[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wtedy, po kolei, wszyscy inni w sali też odwracali się i patrzyli.
Osłaniająca ciszę pozytywka wybrała tę chwilę, by zakończyć swą kakofonię. Człowiek przy
lirykordzie odwrócił się, opuścił parę taktów, pomylił się i przestał grać.
Zapadła martwa cisza.
Teraz nie była mi potrzebna. Wystarczyłoby przelotne, znaczące mrugnięcie Myrii.
Zignorowałem ich i wyszedłem.
Tamtego ranka planowałem, że po pracy pójdę do Biblioteki Publicznej i poczytam trochę z
teochemii. Lecz nic z tego nie wyszło. Dzięki Josi odkryłem nowy świat i nigdy nie miałem
już go porzucić. Pozwoliła mi wniknąć najgłębiej, i to było naprawdę dziwne.
Wciąż zastanawiałem się, dlaczego? Dlaczego się zgodziła? Zgodziła? To niewłaściwe słowo.
Na ciemną dziurę, to ona wszystko zaplanowała. To ja się zgodziłem. Madonna zarzuciła
swoją magiczną sieć i zostałem schwytany. Dlaczego, Josi? Wyjaśnienie było zawarte w
zakładce z moim portretem i genealogią. Tak, to był początek. Była wplątana w to i wieża, i
Jehanne-Mar, i pięciopalczasty mężczyzna z obrazu. I wreszcie, może istotne pytanie Josi:
Czy miałeś jakieś doświadczenia z nieśmiertelnością?
Josi, będziesz musiała odpowiedzieć mi na parę pytań.
Lecz gdy tylko o niej pomyślałem, pytania ulatywały i znów byłem w jej pokoju. W pamięci
wszystko odegrałem ponownie - moje ręce po niej, objęcia, czubki palców przebiegające po
jej plecach. Leżeliśmy, a ja pochylałem się nad nią i głaskałem jej brzuch, siadała na mnie...
Czy to stało się naprawdę? Czy może tylko sobie to wyobrażam?
Zmysłowe echa powstały, przepłynęły, zanikły, wróciły raz jeszcze... aż zatarły się i zacząłem
odzyskiwać oddech. Byłem znów zdolny do mniej więcej logicznego myślenia, zacząłem
przypominać sobie niektóre osobliwości i rozważać szczegóły - nie przyszło mi to do głowy,
gdy byłem w jej pokoju ani gdy schodziłem po schodach.
Ile ty masz lat, Josi? Twoje ciało ma około trzydziestki, jednak byłaś kobietą Vysa podczas
negocjacji, a to było trzydzieści lat temu. Nie postarzałaś się. Ty się nie starzejesz. Pamiętam
nikłe kreski blizn na twoich policzkach i biodrach, nawet na nogach. I inna osobliwość: te
cienkie, różowe rękawiczki. Nigdy nie widziałem cię bez nich. Miałaś je nawet wtedy, gdy się
kochaliśmy. Co ukrywasz, Josi? Ten obraz na ścianie. Nosisz te rękawiczki, by ukryć fakt, że
ty także masz pięć palców. Szósty jest fałszywy, prawdopodobnie z drewna lub utwardzonego
materiału.
Josi, czy twoja krew jest czarna jak moja, czy czerwona, przetoczona w twoje żyły prosto z
piekielnych tętnic siriS?
Zacząłem się pocić, dostałem drgawek. Ruszyłem szybkim krokiem. Teraz trząsłem się cały.
Chcąc się opanować, zacząłem podskakiwać, biegnąc po chodniku i zderzając się ze
zdumionymi obywatelami. Lecz nie usunąłem niepokojących mnie myśli.
To było niewykonalne.
Byłem zakochany w strzydze.
Rozdział osiemnasty
NAUKA!
Nazajutrz był dzień szósty.
Parafianie stoją na stopniach świątyni i czekają na świętego męża.
Jest to Dzień Upokorzenia. Tego dnia, przed laty, podczas Wojny, żołnierze-uczeni rozrzucili
rozżarzone węgle na stopniach i ganku świątyni, zawiązali plecioną z włosia wołca linę wokół
opornej szyi poprzednika Dziekana Garda i zmusili go, by przeszedł boso po węglach do
własnej świątyni. Tam namówiono go, mówiąc łagodnie, by wyznał, iż jest rodzonym synem
siriS. Ten wypadek został zapisany w honorowych kronikach świątyni i teraz odtwarzano go
corocznie z tą różnicą, że obecnie prałat beneficjant szedł w sandałach po kobiercu z
pachnących kwiatów wysypanych przez wielbiący go tłum. On zaś trzymał koniec otaczającej
jego szyję pętli, która tak naprawdę była naszyjnikiem utwardzanym berylinem i
inkrustowanym klejnotami - podarunkiem od parafian. (Być może powinienem nadmienić, że,
działając w czystym duchu wzajemności, akolici z Dervil zrzucili astronoma z balkonu jego
własnego obserwatorium. Tamto wydarzenie jest teraz czczone przez zrzucanie wielkiej torby
ciastek głodnym dzieciom zgromadzonym daleko w dole. W taki oto sposób prawda została
ukryta i przekręcona. Lecz wracajmy do Dziekana Garda).
Przechodzi i rzuca nam wszystkim (jak i każdemu z osobna) żałobne spojrzenie, by pokazać,
że przebaczył już dawne okrucieństwa. W świątyni kroczy do pulpitu i po należnych
wstępach rozpoczyna swoje orędzie przypisane na to święto. Coś o dwóch aspektach SiriS,
wiecznego, obecnego we wszystkim. Na początku SiriS oczyścił się z wszelkiego zła, stając
się niepokonanym i świętym. Odrzucone zło zlało się w straszliwą karykaturę swego stwórcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl