[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzmi. Powinna mieszkać gdzieś na farmie, gdzie w ogóle nie
kontaktowałaby się ze światem. Musi się nauczyć, że nie po
winna się przejmować tym, co mówią nieuprzejme dziewczy
ny! Ponieważ znała je jeszcze ze szkoły, myślała, że będą dla
niej miłe. Jeśli stało się inaczej, to i tak nie może pozwolić, aby
takie rzeczy wyprowadzały ją z równowagi.
%7łona pastora bardzo ciepło mówiła o ojcu. Jej współczujący
ton pomógł Marion się pozbierać. Uspokoiła się i jej twarz się
rozjaśniła.
W pewnym momencie dojrzał ją pastor stojący w grupie
mężczyzn.
- Panna Warren! - powitał ją serdecznie. - Cieszę się, że cię
widzÄ™. Coraz rzadziej ciÄ™ tu widujemy, prawda? Przychodzisz
na nabożeństwo, ale jakoś nie chcesz spotykać się z nami.
Chciałem z tobą kilka razy porozmawiać, ale zawsze wycho
dziłaś tak szybko. Przy okazji, znasz tego młodzieńca? Jeffer
son, pewnie znacie siÄ™ z pannÄ… Marion?
Marion spojrzała w oczy tego samego młodego mężczyzny,
któremu tak szybko przedstawił ją pan Radnor kilka minut
wcześniej. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że już kiedyś wi
działa te oczy. Musiała go już kiedyś spotkać.
Uśmiechnęła się, nie wiedząc, co powiedzieć, speszona na
gle przez Isabel Cresson i jej koleżanki, które zmierzały w ich
stronę. Znowu ogarnęła ją panika. Nie, nie może się jeszcze raz
z nimi spotkać; na pewno upokorzyłyby ją przed miłym nie
znajomym. Pastor odpowiedział na jakieś pytanie Lymana:
- Tak, musiało cię tu długo nie być. Nie myślałem, że to aż
tyle czasu. Byłeś małym chłopcem, kiedy wyjechałeś. Nie
mogłeś dobrze znać starszych członków kościoła. Ale twój
ojciec ich znał. A ojciec tej młodej damy był solą tej ziemi, był
jednym z najzacniejszych ludzi, jakich znałem. Niedawno zo
stał wezwany...
Marion zrobiło się lżej na sercu. W jakiś szczególny sposób
nieznajomy przyciągnął jej wzrok i w jego twarzy dostrzegła
głębokie współczucie. Zachował się bardzo pięknie; przejął się
nieznajomym, który już nie żył, człowiekiem, którego nawet
nie znał. Uśmiechnęła się do niego w podzięce. Pomyślała, że
nawet gdyby nigdy już nie spotkała tego mężczyzny, zawsze
będzie pamiętała to spojrzenie, będące hołdem dla jej ojca.
Nie miała jednak czasu, aby zebrać słowa. Koleżanki były
już blisko; widziała, że Isabel patrzyła na nieznajomego jak na
starego przyjaciela i zapewne zamierzała z nim porozmawiać.
Toteż Marion podniosła głowę i próbując się uśmiechnąć, po
spiesznie powiedziała:
- Bardzo przepraszam, ale muszę iść. Obiecałam pomóc
w kuchni i na pewno czekajÄ… tam na mnie.
Odwróciła się i przeciskając się między gośćmi, zniknęła
w korytarzu piowadzÄ…cym do kuchni.
9.
Młody człowiek obserwujący nagłe odejście Marion był
oczarowany jej osobą. Bardzo mu się podobał jej delikatny
profil, na który zwrócił uwagę już w filharmonii. Kojarzył go
nieodparcie z piękną muzyką, szlachetnością i wykwintnością.
Jej szczere oczy, szkarłatny kolor prostej sukienki, lekko
zaróżowione policzki i łukowate brwi komponowały się wspa
niale w jedną całość. Gdy nieśmiało uniosła swoje poważne
oczy, pomyślał, że nie pomylił się co do niej. Jeśli prawdą było,
co mówił Radnor o jej rodzinie, to jak ktoś taki mógł się
uchować w tym zepsutym świecie? Była zupełnie inna od
wszystkich dziewcząt, które znał.
Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Isabel Cresson. Była
ubrana w niebieskosrebrną sukienkę, w uszach miała długie
kolczyki, a na szyi długi sznur pereł. Miała krótko obcięte
włosy, pomalowane na karminowo usta i policzki pokryte
różem. Była typową przedstawicielką swojego pokolenia; cyni
czna, pełna życia i śmiała, widać było, że wie, czego chce od
życia. Co za kontrast! Spojrzał w kierunku dziewczyny
w szkarłatnej sukience i zapragnął, żeby wróciła i porozma
wiała z nim.
- Witaj, Jeff! - pozdrowiła go Isabel. - Spotykamy się tylko
w kościele. Zmieniłeś się w tej Europie, widać cię tylko na
takich spotkaniach. Dlaczego nie przyjdziesz do klubu, jak
dawniej? Zrobili tam teraz nowy parkiet, najlepszy w okolicy,
i zapraszają najlepsze orkiestry. Nie wiedziałeś o tym, prawda?
A przecież jesteś w domu już ponad rok. Co ci tam zrobili?
84
Zamienili cię w staruszka? Zapomniałeś o starych przyja
ciołach? O co chodzi? Jesteś zapracowany? Przyjdz w nie
dzielÄ™ rano na pole golfowe, pogramy sobie. Coraz lepiej mi
idzie. Chcesz się przekonać? A może dasz mi szansę odegrać
się w tenisa? Pamiętasz, jak kiedyś graliśmy? Nie zapomniałeś
jeszcze, jak siÄ™ trzyma rakietÄ™? Otworzyli cztery nowe korty,
z bardzo dobrą nawierzchnią. Też niezle gram. Kupiłam sobie
ostatnio świetną n o w ą rakietę. Muszę ją wypróbować. S ł u -
cham? Co? Musisz iść do kościoła? Coś takiego! Nie możesz
raz nie iść? No to idz o szóstej rano, a potem pójdziemy na
kawę i wtedy będziemy mieli mnóstwo czasu. Albo idz jeszcze
wcześniej. Co? Ależ Jeff! Chyba nie zwapniałeś do tego stop
nia, że nie pójdziesz poruszać się trochę w niedzielę. Powiedz,
dlaczego nie chcesz? Myślałam, że jesteś nowoczesny.
Myślałam, że za granicą pozbyłeś się swoich sztywnych zasad.
Przestań być taki konserwatywny! Co jest złego w bieganiu za
piłką na świeżym powietrzu? Wszyscy to robią, przynajmniej
wszyscy nasi starzy znajomi. Nawet pastor z kościoła, gdzie
chodzą moi przyjaciele, po porannym nabożeństwie cały czas
poświęca na rekreację. Mówi, że tak naucza Biblia. Niedziela
była stworzona dla człowieka. Chyba się z tym zgadzasz. Nie
chcesz w niedzielę? No to możemy zagrać w sobotę.
Umówiłam się, ale mogę to odwołać. Co ty na to?
- Niestety, nie mogę - odparł lekko rozbawiony. - M a m
w planach coś innego na ten dzień. Przy okazji, nie słyszałem,
żebyś miała dzisiaj zaśpiewać. Miałaś ładny głos, gdy byłaś
dzieckiem. Pewnie mocno nad nim pracujesz?
Skrzywiła się.
- Kto? Ja? C z y nad czymkolwiek kiedyÅ› mocno p r a -
cowałam? Brałam lekcje, oczywiście. Kilka nawet z niesamo
witym tenorem, prawdziwym Włochem, który miał prześliczne
oczy. Wszystkie dziewczyny się w nim kochały. Ale, niestety,
był żonaty i żona nie chciała mu dać rozwodu. To tragiczne,
prawda? Gdybym miała męża i zapragnąłby on wolności, na
pewno bym się nie sprzeciwiała. Często się zdarza, że ludzie
przyczepiają się do kogoś, kto właśnie pragnie być sam. P r a w -
da? Wydaje mi się, że Europejczycy są znacznie bardziej no
wocześni w tych sprawach. Powiedz mi, jak było na Syberii,
85
umieram z ciekawości. Nie bałeś się? Byłeś zawsze taki od
ważny. Cieszę się, że już wróciłeś. Musisz przyjść potańczyć
w następną sobotę. Będzie świetnie. Wiesz, że samo urządze
nie sali kosztowało...
Oczy Jeffersona zwrócone były jednak w przeciwny róg sali,
gdzie dziewczyna w satynowej sukience koloru szkarłatnych
róż nakrywała do stołu, ostrożnie rozstawiając filiżanki, tale
rzyki, cukierniczki i dzbanuszki.
- Przepraszam na moment, Isabel - powiedział nagle.
- Muszę z kimś porozmawiać.
Odwrócił się i odszedł.
-Nie wytrzymam! -wykrzyknęła do Alinę Baines, która nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
ludzmi. Powinna mieszkać gdzieś na farmie, gdzie w ogóle nie
kontaktowałaby się ze światem. Musi się nauczyć, że nie po
winna się przejmować tym, co mówią nieuprzejme dziewczy
ny! Ponieważ znała je jeszcze ze szkoły, myślała, że będą dla
niej miłe. Jeśli stało się inaczej, to i tak nie może pozwolić, aby
takie rzeczy wyprowadzały ją z równowagi.
%7łona pastora bardzo ciepło mówiła o ojcu. Jej współczujący
ton pomógł Marion się pozbierać. Uspokoiła się i jej twarz się
rozjaśniła.
W pewnym momencie dojrzał ją pastor stojący w grupie
mężczyzn.
- Panna Warren! - powitał ją serdecznie. - Cieszę się, że cię
widzÄ™. Coraz rzadziej ciÄ™ tu widujemy, prawda? Przychodzisz
na nabożeństwo, ale jakoś nie chcesz spotykać się z nami.
Chciałem z tobą kilka razy porozmawiać, ale zawsze wycho
dziłaś tak szybko. Przy okazji, znasz tego młodzieńca? Jeffer
son, pewnie znacie siÄ™ z pannÄ… Marion?
Marion spojrzała w oczy tego samego młodego mężczyzny,
któremu tak szybko przedstawił ją pan Radnor kilka minut
wcześniej. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że już kiedyś wi
działa te oczy. Musiała go już kiedyś spotkać.
Uśmiechnęła się, nie wiedząc, co powiedzieć, speszona na
gle przez Isabel Cresson i jej koleżanki, które zmierzały w ich
stronę. Znowu ogarnęła ją panika. Nie, nie może się jeszcze raz
z nimi spotkać; na pewno upokorzyłyby ją przed miłym nie
znajomym. Pastor odpowiedział na jakieś pytanie Lymana:
- Tak, musiało cię tu długo nie być. Nie myślałem, że to aż
tyle czasu. Byłeś małym chłopcem, kiedy wyjechałeś. Nie
mogłeś dobrze znać starszych członków kościoła. Ale twój
ojciec ich znał. A ojciec tej młodej damy był solą tej ziemi, był
jednym z najzacniejszych ludzi, jakich znałem. Niedawno zo
stał wezwany...
Marion zrobiło się lżej na sercu. W jakiś szczególny sposób
nieznajomy przyciągnął jej wzrok i w jego twarzy dostrzegła
głębokie współczucie. Zachował się bardzo pięknie; przejął się
nieznajomym, który już nie żył, człowiekiem, którego nawet
nie znał. Uśmiechnęła się do niego w podzięce. Pomyślała, że
nawet gdyby nigdy już nie spotkała tego mężczyzny, zawsze
będzie pamiętała to spojrzenie, będące hołdem dla jej ojca.
Nie miała jednak czasu, aby zebrać słowa. Koleżanki były
już blisko; widziała, że Isabel patrzyła na nieznajomego jak na
starego przyjaciela i zapewne zamierzała z nim porozmawiać.
Toteż Marion podniosła głowę i próbując się uśmiechnąć, po
spiesznie powiedziała:
- Bardzo przepraszam, ale muszę iść. Obiecałam pomóc
w kuchni i na pewno czekajÄ… tam na mnie.
Odwróciła się i przeciskając się między gośćmi, zniknęła
w korytarzu piowadzÄ…cym do kuchni.
9.
Młody człowiek obserwujący nagłe odejście Marion był
oczarowany jej osobą. Bardzo mu się podobał jej delikatny
profil, na który zwrócił uwagę już w filharmonii. Kojarzył go
nieodparcie z piękną muzyką, szlachetnością i wykwintnością.
Jej szczere oczy, szkarłatny kolor prostej sukienki, lekko
zaróżowione policzki i łukowate brwi komponowały się wspa
niale w jedną całość. Gdy nieśmiało uniosła swoje poważne
oczy, pomyślał, że nie pomylił się co do niej. Jeśli prawdą było,
co mówił Radnor o jej rodzinie, to jak ktoś taki mógł się
uchować w tym zepsutym świecie? Była zupełnie inna od
wszystkich dziewcząt, które znał.
Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Isabel Cresson. Była
ubrana w niebieskosrebrną sukienkę, w uszach miała długie
kolczyki, a na szyi długi sznur pereł. Miała krótko obcięte
włosy, pomalowane na karminowo usta i policzki pokryte
różem. Była typową przedstawicielką swojego pokolenia; cyni
czna, pełna życia i śmiała, widać było, że wie, czego chce od
życia. Co za kontrast! Spojrzał w kierunku dziewczyny
w szkarłatnej sukience i zapragnął, żeby wróciła i porozma
wiała z nim.
- Witaj, Jeff! - pozdrowiła go Isabel. - Spotykamy się tylko
w kościele. Zmieniłeś się w tej Europie, widać cię tylko na
takich spotkaniach. Dlaczego nie przyjdziesz do klubu, jak
dawniej? Zrobili tam teraz nowy parkiet, najlepszy w okolicy,
i zapraszają najlepsze orkiestry. Nie wiedziałeś o tym, prawda?
A przecież jesteś w domu już ponad rok. Co ci tam zrobili?
84
Zamienili cię w staruszka? Zapomniałeś o starych przyja
ciołach? O co chodzi? Jesteś zapracowany? Przyjdz w nie
dzielÄ™ rano na pole golfowe, pogramy sobie. Coraz lepiej mi
idzie. Chcesz się przekonać? A może dasz mi szansę odegrać
się w tenisa? Pamiętasz, jak kiedyś graliśmy? Nie zapomniałeś
jeszcze, jak siÄ™ trzyma rakietÄ™? Otworzyli cztery nowe korty,
z bardzo dobrą nawierzchnią. Też niezle gram. Kupiłam sobie
ostatnio świetną n o w ą rakietę. Muszę ją wypróbować. S ł u -
cham? Co? Musisz iść do kościoła? Coś takiego! Nie możesz
raz nie iść? No to idz o szóstej rano, a potem pójdziemy na
kawę i wtedy będziemy mieli mnóstwo czasu. Albo idz jeszcze
wcześniej. Co? Ależ Jeff! Chyba nie zwapniałeś do tego stop
nia, że nie pójdziesz poruszać się trochę w niedzielę. Powiedz,
dlaczego nie chcesz? Myślałam, że jesteś nowoczesny.
Myślałam, że za granicą pozbyłeś się swoich sztywnych zasad.
Przestań być taki konserwatywny! Co jest złego w bieganiu za
piłką na świeżym powietrzu? Wszyscy to robią, przynajmniej
wszyscy nasi starzy znajomi. Nawet pastor z kościoła, gdzie
chodzą moi przyjaciele, po porannym nabożeństwie cały czas
poświęca na rekreację. Mówi, że tak naucza Biblia. Niedziela
była stworzona dla człowieka. Chyba się z tym zgadzasz. Nie
chcesz w niedzielę? No to możemy zagrać w sobotę.
Umówiłam się, ale mogę to odwołać. Co ty na to?
- Niestety, nie mogę - odparł lekko rozbawiony. - M a m
w planach coś innego na ten dzień. Przy okazji, nie słyszałem,
żebyś miała dzisiaj zaśpiewać. Miałaś ładny głos, gdy byłaś
dzieckiem. Pewnie mocno nad nim pracujesz?
Skrzywiła się.
- Kto? Ja? C z y nad czymkolwiek kiedyÅ› mocno p r a -
cowałam? Brałam lekcje, oczywiście. Kilka nawet z niesamo
witym tenorem, prawdziwym Włochem, który miał prześliczne
oczy. Wszystkie dziewczyny się w nim kochały. Ale, niestety,
był żonaty i żona nie chciała mu dać rozwodu. To tragiczne,
prawda? Gdybym miała męża i zapragnąłby on wolności, na
pewno bym się nie sprzeciwiała. Często się zdarza, że ludzie
przyczepiają się do kogoś, kto właśnie pragnie być sam. P r a w -
da? Wydaje mi się, że Europejczycy są znacznie bardziej no
wocześni w tych sprawach. Powiedz mi, jak było na Syberii,
85
umieram z ciekawości. Nie bałeś się? Byłeś zawsze taki od
ważny. Cieszę się, że już wróciłeś. Musisz przyjść potańczyć
w następną sobotę. Będzie świetnie. Wiesz, że samo urządze
nie sali kosztowało...
Oczy Jeffersona zwrócone były jednak w przeciwny róg sali,
gdzie dziewczyna w satynowej sukience koloru szkarłatnych
róż nakrywała do stołu, ostrożnie rozstawiając filiżanki, tale
rzyki, cukierniczki i dzbanuszki.
- Przepraszam na moment, Isabel - powiedział nagle.
- Muszę z kimś porozmawiać.
Odwrócił się i odszedł.
-Nie wytrzymam! -wykrzyknęła do Alinę Baines, która nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]