[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtedy pojawiła się nadzieja. Znieg topniał jednak opornie - szczególnie w
okolicach potoku, gdzie po raz kolejny utworzyły się zaspy. A właśnie
tam Missie planowała urządzić swój ogród... Czuła ogromną pokusę, by
wziąć do rąk narzędzia, ale powstrzymała się przed nierozsądną stratą
czasu i energii. Znieg stopniowo ustępował, aż pewnego dnia Missie z
zaskoczeniem dostrzegła, że wszystkie ślady po zimie zniknęły. Zaczęła
namawiać Willie go, by zaorał jej kawałek ziemi. On jednak wykazywał
więcej cierpliwości niż ona.
- Jest jeszcze trochę za wcześnie - tłumaczył. - Ziemia nie miała okazji
się ogrzać. Pamiętaj, że to nie jest Wschód. Jesteśmy w górach i w nocy
wciąż zdarzają się przymrozki.
Missie nie potrafiła jednak zaakceptować faktu, że musi czekać.
Willie, zdając sobie sprawę, ile to dla niej znaczy, ustąpił i użył pługa,
choć nie był przekonany, że w ten sposób należy przyspieszać wiosenny
sezon.
Poczuła ulgę, gdy nareszcie mogła posortować nasiona i zacząć je
wysiewać. Zabrała ze sobą koc, na którym położyła Nathana i wzięła się
do pracy. Była pewna, że dziecko będzie pogodne, kiedy w końcu opuści
cztery ściany lepianki, ale maluch rozglądał się skonsternowany i szybko
zaczął marudzić. Próbowała go zabawić, lecz mały nie przestawał płakać.
Odwróciła go na brzuch i klepała po pleckach, aż po jakimś
czasie spokojnie zasnął. Zwieże powietrze w końcu powinno dobrze
mu zrobić.
- Synku, nawet nie wiesz ile tracisz, gdy śpisz - szeptała. - Czyste
błękitne niebo, wiosenne powietrze i zapach ziemi... Mam nadzieję, że
pewnego dnia docenisz to wszystko. Lecz póki co twoja mama cieszy się
za ciebie.
Missie zaczęła siać; była zadowolona, że ma dosyć nasion. Głodna
zarówno fizycznie, jak i psychicznie myślała o nowalijkach. Jej
niecierpliwość rosła z każdym nasionkiem wsypywanym do ziemi.
Niemal czuła zapach warzyw gotowanych niebawem na swoim piecu. Ich
smak i aromat był wyrazny w jej wyobrazni.
Szybko skończyła swoją pracę. Mały ogród był zasiany. Nathan wciąż
spał, więc usiadła obok niego na kocu i wsłuchiwała się w cichy szum
potoku, który płynął nieopodal. Jak dobrze było znów poczuć powiew
życia! Podziękowała Bogu, że zima nie trwa wiecznie i że w końcu
nadeszła wiosna... że odszedł chłód i ociężałość, a nastało ciepło i życie.
Chłopiec obudził się i Missie wzięła go na ręce. Mówiła do niego
czule i zachęcała, by dostrzegał to samo co ona, odczuwał w ten sam
sposób, co ona i oddychał tak samo głęboko. Lecz jak wszystkie
niemowlęta, wydawał się być świadomy jedynie tego, co komunikował
mu wyraz twarzy matki i jej uścisk, kiedy trzymała go blisko i szeptała
czułe słowa. W końcu Missie pozbierała rzeczy, zawiązała nosidełko,
umieściła w nim niemowlę i wróciła do domu. Wiedziała, że Nathan jest
już głodny i będzie domagał się swojego posiłku. Nakarmi go, zanim
przygotuje obiad.
Tej nocy zaczęło znów sypać. Kiedy Missie wyjrzała następnego
poranka z nadzieją, że znów ujrzy słońce, rozczarowała się widząc cały
świat pokryty śniegiem. Willie widział wyraz jej twarzy i słyszał okrzyk
rozczarowania. Podszedł do niej przy oknie i wyjrzał przez szybę.
- Jest wilgoć... to dobrze zrobi twoim nasionkom. Wkrótce przyjdzie
na nie słońce.
Starała się nie rozpłakać i odpowiedziała Willie mu uśmiechem. Nie
wiedziała, czy ma rację, ale chciała mu okazać, jak bardzo go kocha za
jego troskę.
Słońce prawie natychmiast stopiło śnieg, kiedy swymi ciepłymi
promieniami smagało brązową ziemię. Przez wiele poranków Missie
budziła się i obserwowała jeszcze śnieg lub szron pokrywający ziemię.
Modliła się wtedy, by żadna z zasianych roślin, nie wyłoniła się spod
osłony gleby. Choć wiedziała, że roślinki były bezpieczne, kiedy tkwiły
pod osłoną ziemi, to tęskniła za ich pojawieniem się. Codziennie
wyczekiwała oznak życia w swoim ogrodzie. W końcu pojawiło się. Tu i
tam zielone zdzbła zaczęły wyłaniać się, rozmieszczone równo w
rządkach. Maleńkie listki wystrzeliwały stopniowo, aż w końcu wyraznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
wtedy pojawiła się nadzieja. Znieg topniał jednak opornie - szczególnie w
okolicach potoku, gdzie po raz kolejny utworzyły się zaspy. A właśnie
tam Missie planowała urządzić swój ogród... Czuła ogromną pokusę, by
wziąć do rąk narzędzia, ale powstrzymała się przed nierozsądną stratą
czasu i energii. Znieg stopniowo ustępował, aż pewnego dnia Missie z
zaskoczeniem dostrzegła, że wszystkie ślady po zimie zniknęły. Zaczęła
namawiać Willie go, by zaorał jej kawałek ziemi. On jednak wykazywał
więcej cierpliwości niż ona.
- Jest jeszcze trochę za wcześnie - tłumaczył. - Ziemia nie miała okazji
się ogrzać. Pamiętaj, że to nie jest Wschód. Jesteśmy w górach i w nocy
wciąż zdarzają się przymrozki.
Missie nie potrafiła jednak zaakceptować faktu, że musi czekać.
Willie, zdając sobie sprawę, ile to dla niej znaczy, ustąpił i użył pługa,
choć nie był przekonany, że w ten sposób należy przyspieszać wiosenny
sezon.
Poczuła ulgę, gdy nareszcie mogła posortować nasiona i zacząć je
wysiewać. Zabrała ze sobą koc, na którym położyła Nathana i wzięła się
do pracy. Była pewna, że dziecko będzie pogodne, kiedy w końcu opuści
cztery ściany lepianki, ale maluch rozglądał się skonsternowany i szybko
zaczął marudzić. Próbowała go zabawić, lecz mały nie przestawał płakać.
Odwróciła go na brzuch i klepała po pleckach, aż po jakimś
czasie spokojnie zasnął. Zwieże powietrze w końcu powinno dobrze
mu zrobić.
- Synku, nawet nie wiesz ile tracisz, gdy śpisz - szeptała. - Czyste
błękitne niebo, wiosenne powietrze i zapach ziemi... Mam nadzieję, że
pewnego dnia docenisz to wszystko. Lecz póki co twoja mama cieszy się
za ciebie.
Missie zaczęła siać; była zadowolona, że ma dosyć nasion. Głodna
zarówno fizycznie, jak i psychicznie myślała o nowalijkach. Jej
niecierpliwość rosła z każdym nasionkiem wsypywanym do ziemi.
Niemal czuła zapach warzyw gotowanych niebawem na swoim piecu. Ich
smak i aromat był wyrazny w jej wyobrazni.
Szybko skończyła swoją pracę. Mały ogród był zasiany. Nathan wciąż
spał, więc usiadła obok niego na kocu i wsłuchiwała się w cichy szum
potoku, który płynął nieopodal. Jak dobrze było znów poczuć powiew
życia! Podziękowała Bogu, że zima nie trwa wiecznie i że w końcu
nadeszła wiosna... że odszedł chłód i ociężałość, a nastało ciepło i życie.
Chłopiec obudził się i Missie wzięła go na ręce. Mówiła do niego
czule i zachęcała, by dostrzegał to samo co ona, odczuwał w ten sam
sposób, co ona i oddychał tak samo głęboko. Lecz jak wszystkie
niemowlęta, wydawał się być świadomy jedynie tego, co komunikował
mu wyraz twarzy matki i jej uścisk, kiedy trzymała go blisko i szeptała
czułe słowa. W końcu Missie pozbierała rzeczy, zawiązała nosidełko,
umieściła w nim niemowlę i wróciła do domu. Wiedziała, że Nathan jest
już głodny i będzie domagał się swojego posiłku. Nakarmi go, zanim
przygotuje obiad.
Tej nocy zaczęło znów sypać. Kiedy Missie wyjrzała następnego
poranka z nadzieją, że znów ujrzy słońce, rozczarowała się widząc cały
świat pokryty śniegiem. Willie widział wyraz jej twarzy i słyszał okrzyk
rozczarowania. Podszedł do niej przy oknie i wyjrzał przez szybę.
- Jest wilgoć... to dobrze zrobi twoim nasionkom. Wkrótce przyjdzie
na nie słońce.
Starała się nie rozpłakać i odpowiedziała Willie mu uśmiechem. Nie
wiedziała, czy ma rację, ale chciała mu okazać, jak bardzo go kocha za
jego troskę.
Słońce prawie natychmiast stopiło śnieg, kiedy swymi ciepłymi
promieniami smagało brązową ziemię. Przez wiele poranków Missie
budziła się i obserwowała jeszcze śnieg lub szron pokrywający ziemię.
Modliła się wtedy, by żadna z zasianych roślin, nie wyłoniła się spod
osłony gleby. Choć wiedziała, że roślinki były bezpieczne, kiedy tkwiły
pod osłoną ziemi, to tęskniła za ich pojawieniem się. Codziennie
wyczekiwała oznak życia w swoim ogrodzie. W końcu pojawiło się. Tu i
tam zielone zdzbła zaczęły wyłaniać się, rozmieszczone równo w
rządkach. Maleńkie listki wystrzeliwały stopniowo, aż w końcu wyraznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]