnianych paciorków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl